[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ina czuła ulgę, ale jednocześnie nie pozbyła się podejrzeń.
Aatwo poszło.
Zbyt łatwo.
I to ją denerwowało.
- Doskonale. - Lucian klęczał na brzegu koca. Uśmie-
chnął się do córki i potrząsnął pluszowym psem. Było to
jedno z przynajmniej sześciu zwierzaków, jakie dla niej ku-
pił. Piesek chyba wyjątkowo przypadł Emmie do gustu. -
Zrobimy ci z nim zdjęcie, co?
- Już zrobiliśmy - poinformowała go Raina. - Z pięć
albo sześć razy. Powinniśmy wracać do domu.
- Czemu? - Wyjął z kieszeni nowy film. - Błękitne
niebo, kilka chmurek na horyzoncie, ciepły wietrzyk. Em-
ma świetnie się bawi. Cóż lepszego moglibyśmy robić?
Na tym właśnie polegał problem. Raina nie potrafiła
wy
myślić nic lepszego. Zresztą nie tylko Emma dobrze się ba
wiła. Ona sama też nie mogła narzekać. I to było niebez
pieczne. Im więcej czasu spędzała z Lucianem, tym trudniej
będzie jej wyjechać.
Przez ostatnie dwa dni zachowywał się jak dżentel-
men. Wypytywał ją o pracę, zabawiał. Ani razu nie wspo-
mniał o ich wspólnej nocy, nie zadawał żadnych związa-
nych i z tym pytań.
Namieszał jej w głowie.
81
S
R
Każde niewinne dotknięcie ramienia czy dłoni sprawia-
ło, że miękła w środku. Wystarczyło, że na nią spojrzał, że
posłał jej ten zabójczy uśmiech Sinclairów, a kolana się
pod nią uginały.
Właśnie teraz wyszczerzył do niej zęby. Dobrze, że
trzymała Emmę na rękach. Wystarczyło jedno spojrzenie i
zupełnie traciła głowę.
- Co? - zapytała odrobinę ostrzej, niż zamierzała.
Usiadł obok niej, wyciągnął swoje długie, muskularne no-
gi, wziął od niej Emmę i posadził ją sobie na kolanach.
- Tak się zastanawiam, czy byłaś równie trudna wtedy,
gdy pozowałaś do reklam?
Wzniosła oczy do góry.
- Proszę pana, jeśli panu się wydaje, że ja jestem trud-
na, to niech pan przyjdzie za kulisy podczas jednego z moich
pokazów. Te dziewczyny nadają słowu  trudny" zupełnie
nowe znaczenie. A zresztą... - Uniosła włosy z karku i roz-
koszowała się powiewami chłodnego wiatru. - To było daw-
no temu.
- Czemu to rzuciłaś? - zapytał Lucian. - Sławę, wielki
świat.
Nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Osiem godzin pozowania w bikini na szczycie góry,
narażona na chłód i wiatr albo sześć godzin w ciężkim
sprzęcie do wspinaczki w nieznośnym upale studia. Zwiet-
na zabawa.
Uśmiechnął się i podrzucił Emmę na kolanach. Dziew-
czynka zachichotała.
- Według Melanie, gdybyś nie odeszła z branży, Rainę
można by dziś porównywać do Cindy czy Christy. Podobno
miałaś swój styl.
82
S
R
- Melanie jest moją przyjaciółką. Czuje się w obowiąz-
ku mówić takie rzeczy. - Obejrzała się, zerwała żółty kwia-
tek i połaskotała nim córeczkę w policzek. - A jeśli chodzi
o  styl", to wszystko sprowadzało się do trzech min.
- Naprawdę? - Podniósł aparat. - Sprawdzmy. - Po
czym mruknął do Emmy: - Powiedz mamusi, że przestanę
robić zdjęcia, jeśli zgodzi się współpracować.
- Słowo?
- Słowo.
- No, to dobrze. Oto mina pod tytułem:  Kto? Ja?".
Wyobrażam sobie zawsze, że wygrałam coś na loterii. -
Podrzuciła głowę, uniosła brwi i zacisnęła usta. Lucian
pstryknął zdjęcie. - A to  Nie mam pojęcia". Myślę wtedy
o tym, co się kryje wewnątrz balonu.
Lucian parsknął śmiechem i zrobił kolejne zdjęcie.
Emma wsadziła sobie grzechotkę do buzi i zaczęła gawo-
rzyć.
- A to  Chodz i wez mnie, jestem twoja". Schyliła gło
wę, podniosła wzrok i rozchyliła wargi. - Wyobrażam so
bie, że całuję się z...
Tobą.
Wyjrzał zza aparatu.
- Z kim? Zarumieniła się.
- Z... z Harrym Connickiem Juniorem.
- Z Harrym Connickiem Juniorem? - spojrzał na nią
z niedowierzaniem.
Kiwnęła głową.
- Szaleję za nim.
Pokręcił głową. Uniósł aparat.
- Nie ruszaj się.
83
S
R
Spojrzała na jego usta i znowu jej się przypomniało,
jakie cuda potrafił robić samymi wargami. Wiatr musnął jej
ciepłą skórę. Niósł zapach hiacyntów. A ona myślała jedy-
nie o tym, jak bardzo chciałaby poczuć znów te wargi na
swojej skórze. Odruchowo pochyliła się w jego stronę.
- Halo? Jest tu kto?
Raina poderwała się na dzwięk głosu Melanie. Poje-
chała z Gabe'em do lekarza. Najwyrazniej już wrócili.
- Tutaj - zawołał Lucian, po czym pstryknął Gabe'owi
i Melanie zdjęcie, gdy szli przez trawnik.
Gabe wziął Emmę na ręce, na co dziewczynka aż pi-
snęła z radości, a Lucian zrobił kolejne zdjęcie.
- Oho - Melanie spojrzała na aparat. - Coś mi się zdaje,
że ktoś sobie dzisiaj kupił nową zabawkę.
- Jak tam wizyta? - zapytała Raina.
- Doktor mówi, że wszystko jest w porządku. - Mela-
nie pogładziła czule swój brzuch i uśmiechnęła się. - Już
niedługo.
- Pewnie - powiedział Gabe. - Jeśli miałaby się zrobić
jeszcze większa, to chyba musiałbym poszerzać drzwi.
- A jak myślisz? Po co za ciebie wyszłam? - Melanie
przechyliła głowę i spojrzała na męża. - Kobieta nigdy nie
wie, kiedy będzie potrzebowała dobrego stolarza albo me-
chanika. A ponieważ Bill z warsztatu był już żonaty, zo-
stałeś mi tylko ty.
- A ja myślałem, że wyszłaś za mnie, bo jestem przy-
stojny i mam poczucie humoru - odparł Gabe z miną smut-
nego psa.
- Gdyby zależało jej na tym, to by wyszła za mnie -
zażartował Lucian.
84
S
R
- Chodz, ślicznotko. - Melanie wzięła dziecko od Ga-
be'a i ruszyła w stronę domu. - Emma i ja jesteśmy głodne,
prawda?
- W dużej zamrażarce jest chyba z pół wołu - mruknął
Gabe, idąc za nimi.
Melanie posłała mu piorunujące spojrzenie przez ra-
mię. Zrobił minę niewiniątka. Raina pokręciła głową. Za-
częła się zbierać.
- Poczekaj. - Lucian złapał ją za rękę i przytrzymał, aż
Gabe i Melanie znalezli się poza zasięgiem głosu.
- Obiecałeś nie robić więcej zdjęć - odparła stanowczo.
- Chcę porozmawiać.
Puls jej przyspieszył. Jego dotyk sprawiał, że krew bu-
rzyła się jej w żyłach.
- O czym?
- Przecież wiesz.
Całe przedpołudnie zachowywał się nienagannie. Te-
raz wpatrywał się w nią z wielką intensywnością. Spoważ-
niał.
- Dobrze. - Usiadła z powrotem. - Mów.
- Nie tutaj, Raino. - Nie spuszczał z niej tych zielonych
oczu. - Musimy znalezć jakieś miejsce, gdzie będziemy
sami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl