[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeczuwając z
góry, że na pewno nie dowie się prawdy. Obawiała się przy
tym, że gdy-
by zadała to pytanie, mogłaby się łatwo zdradzić, a matka
domśliłaby
się, że Julka ją o coś podejrzewa.
Pani Wohlgemuth lękała się ogromnie o swoją ukochaną
hrabian-
kę. Otaczała ją najtkliwszym staraniem i dbała w rozczulający
sposób
o jej codzienne potrzeby. Julka nie dziękowała za te dowody
bezgrani-
cznego przywiązania, raz tylko pogłaskała ze wzruszeniem
po-
marszczoną rękę gospodyni i spojrzała z wdzięcznością na
staruszkę.
Wtedy oczy pani Wohlgemuth zwilgotniały; od owej chwili
zaczęła so-
bie jeszcze bardziej łamać głowę nad zagadką pamiętnej
nocy. Od roz-
mowy z Julka, zaprzątała ją wyłącznie jedna myśl:
- W jaki sposób zdobędę papiery dla mojej panienki? Gdzie
ich
szukać?
Układała najzuchwalsze plany, które jednak nie nadawały
się do
wykonania.
Jednego była zupełnie pewna: jeżeli dokumenty do tej pory
nie zo-
stały zniszczone, to musiały się znajdować w apartamentach
pani von
Sterneck? Ale gdzie? Gdzie były ukryte?
Pani Wohlgemuth nabrała nagle szczególnego
zamiłowania do po-
koi, zamieszkiwanych przez panią von Sterneck. Zdawało się,
że opętał
ją po prostu jakiś demon porządku; czuwała bacznie, żeby je
dobrze
sprzątano, wietrzyła je starannie i osobiście ścierała w nich
kurze. Pocz-
ciwa, wierna dusza gotowa była nawet popełnić maleńkie
włamanie,
gdyby tylko wiedziała, gdzie spoczywają skradzione papiery.
*
* *
Julka korespondowała regularnie ze swoim narzeczonym.
Listy jej
pod żadnym względem nie były podobne do listów kochającej
kobiety.
Tym gorętsze i czulsze były listy Herberta; utwierdzały one
coraz bar-
dziej Julkę w przekonaniu, że nie wolno jej pod żadnym
pozorem zer-
wać zaręczyn.
Julka interesowała się ogromnie pracą doktorską Herberta,
ku jego
142
najwyższemu niezadowoleniu. W każdym liście dopytywała się
o postę-
py narzeczonego, co go ogromnie gniewało. Ani mu się śniło
studio-
wać. Do tej pory udawało mu się znakomicie wykręcać od
każdego za-
jęcia, teraz więc tym bardziej uważał za głupotę ślęczenie nad
książka-
mi. W Berlinie rozpoczął się właśnie sezon zimowy i Herbert
rzucił się
w wir wielkomiejskich rozrywek. Bywał na wszystkich balach,
w tea-
trzykach i kabaretach, nie opuszczał żadnej imprezy, gdzie
można się
było zabawić. Urządzał wykwintne kolacyjki dla rozmaitych
panienek
lżejszych obyczajów, przy czym sam układał najwyszukańsze
jadłospi-
sy. Zajmował całe piętro w domu, położonym w najelegantszej
dzielni-
cy miasta, miał własnego kamerdynera, słowem prowadził
wielkopańs-
kie życie, a wszystko naturalnie za pieniądze narzeczonej. Nie
odczu-
wał najmniejszych wyrzutów sumienia, że trwoni jej majątek.
Przy tym pozostawił Julkę w przekonaniu, że pracuje z
wielkim za-
pałem. Jedyną pracą", którą wykonywał, wzdychając i jęcząc,
były te
zakłamane listy do narzeczonej.
Pani von Sterneck korespondowała także z Herbertem.
Zaniepoko-
jona, pytała w jednym z listów, jak zamierza wykręcić się przed
Julka
ze swoich studiów". Lękała się chwili, gdy córka dowie się
prawdy.
Herbert jednak odpowiedział niefrasobliwie:
... nie lękaj się o to, wszystko będzie dobrze. Na
Wielkanoc
przyjadę do Ravenau, jako doktor summacumlaude.
Potra-
fię przekonać Julkę o świetnych wynikach egzaminów.
Wtedy bę-
dzie zadowolona, da mi wreszcie spokój i przestanie
myśleć o tej
sprawie. Powiem jej potem, że przez skromność nie chcę
używać
tytułu doktora. Gdy będziemy po ślubie, Julka zapomni
wkrótce
o swoich drobnych dziwactwach".
Wobec tego, że Gwendolina wiedziała, iż Herbert nie miał
żadnych
możliwości i kwalifikacji, aby otrzymać stopień doktora,
musiała się
więc w milczeniu zgodzić i na to kłamstwo.
* *
Minęła zima. Ziemią miotały wiosenne burze. Wiatr
strząsał
143
/
z drzew i krzaków śnieg, który topniał, wsiąkał w grunt,
użyzniał go. Z
ziemi unosił się cierpki, wilgotny zapach, drzewa pęczniały od
świeżych
życiodajnych soków. Nadciągała powoli wiosna...
Julka często wyjeżdżała teraz konno. Całymi godzinami
była
z Wróżką" w drodze. Kochała swoją wierzchówkę, bo zwierzę
to przy-
pominało jej dawne, szczęśliwe czasy. Pomimo próśb i
przestróg matki
jezdziła sama. Nie chciała mieć ze sobą towarzysza, który
przeszka-
dzałby jej w kojącej samotności w lesie.
Gdy wracała do domu, bywała zazwyczaj bardzo
zmęczona, rozma-
wiała więc niewiele; przeważnie zamykała się w swoim pokoju,
pod po-
zorem, że musi wypocząć po uciążliwej przejażdżce.
W początkach kwietnia Herbert von Sonsfeld przyjechał do
Rave-
nau. Twarz jego przybladła, miał wygląd mniej świeży niż
zazwyczaj.
Wydawał się znużony i wyczerpany; powodem tego było
hulaszcze ży-
cie, jakie ostatnio pędził w Berlinie.
Herbert powiedział jednak Julce, że się zle czuje, bo jest
przepraco-
wany; oznajmił jej również, że doskonale zdał egzamin i
otrzymał dy-
plom z odznaczeniem. Julka powinszowała narzeczonemu i
pozwoliła,
aby ją uścisnął. Gdy wziął ją w objęcia, doznała przykrości,
pełna udrę-
ki, zamknęła oczy. Byłaby go najchętniej odepchnęła, byłaby
zawołała:
- Nie dotykaj mnie!
Stała jednak bez ruchu, z przymkniętymi oczyma, nie
mówiąc
ani słowa. Jej chłodne wargi znosiły pocałunki Herberta, lecz
nie
oddawały ich.
Podczas pobytu Herberta wyjeżdżała nadal konno, nie
zaniechała
swoich samotnych wędrówek po lesie. Herbert był
nieszczególnym
jezdzcem, a przy tym zle trzymał się na koniu. Wiedział, że na
siodle wygląda dość niefortunnie, toteż rad był, że Julka
rezygnowała
z jego towarzystwa. W czasie nieobecności narzeczonej
przebywał
z ciotką i gawędził z nią w lekkim frywolnym tonie, aby, jak
mawiał,
rozerwać się trochę".
Gw cie sobą.
endoli
na
144
twierd
ziła,
że w
Raven
au
można
umrze
ć z
nudów
,
albo
wpaść
w
melan
cholię.
Obco
wanie
z
Julka i
ciągłe
odgry
wanie
roli
cnotli
wej i
zacnej
kobiet
y"
zmęcz
yło ją
ogrom
nie.
Cieszy
ła się
z
przyja
zdu
Herbe
rta. W
jego
obecn
ości
nie
potrze
bował
a
udawa
ć,
mogła
się nie
krępo
wać,
być
naresz
- Masz doprawdy szczęście, Herbercie! Siedzisz w
Berlinie, jesteś
sam, możesz się bawić, robić, co ci się podoba. Nie
potrzebujesz
wiecznie udawać świętego. A ja...
- A cóż ty?
- Ja na razie muszę się stosować do okoliczności. Nudzę
się
śmiertelnie w Ravenau, trudno mi po prostu wytrzymać...
- Wierzę ci, moja droga. Takie klasztorne życie, to nie dla
cie-
bie. Nie pojmuję, jak Julka może wytrzymać. Przecież
właściwie
nikt jej do tego nie zmusza. %7łałowałem ogromnie, przez
wzgląd na
ciebie, że nie udało ci się nakłonić Julki do małej wycieczki do
Berlina. Rozerwałabyś się trochę. Musisz jednak wytrwać na
stano-
wisku do dnia naszego ślubu. To konieczny warunek. Nie
wolno
zostawić Julki samej...
- Sądzisz, iż nie powinna zostać tutaj bez dozoru?
- Tak, jestem tego zdania.
- Wiem o tym. Masz, zresztą słuszność. Nie lękaj się,
wytrzy-
mam do końca. Tylko czasami doznaję wrażenia, że mury
zamku
Ravenau przytłaczają mnie. Po waszym ślubie przeprowadzę
się na-
tychmiast do Schenrode, wobec tego, że wy tam nie będziecie
mie-
szkali. Tam urządzę sobie życie według mego gustu,
zapewniam cię
mój drogi! Ja także pragnę coś mieć za moje trudy i starania.
Zaśmiał się głośno.
- Nie musisz mnie zapewniać, wierzę ci w zupełności.
Masz ra-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]