[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mê¿czyzna mógÅ‚ znikn¹æ, gdy nagle usÅ‚yszaÅ‚ haÅ‚as ktoS siÅ‚¹ próbo-
waÅ‚ powstrzymaæ kaszel. Indy gwaÅ‚townym ruchem wysun¹Å‚ gÅ‚owê
w prawo i tam wÅ‚aSnie byÅ‚ ten czÅ‚owiek, oparty o Scianê zaledwie
dwa kroki od drzwi.
W tym momencie W¹skooki natarÅ‚ na Indy ego, przewracaj¹c
go w jednej z naw. Upadli na ziemiê, szamocz¹c siê i kozioÅ‚kuj¹c.
ZnalazÅ‚szy siê ju¿ w poÅ‚owie drogi do koñca nawy, W¹skooki wySlizg-
n¹Å‚ siê z uScisku Indy ego, stan¹Å‚ z trudem na nogi i pognaÅ‚ z powro-
tem wzdÅ‚u¿ nawy. Wszyscy, którzy znajdowali siê w pokoju, w mil-
czeniu Sledzili rozwój wypadków.
W¹skooki dobiegaÅ‚ do drzwi, gdy Indy chwyciÅ‚ go za koszulê
i poci¹gn¹Å‚ na podÅ‚ogê. PrzekozioÅ‚kowali kilka razy, a¿ uderzyli o jed-
no z biurek. Siedz¹cy za nim mê¿czyzna poderwaÅ‚ siê na równe nogi.
Sk¹d to nikczemne zachowanie? Czy¿bym miaÅ‚ do czynienia
z szaleñstwem i szaleñcem?
Indy oderwaÅ‚ siê od koszuli W¹skookiego na dxwiêk znajomego
głosu.
Doktorze Milford, ja& nie mogê teraz rozmawiaæ.
W¹skooki przeczoÅ‚gaÅ‚ siê pod biurkiem Milforda i dotarÅ‚ do
nastêpnej nawy.
Przepraszam powiedział Indy i przeskoczył przez biurko,
mê¿czyzny jednak nie byÅ‚o w zasiêgu wzroku. Nagle spostrzegÅ‚, ¿e
napastnik przeczoÅ‚guje siê pod biurkami. Indy padÅ‚ na kolana i w tej
pozycji pod¹¿yÅ‚ za nim. KtoS kopn¹Å‚ go w bok. Ludzie krzyczeli,
wzywaj¹c pomocy.
Bo¿e, w co on siê wpl¹taÅ‚? ChciaÅ‚ jedynie przytrzymaæ tego fa-
ceta i dowiedzieæ siê, dlaczego go obserwuje. Teraz odci¹Å‚ W¹sko-
okiemu drogê ucieczki, Scigany wiêc pognaÅ‚ w kierunku centralnej
czêSci biblioteki, wymijaj¹c biurka i bibliotekarzy. Indy ruszyÅ‚ za
nim i wreszcie dostrzegÅ‚ szansê zwyciêstwa. RzuciÅ‚ siê do przodu na
jedno z biurek i zÅ‚apaÅ‚ W¹skookiego za pasek.
Le¿ysz na moim biurku, synku odezwaÅ‚a siê jakaS starsza
pani. Dwukrotnie uderzyÅ‚a Indy ego w gÅ‚owê zwiniêt¹ gazet¹ i W¹-
skooki zdoÅ‚aÅ‚ siê uwolniæ z jego uScisku.
Indy natychmiast siê poderwaÅ‚ i pognaÅ‚ za przeciwnikiem. Rci-
gany jednak przemierzyÅ‚ ju¿ ponad poÅ‚owê kopulastej sali, kieruj¹c
siê ku drzwiom. Indy zamierzaÅ‚ ju¿ zrezygnowaæ z poScigu, gdy na-
gle W¹skooki potkn¹Å‚ siê i upadÅ‚ na twarz.
Na twarz, na tê twoj¹ parszyw¹ twarz, nikczemny nieprzyja-
cielu! krzykn¹Å‚ Milford.
Indy rzuciÅ‚ siê na le¿¹cego, przyciskaj¹c go do podÅ‚ogi. ChwyciÅ‚
go za koÅ‚nierz i wykrêciÅ‚ mu rêkê.
Okay. Kim ty, do cholery, jesteS? Dlaczego za mn¹ Å‚azisz?
Mê¿czyzna warkn¹Å‚ na niego z wSciekÅ‚oSci¹. Jego w¹skie, ciemne
oczy przypominaÅ‚y dwa czarne wêgle. PodniósÅ‚ wzrok, patrz¹c na
coS, co znajdowaÅ‚o siê ponad Indym. W tej samej chwili Indy otrzy-
maÅ‚ w gÅ‚owê cios ksi¹¿k¹. W¹skooki odepchn¹Å‚ go i uciekÅ‚.
Indy odwróciÅ‚ siê i spostrzegÅ‚ starsz¹ pani¹, na której biurku przed
chwil¹ le¿aÅ‚.
Niczego pani nie rozumie.
Masz cholern¹ racjê, synku, ¿e nie rozumiem odparÅ‚a starsza
pani i wsadziÅ‚a mu w oko ołówek zakoñczony gumk¹.
Indy zawył z bólu i zakrył twarz. I wtedy po raz pierwszy usły-
szaÅ‚ gÅ‚os W¹skookiego:
Posłuchaj mnie, Jones.
PodniósÅ‚ gÅ‚owê i swym nie naruszonym okiem dojrzaÅ‚ stoj¹cego
w drzwiach mê¿czyznê.
Ostrzegam ciê. Trzymaj siê z dala od Deirdre Campbell.
Racja. Trzymaj siê od niej z daleka powiedziaÅ‚a starsza pani
i znowu podniosÅ‚a ksi¹¿kê.
Nagle u boku Indy ego znalazÅ‚ siê Milford.
Proszê go ju¿ nie biæ. Ja siê nim zajmê. On jest ze mn¹.
Cholera! pomySlał Indy. Jasna cholera! Pobiła mnie starsza
pani, uratował doktor Milford. A to wszystko przez Deirdre i jakie-
goS zazdrosnego chłopaka.
5. Londyñska Tower
Dzieñ póxniej podczas zajêæ:
JeSli chcemy poj¹æ precyzjê, do jakiej d¹¿yli staro¿ytni, nasze
bÅ‚êdy podczas badania ich dokonañ musz¹ byæ nieznaczne, nieistotne
w porównaniu z ich własnymi pomyłkami mówił Indy na podstawie
swoich notatek. Skoro oni doszli do setnych czêSci centymetra, my
musimy dojSæ do tysi¹cznych, by poznaæ ScisÅ‚oSæ ich rozumowania.
Indy przerwaÅ‚, by poci¹gn¹æ Å‚yk wody. Jego lewe oko byÅ‚o przy-
mkniête i napuchniête od ciosu, jaki poprzedniego dnia otrzymaÅ‚
podczas bójki w bibliotece, zakryÅ‚ je wiêc skrawkiem czarnego ma-
teriaÅ‚u. OznajmiÅ‚ sÅ‚uchaczom, i¿ miaÅ‚ wypadek i lekarz zaleciÅ‚ mu,
by przez kilka dni nosiÅ‚ opaskê.
Prawym okiem natomiast wodził od twarzy do twarzy. Niektó-
rzy studenci gorliwie wysuwali do przodu gÅ‚owy, czekaj¹c na jego
nastêpne sÅ‚owa. Inni notowali zaciekle w zeszytach. W pierwszym
rzêdzie siedziaÅ‚a wyprostowana Deirdre, splataj¹c i rozplataj¹c pal-
ce. Tego dnia miaÅ‚a na sobie dÅ‚ug¹, siêgaj¹c¹ kostek sukniê, której
faÅ‚dy ukÅ‚adaÅ‚y siê pod krzesÅ‚em. Wygl¹daÅ‚o to tak, jak gdyby suknia
stanowiÅ‚a metaforê kÅ‚amstw skrywanych przez tê dziewczynê. Jej
notatnik le¿aÅ‚ zamkniêty, usta miaÅ‚a zaciSniête w grymasie. Przed
zajêciami spytaÅ‚a go, co siê staÅ‚o, Indy zaS burkliwym gÅ‚osem popro-
siÅ‚, by usiadÅ‚a. Byæ mo¿e potraktowaÅ‚ j¹ opryskliwie, odpÅ‚acaÅ‚ jed-
nak piêknym za nadobne. MusiaÅ‚a powiedzieæ coS swojemu chÅ‚opa-
kowi, czy kimkolwiek byÅ‚ dla niej W¹skooki, co sprawiÅ‚o, ¿e tamten
poczuÅ‚ zazdroSæ. WykorzystywaÅ‚a go, prawdopodobnie wykorzysty-
waÅ‚a ich obydwu do swoich manipulacji. Nie chciaÅ‚ braæ udziaÅ‚u
w ¿adnym z jej planów.
Ale nie przypisujcie mi tego stwierdzenia mówiÅ‚ dalej Indy. S¹
to sÅ‚owa sir Flindersa Petriego, znanego egiptologa, który badaÅ‚ tak¿e
pewne gÅ‚azy wybrane z dziewiêciuset okr¹gÅ‚ych, potê¿nych kamieni
znajduj¹cych siê na Wyspach Brytyjskich, miêdzy innymi ze Stonehen-
ge. Na podstawie badañ, prowadzonych w roku 1877, przedstawiÅ‚ wy-
j¹tkowo dokÅ‚adne pomiary skaÅ‚, narysowaÅ‚ tak¿e szczegółowy plan opu-
blikowany w skali jeden do dwustu. Niektórzy z was, pisz¹cy prace
semestralne na temat Stonehenge, prawdopodobnie zaznajomili siê ju¿
z ksi¹¿k¹ Petriego zatytuÅ‚owan¹ Stonehenge: plany, opis i teorie.
Indy wyjaSniÅ‚, ¿e Petrie jest jednym z najbardziej cenionych
badaczy Stonehenge, poniewa¿ unikaÅ‚ wszelkich dzikich spekulacji.
To, jak wyjaSniÅ‚ Indy, byÅ‚o puÅ‚apk¹ dla Stonehenge. ZamierzaÅ‚ na-
stêpnie omówiæ niektóre z dziwacznych teorii, które wysuwano przez
kilka minionych stuleci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]