[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I czekałem tam, skulony wewnętrznie, przez dwie godziny, aż skończyły się ćwiczenia. Wreszcie
wrócił po mnie, włączył energię i podskoczyliśmy obaj, z największą szybkością, do dowództwa
batalionu.
Kapitan Frankel powiedział mało, ale przypiekł mi do żywego.
Potem zrobił pauzę i spytał matowym głosem, jak zwykli mówić oficerowie cytując paragrafy
regulaminu:
 Możecie zażądać rozprawy przed sądem wojennym. Czy takie jest wasze życzenie?
Przełknąłem z trudem i odparłem:
 Nie, panie kapitanie!
Do tego momentu właściwie nie zdawałem sobie sprawy, w jakich znalazłem się tarapatach.
Zdawało mi się, że kapitanowi Franklowi nieco ulżyło.
121
 Zobaczymy w takim razie, co będzie miał do powiedzenia dowódca pułku. Sierżancie, odpro-
wadzić więznia.
Pomaszerowaliśmy szybko do sztabu pułku. Po raz pierwszy zobaczyłem z bliska dowódcę
i przeszły mnie ciarki, bo byłem już pewny, że sąd mnie nie minie. Przypomniałem sobie Teda
i nie odezwałem się ani słowem.
Major Malloy powiedział do mnie w sumie pięć słów. Po wysłuchaniu sierżanta Zima wymówił
trzy z nich:
 Czy to prawda?
Odpowiedziałem:
 Tak jest, panie majorze  i na tym skończyła się moja rola.
Major Maloy zwrócił się do kapitana Frankla:
 Czy da się jeszcze coś z niego zrobić?
 Sądzę, że tak  odparł Frankel.
Major Malloy zdecydował:
 Spróbujemy zastosować karę administracyjną.  Potem zwrócił się do mnie i rzekł:  Pięć
batów.
Trzeba przyznać, że nie zostawili mi czasu na medytacje.
122
Po piętnastu minutach lekarz zakończył badanie mego serca, a dowódca straży przyodział mnie
w specjalną koszulę, której nie trzeba zdejmować przez głowę, bo ma suwak od szyi wzdłuż ramion
aż do rąk.
Akurat zagrała trąbka na apel. Czułem się, jakbym był od tego daleko, jakby to nie o mnie
chodziło. . . Dowiedziałem się kiedyś potem, że w ten sposób objawia się koszmarny strach.
Do namiotu straży wszedł sierżant Zim. Spojrzał na podoficera dyżurnego, a był nim kapral
Jones  i Jones wyszedł. Zim podszedł do mnie i wsunął mi coś do ręki:
 Gryz to  powiedział spokojnie.  To pomaga. Wiem.
Była to gumowa nakładka, jaką wkładamy do ust, żeby w czasie ćwiczeń bokserskich nie powy-
bijać sobie zębów. Zim wyszedł. Włożyłem nakładkę.
Potem zakuli mnie w kajdanki i wyprowadzili.
* * *
Uzasadnienie wyroku brzmiało: . . . w symulowanej bitwie dopuścił się wielkiego zaniedbania,
którego wynikiem mogła być śmierć towarzysza broni.
Potem ściągnęli mi koszulę i przywiązali do słupa.
123
I nastąpiła rzecz bardzo dziwna  okazało się, że kara chłosty jest mniej straszna, gdy się ją
odbiera, niż gdy się na nią patrzy. No, nie chcę powiedzieć, że to przyjemność. Bolało mnie bardziej,
niż mogłem sobie wyobrazić. I okropne było to oczekiwanie między uderzeniami. Gorsze od samych
razów.
Wkładka na zęby rzeczywiście pomagała i zdołałem powstrzymać skowyt.
A potem druga dziwna rzecz  nikt nigdy przy mnie o tym nie wspomniał, nawet inni rekruci.
Zim i instruktorzy traktowali mnie tak samo jak przedtem. Od momentu kiedy lekarz posmarował
mi plecy i kazał wracać do służby, wszystko było skończone na amen. Zjadłem nawet trochę kolacji
i próbowałem gadać przy stole.
Jeszcze jedno, co dotyczy kary administracyjnej: nie pozostawia ona żadnego śladu w aktach. Po
zakończeniu służby rekruckiej zostaje zatarta i wychodzisz czysty.
Pozostaje jednak jeden ślad. Ten, który najbardziej się liczy: ty sam nigdy nie zapomnisz.
ROZDZIAA ÓSMY
Wdrażaj chłopca w prawidła jego drogi,
a nie zejdzie z niej i w starości.
 Księga Przysłów, 22, 6
Zdarzały się też inne przypadki chłosty, ale nie było ich wiele. Z naszego oddziału tylko Hen-
drick został skazany na chłostę wyrokiem sądu wojennego, pozostali, w tym także ja, otrzymywali
jedynie kary administracyjne. Zgodę na chłostę musiał wyrazić dowódca oddziału, jego zastępcy zaś
wcale nie było pilno zwrócić się do niego z takim wnioskiem, gdyż doskonale zdawał sobie spra-
wę, że major Malloy znacznie chętniej dyscyplinarnie zwolniłby winnego żołnierza, niż zezwolił
125
na wykonanie kary cielesnej. Zwykła kara administracyjna świadczy o tym, że twój zwierzchnik
bierze pod uwagę mało prawdopodobną możliwość, iż w przyszłości uda ci się jednak wyrosnąć na
dobrego żołnierza i obywatela.
Tylko ja otrzymałem maksymalną karę, nikomu też bardziej niż mnie nie groziło zwolnienie do
cywila. Z pewnością jest to jakieś wyróżnienie, ale nikomu takiego nie życzę.
Zdarzył się jeszcze jeden przypadek, znacznie gorszy od mojego albo Teda Hendricka. Nawet
teraz, kiedy o tym myślę, robi mi się niedobrze. Pewnego dnia postawiono szubienicę.
Chciałbym, żeby nie było wątpliwości: ta sprawa nie miała nic wspólnego z armią. Przestępstwo
nie zostało popełnione na terenie Obozu Currie, a oficer, który przyjął tego chłopca do wojska,
powinien natychmiast zostać zdegradowany.
Chłopak zdezerterował, i to zaledwie dwa dni po naszym przybyciu do obozu. Kompletnie bez
sensu, ma się rozumieć, ale w tej sprawie wszystko było bez sensu. Dlaczego po prostu nie poprosił
o zwolnienie? Rzecz jasna, dezercja należy do najpoważniejszych wykroczeń, jakie można popełnić,
ale armia bardzo rzadko karze za nią śmiercią, chyba że mają miejsce jakieś nadzwyczajne okolicz-
ności, na przykład jeżeli znajdzie zastosowanie paragraf  w obliczu nieprzyjaciela albo zajdą inne
ważne fakty, zmieniające klasyfikację prawną tego czynu.
126
Armia nawet nie stara się chwytać dezerterów, i to ma sens. Przecież wszyscy jesteśmy ochotni-
kami, trafiliśmy do wojska, ponieważ tego chcieliśmy, jesteśmy z tego dumni, a wojsko jest dumne
z nas. Jeżeli ktoś tak nie myśli, to wolałbym nie mieć go obok siebie, kiedy zaczną się kłopoty. Chcę
wiedzieć, że koledzy będą ratować moją skórę, ponieważ jestem żołnierzem, tak samo jak oni, i moja
skóra znaczy dla nich tyle samo co ich własna. Nie interesują mnie pseudowojacy, wlokący się ciągle
gdzieś z tyłu i szukający bezpiecznej kryjówki, jak tylko zrobi się trochę bardziej gorąco. Znacznie
bezpieczniej jest nie mieć nikogo na skrzydle, niż jakiegoś malkontenta obarczonego kompleksem
poborowego. Jeśli więc uciekają, to proszę bardzo, szerokiej drogi, łapanie ich to tylko strata czasu
i pieniędzy.
Rzecz jasna, większość wraca, choć czasem dopiero po paru latach. Nikt ich wtedy nie wiesza,
tylko dostają po pięćdziesiąt razów i mogą sobie iść, dokąd zechcą. Wydaje mi się, że człowiek
bardzo szybko spala się nerwowo, wiedząc, że jest uciekinierem wśród uczciwych obywateli, nawet
jeśli policja nie czyni najmniejszego wysiłku, aby go schwytać.  Grzesznicy umykają w popłochu,
nawet gdy nikt za nimi nie bieży . Pokusa, żeby się ujawnić, dostać swój przydział cięgów, a potem
móc oddychać pełną piersią, musi być ogromna.
Ale ten chłopak nie zgłosił się z własnej woli. Nie było go już cztery miesiące i mocno wątpię,
czy koledzy z jego kompanii w ogóle go pamiętali, bo służył z nimi zaledwie przez parę dni. Był po
127
prostu nazwiskiem bez twarzy, fiszką z napisem  Dillinger, N.L. , o którym codziennie na porannym
apelu należało meldować, że jest  nieobecny nie usprawiedliwiony .
A potem zabił dziewczynkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl