[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie spóznisz się. U mnie mówiono o zbieraniu funduszy na nowe stroje dla chóru.
Dzieci od dwunastu lat noszą te same stare togi. Mam nadzieję, że zbierzemy tyle, by
wystarczyło na coś ładniejszego.
- Dobra, ja też się dołożę, ale nie mogę się spóznić. - Właśnie wyobraził sobie
młodego nauczyciela pierwszaków, który odnotowuje jego spóznienie jako kolejną pozycję na
rosnącej liście zarzutów wobec trzech panów Taylorów.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że Nell wydaje się czymś zmartwiona.
- Co?
- Zmartwiona - powtórzyła Mira, rada, że w końcu zaczął uważnie jej słuchać. -
Wystąpiła z paroma ciekawymi pomysłami na zbieranie funduszy, ale była wyraznie
rozkojarzona. - Mira uniosła brwi i podejrzliwie spojrzała na brata. - Ty nie zrobiłeś jej żadnej
przykrości, co?
- Nie. - Mac opanował się, zanim zaczął przestępować niepewnie z nogi na nogę. -
Dlaczego ja?
- Trudno powiedzieć. Ale od czasu waszego spotkania...
- Poszliśmy do kina.
- I na pizzę - dodała Mira. - Paru przyjaciół Kim was zauważyło.
Cholerne małe miasteczka, pomyślał Mac i wsadził ręce do kieszeni.
- Więc co z tego?
- Nic. Pasuje do ciebie. Bardzo ją lubię. A Kim wprost przepada za nią. Więc czuję, że
muszę jej jakoś pomóc. Ona naprawdę czymś się gryzie, choć usiłuje to ukryć. Może powinna
z tobą porozmawiać?
- Nie zamierzam wtrącać się do jej osobistego życia.
- Tak jak ja to widzę, stanowisz część jej osobistego życia. To na razie. - Ruszyła
autem, nie dając mu szansy na odpowiedz.
Mac mruknął coś do siebie i pomaszerował w stronę budynku podstawówki.
Kiedy wychodził stamtąd dwadzieścia minut pózniej, był w o wiele lepszym nastroju.
Wcale nie uznano jego dzieci za wyrzutków społeczeństwa z morderczymi skłonnościami.
Jeśli chodzi o ścisłość, to nauczyciel chwalił jego synów.
Oczywiście Mac sam dawno o tym wszystkim wiedział.
Może tylko Zek zapominał się od czasu do czasu i rozmawiał na lekcji, a Zak wstydził
się nieco podnosić rękę, gdy znał odpowiedz. Ale radzili sobie coraz lepiej.
Zrzuciwszy z siebie ciężar wywiadówki, Mac zmierzał ku wyjściu. Odruchowo skręcił
do budynku liceum. Wiedział, że jego zebranie było jednym z ostatnich tego dnia. Nie miał
pewności, jak te spotkania wyglądały w liceum, ale parking prawie zupełnie opustoszał.
Jednak dostrzegł samochód Nell i postanowił, że nie zaszkodzi do niej zajrzeć.
Dopiero kiedy wszedł, zdał sobie sprawę, że nie wie, jak jej szukać.
Wsunął głowę do auli, ale była pusta. Skoro jednak zabrnął już tak daleko, to cofnął
się do sekretariatu i spytał, gdzie Nell zwykle ma zajęcia. Zgodnie z otrzymanymi
wskazówkami poszedł korytarzem, a potem po schodkach i skręcił na prawo.
Drzwi do klasy Nell były otwarte. Pomieszczenie nie przypominało klas, w jakich sam
się uczył. W tej znajdowało się pianino, statywy na nuty, instrumenty, magnetofon. Tylko
czysto wytarta tablica wyglądała zwyczajnie i biurko, przy którym Nell właśnie pracowała.
Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę - jak opadają jej włosy, jak trzyma pióro w
palcach, jak jej sweter marszczy się na szyi. Przyszło mu na myśl, że gdyby on miał
nauczycielkę o takiej prezencji, to o wiele bardziej interesowałby się muzyką.
- Cześć.
Gniewnym ruchem uniosła głowę. Zdziwił się, dostrzegając cierpienie w jej oczach i
zawzięty wyraz twarzy. Na jego widok odetchnęła głębiej i zmusiła się do uśmiechu.
- Cześć, Mac. Witaj w wariatkowie.
- Zdaje się, że masz dużo pracy.
Wszedł do klasy i stanął przy biurku. Leżały na nim papiery, książki, wydruki
komputerowe i nuty, a wszystko w porządnych stosikach.
- Koniec okresu, stopnie, plany zajęć, strategia zbierania funduszy, nagłośnienie
świątecznego koncertu... i próby naszkicowania budżetu wiosennego musicalu. - Usiłując
ukryć swój podły nastrój, oparła się o krzesło. - A jak tobie minął dzień?
- Całkiem znośnie. Właśnie wracam z wywiadówki u wychowawcy moich synów.
Idzie im nie najgorzej. Ale ciągle z niepokojem czekam na cenzurki.
- To wspaniałe dzieciaki. Nie masz się o co martwić.
- Kłopoty rosną razem z dziećmi. A ty czym się martwisz? - zapytał, zanim
przypomniał sobie, że nie zamierzał się wtrącać.
- A ile masz czasu? - spytała w odpowiedzi.
- Wystarczająco dużo. - Zaciekawiony oparł się o róg biurka. Pojął, że pragnie
wygładzić i usunąć tę małą zmarszczkę smutku, zarysowującą się na jej czole. - Ciężki dzień?
Machnęła ręką i wstała od biurka. Gniew zawsze zmuszał ją do ruchu.
- Miewałam lepsze. Czy wiesz, ile wydaje szkoła i miasto na utrzymanie drużyny
futbolowej? Czy wszystkich innych drużyn? - Nerwowo zaczęła pukać palcami w pudełko na
kasety magnetofonowe, żeby czymś zająć ręce. - A nawet na zespół muzyczny. Tylko chór
musi żebrać o każdego dolara.
- I to cię tak złości?
- A nie powinno? - Odwróciła się z rozpalonym wzrokiem. - Nie ma żadnego
problemu z wyekwipowaniem futbolowej drużyny, żeby grupa chłopaków wyszła na boisko i
tam się popychała, a ja muszę godzinami błagać o głupie osiemset dolarów na strojenie
pianina. - Opanowała się i westchnęła.
- Zresztą nie mam nic przeciwko piłce. Nawet ją lubię. Sport w szkole jest ważny.
- Znam faceta, który stroi pianina - rzekł Mac.
- Prawdopodobnie zrobiłby to bez pieniędzy. Nell potarła ręką twarz, a potem
zesztywniały kark.  Tata może wszystko załatwić - przypomniała sobie przechwałki
blizniaków. Masz problem? Zgłoś się do Maca.
- To byłoby wspaniale - odparła i tym razem naprawdę szczerze się uśmiechnęła. -
Jeśli przebrnę przez tę papierkową robotę i dostanę zgodę. Nie można przyjąć najmniejszego
datku bez tej cholernej procedury. - Jak zwykle, bardzo ją to irytowało. - Najgorsza w pracy
nauczyciela jest biurokracja. Może powinnam była zostać przy śpiewaniu w nocnych klubach.
- Występowałaś w nocnych klubach?
- W poprzednim życiu - mruknęła, machnąwszy ręką. - %7łeby zarobić na studia.
Wolałam to niż pracę kelnerki. A w ogóle to właściwie nie chodzi mi o sprawy finansowe.
Ani nawet o brak zainteresowania ze strony naszej społeczności. Przywykłam do tego.
- Powiesz mi więc, o co chodzi, czy będziesz się tym dalej zadręczać?
- O, gryzę się tym już od pewnego czasu. - Znowu westchnęła i popatrzyła na niego.
Wydawał się taki solidny i godny zaufania. - Może to przez moją zbyt miejską mentalność. Po
raz pierwszy spotkałam się z typowo wiejskim, tradycyjnym zachowaniem i nie wiem, co z
tym zrobić. Znasz Hanka Rohrera?
- Oczywiście. Ma farmę mleczną za miastem przy Old Oak Road. Zdaje mi się, że
jego najstarszy syn jest w klasie razem z Kim.
- Tak, Hank - junior. To jeden z moich uczniów, wspaniały baryton. Bardzo interesuje
się muzyką. Nawet sam komponuje.
- Co ty powiesz? To świetnie.
- Ty tak uważasz, prawda? - Nell odgarnęła włosy do tyłu i podeszła do biurka, aby
poprawić i tak porządnie już poukładane papiery. - Poprosiłam jego rodziców dziś rano do
szkoły, bo ich syn wycofał się ze stanowych eliminacji, które odbędą się w ten weekend.
Wiem, że chłopak ma tam bardzo duże szanse i chciałam omówić z nimi sprawę muzycznego
stypendium. Kiedy powiedziałam im, jak bardzo jest on utalentowany, prosząc, żeby wpłynęli
na zmianę jego decyzji, ojciec zareagował tak, jakbym go ciężko obraziła. Aż pobladł z
wrażenia. - W jej głosie pojawiła się gorycz pomieszana z gniewem. - Powiedział, że żaden z
jego synów nie będzie tracił czasu na śpiewanie czy na muzykę jak jakiś... - Zamilkła na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl