[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Coś ścisnęło jądra Galińskiego niczym wielkie
metalowe imadło. Czuł, że zaraz rozsadzi go energia.
Miał nadzieję, że ona czuła podobnie i że przeżyją to
razem.
Eksplodował w momencie, gdy Kaśka odrzuciła
głowę do tyłu i zacisnęła dłonie na jego łydkach.
Gorąca sperma trysnęła w nią niczym woda z
pękniętego węża. Wydał z siebie donośne jęknięcie,
które brzmiało bardziej jak ostatnie westchnienie
wycieńczonego wędrowca niż miłosne uniesienie.
Ucisk na łydkach zelżał i po chwili, nie wyciągając z
siebie prącia, Kaśka opadła na klatkę piersiową
Dawida. Dyszała ciężko, spocona, o zamglonym
spojrzeniu. Pocałował ją i objął. Poczuł nieopisane
odprężenie i błogość, zupełnie jak po spożyciu sporej
ilości alkoholu.
Uwielbiam cię, żabko oznajmił.
A ja ciebie odparła lekko zachrypniętym
głosem. Podobało ci się?
To pytanie retoryczne?
Chyba erotyczne. Powiedz... Dlaczego ostatnio
nazywasz mnie żabką?
Hmm... Rzeczywiście, nazywam cię tak...
Więc?
Więc co?
Więc powiesz mi dlaczego?
Nie, nie. Będziesz zła.
Zła? Lepiej powiedz mi to od razu! Uniosła
głowę, by spojrzeć na niego.
Na pewno chcesz wiedzieć?
Tak!
Cóż spojrzał na nią kątem oka jako dziecko
miałem psa, suczkę...
Psa?
Wabiła się %7łabka.
Wabiła się?
I gdy ujrzałem ciebie...
%7łabka... Ty...
... miałaś takie same oczy. Roześmiane. Jak
%7łabka.
Ty...
I te oczy spowodowały, że się w tobie
zakochałem. Wiedziałem, że znalazłem coś, co
znowu będzie dla mnie tak bardzo ważne... I dlatego
zacząłem nazywać cię %7łabką. Bezwiednie trochę...
Na obliczu Kaśki pojawiły się skrajne emocje
od śmiechu do łez. Przytulił ją mocno, a następnie
pocałował w ramię. Nagle odsunęła się, posłała mu
kuksańca i parsknęła śmiechem. Miała łzy w oczach.
Zamilkli.
W głowie Galińskiego również rozległ się
śmiech. Pojawił się nagle, paraliżując go całkowicie.
Był donośny, ale całkiem pozbawiony wesołości.
Pobrzmiewało w nim szyderstwo i złośliwość.
Miażdżył psychikę. Druzgotał jestestwo.
* * *
Godzinę pózniej Kaśka zasnęła z głową na jego
torsie. Galiński przez jakiś czas wpatrywał się
beznamiętnie w pogrążony w mroku żyrandol. Nie
czuł się już wykończony, choć miał świadomość, że
błogi stan, jaki ogarnął go po fantastycznym seksie
sprawi, że lada moment uśnie.
Cholerna szkoła, pieprzone przeczucia. Gówno,
gówno, gówno. Na myśl o tym wszystkim, co
wydarzyło się od dnia, w którym przywołał do
odpowiedzi Jasińskiego, aż do dzisiejszego wieczoru,
kiedy Kaśka pochwyciła w swe dłonie jego penisa,
zaczynało go telepać. Dopiero seks podziałał na
niego jak najlepsze na świecie lekarstwo. W sumie
nic nowego. Uwielbiał łóżkowe zabawy. Zawsze
dawały mu odprężenie i nastawiały optymistycznie.
Pogłaskał Kaśkę po głowie. Delektując się
słodkim zapachem jej włosów, poczuł, że ogarnia go
senność. Kontury żyrandola zniknęły. Wpadł w
ciemność.
Ze zdumieniem spostrzegł, że jest już całkiem
jasno. Odwrócił głowę w stronę okna i zobaczył
podążający wąską, kamienną drogą samochód. Stary i
poobijany. Opel. A może Ford. Po chwili auto
odjechało i zapanowała cisza. Podniósł się na
łokciach, po czym wychylił z łóżka i rozsunął
zasłony. Promienie słoneczne momentalnie zdzieliły
go po twarzy, niczym cienkie, tajlandzkie bicze.
Musiał spać cholernie twardym snem.
Przeciągnął się i zerknął na zegarek. Która
mogła być godzina? Budzik jeszcze nie dzwonił, tego
był pewien. Z pewnością usłyszałby jego dzwięk
paskudną melodyjkę wzorowaną na kawałku Mandy
Bary ego Manilowa. Celowo ją sobie ustawił.
Budziła go natychmiast.
Mrużył oczy, aż w końcu otworzył je na całą
szerokość. Usiłował dostrzec wskazówki zegarka, ale
uciekały mu, jak gdyby nagle ożyły.
Mruknął pod nosem, następnie podniósł z
nocnego stolika srebrnego Timexa i potrząsnął nim.
Nadal nic. Wskazówki wciąż były niedostrzegalne, w
szaleńczym tempie kręciły się po tarczy.
Przecież mam cholerny budzik, do diabła.
Omiótł wzrokiem nocny stolik, ale nigdzie go nie
było. W momencie, kiedy spuszczał nogi z łóżka,
usłyszał głos Kaśki:
Nie idz nie wyglądała na zaspaną.
Która godzina? Coś się stało z tym paskud...
A czy to ważne? Chodz tu do mnie.
Westchnął.
Kochanie, na dziesiątą mam lekcje. Ty na
dziewiątą, o ile mnie pamięć nie myli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]