[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wydaje, co? - skomentował, strzepując jej śnieg z głowy.
- Odpowiada ci ten zawód? - zapytał znienacka, ujmując
ją za brodę i zaglądając głęboko w oczy. Zrobił się bardzo
poważny. - Nie ciągnie cię do czegoś innego?
- To jest moja praca - odrzekła.
- Ale czy właśnie tego chcesz? - nie zrażał się. - Czy
to już wszystko, o czym marzysz?
- Czy wszystko? - powtórzyła, odpychając od siebie
dziwnÄ… tÄ™sknotÄ™, jaka nagle jÄ… przepeÅ‚niÅ‚a. WzruszyÅ‚a ra­
mionami. - A czy to mało?
Przez długą chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu,
w końcu też wzruszył ramionami i odszedł. Nawet
w zwyczajnych dżinsach porusza siÄ™ z wdziÄ™kiem, zauwa­
żyła mimowolnie. Odprowadziła go wzrokiem.
Popołudnie upłynęło spokojnie. Hillary, wygodnie
umoszczona w fotelu przed kominkiem, powoli popijała
czekoladę. Sennym wzrokiem przyglądała się, jak Bret
DZIEWCZYNA Z OKAADKI 117
i Bud rozgrywają partyjkę szachów. Larry, jak zwykle, był
pochłonięty swoimi aparatami.
Charlene nie odstÄ™powaÅ‚a Breta, choć dawaÅ‚a do zro­
zumienia, że jest śmiertelnie znudzona. Gdy panowie
skończyli grę, wyciągnęła Breta na spacer.
Powoli zaczął zapadać zmrok. Po spacerze Charlene,
skrzywiona i wyraznie z czegoÅ› niezadowolona, od razu
poszła na górę.
Kolacja również nie przypadÅ‚a Charlene do gustu. Gu­
lasz wołowy jej nie smakował, ledwie go tknęła. Za to nie
żałowała sobie wina. Reszta towarzystwa nie przejmowała
siÄ™ jej marudzeniem. Atmosfera byÅ‚a miÅ‚a i niezobowiÄ…­
zująca, czas upływał przyjemnie.
Sprzątaniem po kolacji tradycyjnie już zajęły się Hillary
i June. June zaśmiała się, że chyba wystąpi o podwyżkę.
Prawie kończyły, gdy do kuchni weszła Charlene. W ręku
trzymała kieliszek z winem. Kolejny.
- No jak, kończycie swoje kobiece zajęcia? - zapytała
zjadliwie.
- Owszem. I doceniamy twoje towarzystwo - odparła
June, chowajÄ…c talerze do szafki.
- Chciałabym zamienić słowo z Hillary, jeśli pozwolisz.
- Pozwolę - odrzekła June, nie przerywając pracy.
Charlene odwróciła się do czyszczącej kuchenkę Hillary.
- Nie zamierzam dłużej znosić twojego zachowania.
- Cóż, skoro chcesz to dokończyć... - Podała jej ścierkę.
- Obserwowałam cię dziś rano - ze złością wycedziła
Charlene. - Widziałam, jak rzuciłaś się na Breta.
- Tak? - Hillary wzruszyła ramionami. - Rzucałam
tylko śnieżkami. Myślałam, że śpisz.
118 NORA ROBERTS
- Obudziłam się, gdy Bret wychodził z łóżka. - Jej
przesłanie zabrzmiało wystarczająco jasno.
Przeszył ją gwałtowny ból. Ja on mógł? Tak ją poniżyć,
tak upokorzyć. Zamknęła oczy. Czuła, że krew odpłynęła
jej z twarzy. Radosne poczucie bliskoÅ›ci, jakiego doÅ›wiad­
czyÅ‚a rankiem, nagle staÅ‚o siÄ™ warte funta kÅ‚aków. Odwró­
ciła się, lodowatym wzrokiem zmierzyła triumfującą
Charlene.
- Każdy ma prawo robić, co mu się podoba.
Charlene zaczerwieniÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚townie i z furiÄ… zakrÄ™­
ciła kieliszkiem, oblewając Hillary czerwonym winem.
- Tym razem przesadziłaś! - wybuchnęła June. - To
ci nie ujdzie na sucho!
- Uważaj, co mówisz, bo pożegnasz się z pracą.
- Tylko spróbuj! Niech no szef zobaczy, co...
- Daj spokój - wtrąciła się Hillary, z trudem hamując
gniew. - June, nie warto robić scen, wystarczy.
- Ale...
- Zostawmy to, proszę. - Marzyła, by jak najszybciej
zaszyć się w sypialni. - Nie ma co wplątywać w to Breta.
NaprawdÄ™.
- Skoro tak - przystała June.
Hillary, nie czekając dłużej, wyszła z kuchni. U stóp
schodów wpadła na Breta.
- Byłaś na wojnie? - ze zdziwieniem popatrzył na
czerwonÄ… plamÄ™ na jej swetrze. - Chyba tym razem prze­
grałaś.
- Nie miaÅ‚am czego przegrać - wymamrotaÅ‚a, próbu­
jąc go wyminąć.
- Hej - przytrzymał ją za ramię. - Co się stało?
DZIEWCZYNA Z OKAADKI 119
- Nic - odparła, czując, że jeszcze chwila, a przestanie
nad sobą panować.
- Nie mów do mnie tak. Popatrz na mnie, Hillary -
odezwał się poważniej. - Powiedz mi, co ci się stało?
- Nic mi się nie stało - odparła, biorąc się w garść.
- Po prostu mam już trochę dość takiego szarpania.
Oczy pociemniaÅ‚y mu mebezpiecznie. ZacisnÄ…Å‚ moc­
niej palce na jej ramieniu.
- Masz szczęście, że nie jesteśmy tu sami. Inaczej bym
ci pokazał, że to jeszcze nic. Szanuję kruchą niewinność.
I na przyszłość będę trzymał ręce z daleka od ciebie.
Puścił ją. Minęła go i zaczęła wchodzić na górę.
ROZDZIAA ÓSMY
MinÄ…Å‚ luty, rozpoczÄ…Å‚ siÄ™ marzec. Pogoda nie rozpiesz­
czaÅ‚a, nadal byÅ‚o zimno i ponuro, hulaÅ‚ wiatr. Nastrój Hil­
lary nie odbiegał od tego, co działo się za oknem. Posępne
myśli, brak chęci do działania. I tak dzień po dniu.
Od tego weekendu w Adirondack Bret siÄ™ do niej ani
razu nie odezwał...
Zgodnie z przewidywaniami  Mode" z jej zdjęciami
okazało się ogromnym sukcesem. Cały nakład sprzedał się
niemal od rÄ™ki. PosypaÅ‚y siÄ™ propozycje współpracy i in­
tratnych kontaktów. Ale to wcale nie poprawiÅ‚o jej nastro­
ju. Za to coraz częściej zastanawiała się, po co jej to
wszystko.
Przerzucała pismo, obojętnie patrząc na roześmianą,
szczupłą dziewczynę. Miała wrażenie, że widzi kogoś
zupełnie obcego.
Odetchnęła lżej, gdy pewnego dnia odebrała telefon od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl