[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jących w Szwajcarii. Miał nadzieję, że uda mu się obmyślić nową linię ataku prze-
ciwko Nasirowi Hammoudowi Znowu poczuł szturchnięcie, a jednocześnie ktoś
szepnął mu do ucha:
- Nie odwracaj się. Mam dla ciebie wiadomość o twojej przyjaciółce, Linie.
Hoffman natychmiast obejrzał się w lewo i zobaczył opaloną twarz Martina
Hiltona idącego krok za nim.
- Ty idioto - powiedział Hilton. - Przecież ci mówiłem, żebyś się nie od-
wracał. Nie wiesz, że cię obserwują?
- Odwal się- odciął się Hoffman. -Niby kto mnie obserwuje?
- Wszyscy. Lepiej trzymaj gębę na kłódkę i rób to co mówię, jeżeli chcesz
się czegoś dowiedzieć o Linie. Za godzinę masz być w Kew Gardens, przed bu-
dynkiem Palm House. Jeżeli nikt cię nie będzie śledził, podejdę do ciebie i popro-
szę o papierosa. Potem pogadamy. Dokładnie za godzinę.
Doszli do rogu ulicy. Hilton skręcił o dziewięćdziesiąt stopni.
- Czy ona żyje? - wyszeptał Hoffman, ale nikt mu nie odpowiedział. Hilton
już przechodził na drugą stronę ulicy.
Godzinę pózniej Hoffman czekał przed przeszklonym pawilonem znanym
jako Palm House i oglądał różany ogród otaczający budynek, zastanawiając się,
czy Hilton przyjdzie. Z centrum Londynu dość długo jechało się do położonych
na przedmieściach ogrodów Kew Gardens, ale godzina zupełnie wystarczała. Sam
nie miał pojęcia, dlaczego Hilton się spóznia. Minęło pięć minut, dziesięć, potem
piętnaście. Hoffman już prawie stracił nadzieję, kiedy jakiś mężczyzna z brodą
w stylu Van Dyke'a i w słomianym kapeluszu poprosił go o papierosa. Najpierw
Sam pomyślał, że to jakiś homoseksualista próbuje go poderwać, ale po chwili
rozpoznał pod charakteryzacją twarz Hiltona.
- Przejdzmy się -powiedział Hilton,Ruszył w kierunku ścieżki, która pro-
wadziła do japońskiej pagody w odległym krańcu parku.
- Gdzie jest Lina? - zapytał Sam. Musiał to wiedzieć, choć bardzo się bał
tego, co mógł usłyszeć. ,
- W Bagdadzie. Złapali ją wczoraj w Genewie, wsadzili w samolot. Z lotni-
ska dostaliśmy plan lotu. Wiemy, że wylądowali w Bagdadzie.
- %7łyje?
- Tego nie wiemy. Przypuszczamy, że zabrali ją do głównego więzienia. Nie
wiemy, co się z nią stało potem.
- Co za "my"? Przez cały czas mówisz "my".
200
-
Strona 147
0
Państwo Izraela.
- Cholera. Tylko was jej teraz potrzeba.
Oczy Hiltona błysnęły, ale nie zatrzymał się.
- W tej chwili ma tylko nas. Ale niestety, nie możemy nic dla niej zrobić.
W Bagdadzie brakuje nam ludzi;
-Cholera-powtórzył Sam.
Mijali właśnie kolejny przeszklony pawilon. Pod wielkim łukiem *z żelaza
i szkła znajdowała się miniatura lasu tropikalnego z dracenami, liliami wodnymi
i kwitnącymi kameliami. W tym małym więzieniu zamknięto dżunglę w Londy-
nie wbrew jej woli. Hoffman zwrócił się do agenta Izraela.
- Co mogę zrobić, żeby ją stamtąd wydostać?
- Zależy, jakie masz kontakty w Bagdadzie.
Hoffman zastanawiał się przez chwilę.
- %7ładnych.
- A może znasz kogoś, kto mógłby wpłynąć na tych z Bagdadu? Kogoś, kto
ma pieniądze albo wpływy polityczne?
Sam znowu musiał przez moment pomyśleć. Choć brzydził się na samą myśl
o tymi wiedział, że odpowiedz brzmiała "tak". Taką osobą był jego dawny przyja-
ciel i świeży wróg, książę.
- Może-odparłostrożnie,
- W takim razie lepiej użyj wszelkich wpływów, i to szybko. Nie sądzę, abyś
miał wiele czasu.
Właśnie zbliżali się do wrzecionowatej japońskiej pagody; Hoffman spojrzał
na swego towarzysza. Izraelczyk wyglądał niedorzecznie ze spiczastą bródką
i w słomkowym kapeluszu.
- Dlaczego mi to mówisz?- zapytał. - Co wy z tego będziecie mieli?
- Okazję narobienia kłopotów Irakowi i różnym ludziom, którzy go popiera-
ją. Twoja przyjaciółka, Lina, wydaje się idealną kandydatką do tego zadania, oczy-
wiście pod warunkiem, że uda sieją zachować przy życiu.
- Jesteście dranie. Wykorzystujecie ją.
Hilton przewrócił oczami. Hoffman był głupcem.
- Ajaj, nieładnie z naszej strony.
- Kutas z ciebie. Lepiej byś jej pomógł.
- Muszę już iść - powiedział Izraelczyk. - Do zobaczenia. - Posłał Hoffma-
nowi całusa i skręcił w boczną ścieżkę, która prowadziła ku kolejnemu cudactwu
ogrodów-ruinom łuku, który według jakiegoś króla albo królowej miał przypo-
minać pomniki, jakie stawiano w starożytnym Rzymie. Hoffman został sam przy
japońskiej pagodzie.
Od dawna starał się unikać tego, ku czemu nieuchronnie pchał go los. Po
powrocie do biura zadzwonił do Asada Barakata, ale sekretarka poinformowała
go, że Palestyńczyk wyjechał w interesach. Spróbował nawet skontaktować się ze
swoim ojcem w Atenach, myśląc, że może on będzie znał jakiś sposób wpłynięcia
na przywódców nowego reżimu w Bagdadzie. Niestety, jego ojciec także wyje-
chał w interesach. Została mu już tylko jedna możliwość. Jechał swoim BMW na
201
Hyde Park Square, rozmyślając nad tym, że przez dziesięć lat zatoczył wielki
krąg, aby jak bumerang powrócić do miejsca, z którego został wyrzucony. W pa-
łacu rozkoszy księcia Jalala paliły się światła, a jego rolls-royce corniche stał przed
budynkiem, co oznaczało, że książę był w domu. Sam postanowił nie uprzedzać
go telefonicznie o swojej wizycie. W ten sposób było mu odrobinę łatwiej. Za-
dzwonił do drzwi. Otworzył mu ten sam co zwykle ochroniarz. Za nim Sam do-
strzegł księcia udającego się na górę do prywatnych kwater. Miał na sobie długie,
białe thobe. Ze skórą koloru kawy i błyszczącą brodą wyglądał jak bóg wstępują-
cy po niebiańskich schodach. Jalal odwrócił się w stronę drzwi i gdy zauważył
Strona 148
0
Hoffmana, na jego twarzy na moment pojawił się wyraz zażenowania. Tak się
złożyło, że akurat trzymał za rękę młodziutkiego chłopca. Poklepał go po pupie
i wysłał na górę.
- Mój drogi Samuelu - powiedział książę schodząc na dół do przyjaciela. -
Co za niespodzianka. Myślałem, że minie kolejne pięć lat, zanim znowu cię zoba- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl