[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cokolwiek powiedzieć, wziął ją mocno w ramiona i czule pocałował.
Przerażona rozglądała się niespokojnie.
Na miłość boską, Hans, jeśli nas ktoś zobaczy...
Zaśmiał się i delikatnie tulił jej drżące ręce.
Nie obawiaj się, mój mały ptaszku, służba je teraz w suterenie obiad. Jesteśmy tu sami.
Popatrzyła spłoniona w jego rozpalone oczy.
Ach, Hans, tak nie można wyszeptała. Proszę, pozwól mi odejść.
Ucałował jej dłonie.
Annelies, nie rób takiej poważnej miny. Będę już rozsądny. Ale tak bardzo chciałem po-
witać moją narzeczoną. Szybko kochanie, jeszcze jeden pocałunek, umierałem już z tęsknoty za
tobÄ….
Wpatrywała się w niego błagalnie.
Hans, musisz naprawdę być rozsądny, inaczej przez ciebie przepędzą mnie z tego domu.
Przyłożył jej dłoń do policzka.
Nie łaj mnie już! Uspokój się! Proszę, nie rób mi wyrzutów z powodu tego powitania.
R
L
T
Westchnęła ciężko.
Nie będę już. Ale zrozum, nie mogę po prostu czulić się z tobą za plecami twojej matki.
Przyjęła mnie do swego domu i muszę okazać się godna tego. Gnębi mnie, że muszę przed nią
ukrywać naszą miłość. Dopóki jej nie powiemy o nas, musimy zachowywać się rozsądnie. Obieca-
łeś mi to przecież, Hans.
Gładził ją czule po włosach.
Jesteś moją narzeczoną, Annelies, i nie ma w tym nic zdrożnego, że okazujemy sobie
miłość.
Popatrzyła na niego z taką ufnością, że jego serce zupełnie skruszało.
Tak, Hans, jestem twoją narzeczoną, a ty jesteś najbliższym mi na ziemi człowiekiem.
Ale jak długo twoja matka nie zna naszej tajemnicy, a ja mieszkam w jej domu pod jednym da-
chem z tobą, nie możemy obnosić się z naszą miłością. Zrozum, najdroższy, tak musi być.
Westchnął i czule pocałował jej ręce.
Proszę, nie skarż się na mnie, Annelies. Nie chciałbym utrudniać ci życia. Nie patrz już,
proszę, na mnie taka przerażona, zaufaj mi. Chciałbym ci jeszcze tylko powiedzieć, że zrobiłaś na
mojej matce bardzo dobre wrażenie.
Przycisnęła ręce do serca.
Ach, Boże, zechciej mi pomóc, aby mnie polubiła, a może pokochała.
Bądz dzielna, kochanie, na pewno tak się stanie, nie może być inaczej.
Uśmiechnęła się tak rozczulająco, jak tylko ona to potrafiła.
Pozwól mi już iść, Hans.
Tak, ale powiedz mi jeszcze coś miłego zaklinał ją. Czuję się taki szczęśliwy, że
jesteÅ› w moim domu, pod mojÄ… opiekÄ….
Oczy Annelies zwilgotniały.
Mój najukochańszy... tak cię kocham wyszeptała.
Jeszcze raz przycisnął jej rękę do ust i zbiegł szybko po schodach, a Annelies poszła do
swojego pokoju.
Hans, gdy był już na dole, przypomniał sobie, że szedł na górę pod pretekstem przyniesienia
książki dla matki. Popędził więc znowu do góry.
Po kilku minutach wrócił do matki i brata, a zachowywał się tak, jakby wcale nie miał za
sobÄ… przelotnej randki z ukochanÄ….
Wkrótce bracia zostawili matkę samą, ona poczytała jeszcze chwilę, a potem zapadła w
drzemkÄ™.
R
L
T
XIV
Henny znowu spędziła całe popołudnie w pracowni. Od czasu do czasu zerkała tylko przez
okno.
Szukała wzrokiem pawilonu na zboczu. To tam właśnie zabawiało się dzisiaj towarzystwo.
Wyraznie widziała jasne, wytworne suknie sióstr Brandner. Czasami dochodził do niej jakiś głos
albo radosny śmiech. A raz miała wrażenie, że słyszy wyraznie głos Norberta. Zdawało się jej, że
go widzi, ale odległość była zbyt duża, aby mogło to być prawdą. Była przy nim nieustannie my-
ślami, tęskniła do niego.
Nigdy jeszcze w swoim życiu nie czuła się tak samotna i opuszczona jak tego popołudnia.
Próbowała bronić się przed tym uczuciem, ale, niestety, ono nie opuszczało jej.
Wczoraj o tej porze była taka pogodna i szczęśliwa! Norbert Falkner pracował w swojej
pracowni, oboje pilnie wykonywali szkice zamku Eckersberg, potem porozmawiał z nią chwilę,
słyszała jego kochany głos, który tak ciepło sączył się do jej serca, jak głos żadnego dotąd czło-
wieka. To był prawdziwie świąteczny dzień.
Ale dzisiaj nie mogła odnalezć w sobie tego świątecznego nastroju. Ciągnęło ją do tych ro-
ześmianych ludzi na zboczu.
A może tylko do Norberta Falknera? Czy i on był dzisiaj szczęśliwy? Czy potrafił być we-
soły, żartować? Ona znała tylko jego poważną twarz, po której niekiedy przemknął delikatny
uśmiech. Rzadko słyszała go śmiejącego się. Jego śmiech brzmiał ciepło.
Także jego głos wywoływał w niej same miłe skojarzenia.
Westchnęła ciężko.
Czy chętnie spędza to popołudnie z siostrami Brandner? To piękne dziewczyny, nawet jeśli
niezbyt wykształcone. Ale niektórym mężczyznom odpowiadało to, że ich żony nie były zbyt mą-
dre. Czy i Norbert należał do nich? Miał wiele szacunku dla samodzielnych kobiet, dobrze o tym
wiedziała. Ale czy chciałby za żonę kobietę nieprzeciętną... któż mógł to wiedzieć? %7łachnęła się na
siebie samą. Powinno jej być przecież obojętne, kogo wezmie sobie Norbert Falkner za żonę.
Próbowała myśleć o czymś innym. Usilnie chciała oderwać myśli od jego osoby. Ale potem
znowu w jej wyobrazni wyłonił się jego obraz i wracała do tego, co powiedział jej w teatrze Her-
msdorf. Dał jej przecież do zrozumienia, że bracia nie akceptowali pomysłów matrymonialnych
matki.
Tak bardzo chciałaby mieć kiedyś okazję przyjrzenia się zachowaniu Norberta w towarzy-
stwie sióstr Brandner. Wiedziałaby od razu, czy jego serce jest zaangażowane.
R
L
T
Westchnęła ciężko i jeszcze energiczniej zaczęła pracować. Cienkim pędzelkiem nakładała
jasne farby na jeden ze szkiców. Ale serce wyrywało się ku ukochanemu, że aż w duchu musiała
sama siebie zganić. Czuła się samotna i opuszczona. Ten stan ducha potęgowała jeszcze cisza pa-
nujÄ…ca w budynku.
Zapamiętała się w pracy. Nie odrywała się od projektu i nie chciała już nadsłuchiwać głosów
z pawilonu.
Nagle zadrżała. Usłyszała odgłos kroków, odgłos, który znała już bardzo dobrze. Po chwili
otworzyły się drzwi jej atelier. Odwróciła się przestraszona. Na progu stał Norbert, jakby przywo-
łany jej tęsknotą.
Gdy ujrzał przerażenie w oczach dziewczyny, na jego twarzy pojawiło się lekkie zakłopota-
nie.
Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu. Henny pobladła. Norbert zbliżył się do niej z
niepewnym uśmiechem na twarzy.
Chyba paniÄ… przestraszyÅ‚em, panno Röhming.
Teraz i ona nieśmiało się uśmiechnęła.
Tak, trochę. Myślałam, że jestem sama w fabryce, panowała tu absolutna cisza. Gdy
otworzył pan drzwi, przestraszyłam się, sądziłam, że jest pan ze swoimi gośćmi w pawilonie.
Potaknął i podszedł do niej.
Tak, byÅ‚em z nimi i mogÅ‚em spoglÄ…dać z góry na pani atelier, panno Röhming. Mimo
dużej odległości widziałem, jak pani pilnie pracuje, i zawstydziłem się. Właściwie i ja powinienem
dzisiaj popracować.
Próbowała opanować drżenie rąk, chciała dalej nakładać farbę, aby nie musieć patrzeć mu w
oczy. Ale coś w jego oczach powodowało jej niepokój.
Dotrzymam słowa, szkice będą wykonane na czas, panie Falkner powiedziała jakby
nie swoim głosem. Przyszedł pan, aby zobaczyć, jak jestem zaawansowana w pracy?
Popatrzył na szkic, którego jeszcze nie widział.
Nie, panno Röhming, nie dlatego przyszedÅ‚em. PomyÅ›laÅ‚em, że jest pani w tej opuszczo-
nej fabryce smutno i nieprzyjemnie, chciałem po prostu zobaczyć, jak się tu pani dzisiaj wiedzie.
Opanowało ją niewysłowione uczucie szczęścia. Jakże się cieszyła, że pomyślał o niej. Lek-
ki rumieniec wypłynął na jej twarz.
Och, nie powinien pan opuszczać swojego towarzystwa, panie Falkner powiedziała
cicho.
Westchnienie wyrwało się z jego ust.
R
L
T
Zaraz do nich wrócę. Nie stęsknią się tak zaraz za mną. Mój brat gra z siostrami Brandner
i panną Steinbach w tenisa, a starsi gawędzą przy herbacie. Czy mogę przynieść pani coś do picia?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]