[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To cudownie! - Uściskała go z radością. - Będę odliczać każdą minutę... - szepnęła
mu do ucha.
Przez ostatnie lata myślała, że przejdzie przez życie samotnie. Teraz los podarował im drugą
szansę.
- Jedz ostrożnie - poprosił z troską w głosie i pocałował ją namiętnie na pożegnanie.
Po powrocie z Nowego Orleanu Margot miała dni szczelnie wypełnione rozlicznymi
zajęciami. W poniedziałek spotkała się z agentem od nieruchomości. We wtorek zaś odbyła
poważną rozmowę ze swoimi pracownikami. Jessie z radością przyjęła propozycję zostania
wspólniczką Margot. Dobrze więc, że przynajmniej ze sklepem nie będzie żadnych
problemów.
Wpadła też do rezydencji i przejrzała do końca korespondencję. Niestety, nie znalazła niczego
więcej, co dotyczyłoby jej ojca. Ale nadal była przekonana, że to babka zniszczyła
małżeństwo rodziców. W zasadzie nie potrzebowała już żadnego dowodu. Caroline
przygotowała kolację. Podając do stołu, powiedziała:
- Przyszło sporo poczty, odkąd panienka była tu po raz ostatni. Ale niech panienka
najpierw zje, a potem czytanie. - Mówiąc to, położyła stertę kopert obok jej nakrycia.
Margot kiwnęła głową i poczekała, aż Caroline wyjdzie. Zaraz potem wzięła stosik do ręki i
zaczęła go przeglądać. Jej wzrok przykuła koperta zaadresowana czyjąś niepewną, drżącą
ręką:  Do wnuczek Harriet Beaufort".
Zaintrygowana otworzyła ją natychmiast. Była tam kartka z kondolencjami od Edith Strong.
To z pewnością ta przyjaciółka babki, która pisała do niej przed laty. Na odwrocie koperty
widniał adres zwrotny. Był to dom starców położony niedaleko Natchez.
Margot poderwała się i pobiegła do telefonu.
- Marstall.
Głos Rauda był jak zwykle mocny i głęboki. Uwielbiała go słuchać.
- Cześć, tu Margot. Zgadnij, co dostałam?
- Główną wygraną na loterii?
- Lepiej! Pamiętasz list od Edith, w którym wspominała, że Harriet maczała palce w
rozejściu się moich rodziców?
- Oczywiście, że pamiętam.
- Myślę, że mam kartkę od tej samej Edith. Przysłała kondolencje. Raud, ona mieszka
niedaleko Natchez!
- Chcesz się z nią spotkać?
- Koniecznie! Może będzie pamiętała szczegóły tego wydarzenia sprzed lat?
- Dobrze. Jeśli chcesz, pójdziemy tam razem. Przyjadę do ciebie jutro koło pierwszej.
Margot najchętniej wsiadłaby do samochodu i pojechała tam natychmiast. Ale to przecież i
tak niczego nie zmieni. Mogła więc spokojnie poczekać na Rauda. Będzie jej razniej.
- Ale wpadnij do mnie do biura. Tylko się nie spóznij!
- Będę punktualnie. Obiecuję. Bardzo się już za tobą stęskniłem...
Boże, jak działał na nią ten jego przytłumiony głos. Poczuła, jak drży od środka. Zamknęła
oczy.
- Ja też marzę, by cię zobaczyć. Nie mogę się już doczekać...
- Na szczęście, do jutra niedaleko. Trzymaj się, kochanie. Całuję cię.
- Więc do jutra.
I znowu będą razem. Tak się rozmarzyła, iż niemal zapomniała o Edith. Bardzo tęskniła za
Raudem. Ten weekend udowodnił, że należeli do siebie.
W środę, już od rana nie mogła się na niczym skupić. Na samą myśl o kawie zrobiło jej się
niedobrze. Z trudem zjadła tost i wypiła kilka łyków herbaty. Wzięła kartkę od Edith i
pojechała do pracy. Za każdym razem, gdy ktoś wchodził do sklepu, podskakiwała z radości
w nadziei, że to Raud. Kiedy Jessie zaproponowała, że zjedzą wspólnie lunch, grzecznie
odmówiła. Nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie. Była zdenerwowana. Może dzisiaj
pozna prawdę o swoim ojcu? Może dowie się, co zrobiła wówczas jej babcia, żeby pozbyć się
niechcianego zięcia? A jeśli nie? No cóż, trudno. Teraz najważniejszy był dla niej Raud i ich
wspólne plany. To na nich chciała skupić całą swoją uwagę.
Stanął w drzwiach dokładnie o pierwszej. Wszedł i natychmiast wypełnił sobą całą
przestrzeń. Emanowało z niego tyle energii... Margot chwyciła torebkę i wybiegła mu
naprzeciw.
- Witaj! - powiedziała radośnie.
- Cześć, kochanie. - Mocno ją pocałował.
- Tęskniłam za tobą - zamruczała jak kotka. - Nie lubię tych rozstań, ale powroty są
takie słodkie...
Objął ją wpół i przycisnął do siebie.
- Pojedzmy teraz odszukać tę przyjaciółkę Harriet. -A potem będę cię miał tylko dla
siebie, pomyślał.
- Mam nadzieję, że ona coś pamięta z tamtych lat -szepnęła Margot, z trudem łapiąc
oddech.
Podróż nie trwała zbyt długo. Zaparkowali samochód i wysiedli. Margot poczuła mdłości.
Miała nadzieję, że uda im się wreszcie rozwiązać tę zagadkę. A jeśli nie, czy będzie miała
siłę, aby dalej szukać? Czy może raczej da sobie spokój i zajmie się swoim małżeństwem? Jej
rodzice nie mieli tej szansy...
Po chwili znalezli się w środku. Recepcjonistka skierował ich do przytulnego pokoju, w
którym mieli zaczekać na Edith. Upłynęło zaledwie kilka minut, gdy pielęgniarka przywiozła
na wózku małą, bardzo szczupłą staruszkę.
- Edith Strong? - zapytała Margot, wyciągając dłoń na powitanie.
- Tak, tak. Nieczęsto miewam gości. Kim jesteś, moje dziecko?
Wyglądała dużo starzej niż Harriet. Była siwa, a jej twarz żłobiła siateczka zmarszczek.
- Nazywam się Margot Beaufort. Jestem najstarszą wnuczką Harriet. Wczoraj
dostałam od pani kartkę.
Edith wskazała jej miejsce obok siebie.
- Usiądz, dziecino. Byłam przekonana, że odejdę z tego świata przed Harriet. Tyle
miała wigoru... Sądziłam, że nas wszystkich przeżyje... Parę lat temu upadlam i złamałam
biodro. To mógł być mój koniec. Ale jak widać, żyję, choć nigdy już nie będę chodzić o
własnych siłach.
- Harriet była pani przyjaciółką? - Margot próbowała naprowadzić starszą panią na
właściwy temat. Rozpierała ją niecierpliwość.
- O tak, byłyśmy przyjaciółkami przez wiele lat. - Jej głos nabrał nagle mocy. -
Przeżyłyśmy w naszych wzajemnych kontaktach różne wzloty i upadki...
- A przyczyną jednego z tych upadków było to, że Harriet wyrzuciła z domu mojego
ojca?
Staruszka spojrzała zdziwiona na Margot.
- To i o tym wiesz? Margot pokiwała głową.
- Nie znam szczegółów, ale miałam nadzieję, że pani mi je zdradzi.
Przez chwilę Edith patrzyła na nią ze współczuciem, a potem zaczęła opowieść.
- Powiedziałam jej wtedy, że jest szalona. Dopiero kiedy Amanda zmarła, zaczęła
żałować swojego kroku. Gdyby się w to małżeństwo nie wtrącała, wasza matka żyłaby
pewnie do dziś. Ale Harriet zawsze i za wszelką cenę chciała wszystko i wszystkich sobie
podporządkować. Kiedy Amanda wyszła za Sama Williamsa, wasza babka była wściekła.
- Jak zdołała spowodować, by ojciec od nas odszedł i nigdy więcej się nie pojawił? -
zapytała Margot bez ogródek.
- Amanda wyszła za Sama w Nowym Orleanie. On zaś pracował na platformie
wiertniczej. A Harriet dowiedziała się o ich ślubie na krótko przed twoim urodzeniem,
Margot. Sam był taki przystojny i dobrze zbudowany. Miał ciemne włosy... - spojrzała na
Margot - jesteś nawet do niego podobna. I uwielbiał cię. Wiele razy widziałam, jak się z tobą
bawił. Podrzucał cię do góry, śmiał się i nazywał cię swoim słoneczkiem.
Margot przełknęła z trudem. W jej oczach zakręciły się łzy. A więc kochał ją i nie chciał
odejść.
- Co się w takim razie stało?
- Tom Prescott... - - wyrwało się staruszce.
- Jak to Tom Prescott? - Margot znała to nazwisko. To była jedna z najstarszych i
najbogatszych rodzin nad Missisipi. Dorobili się fortuny na handlu bawełną i ryżem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl