[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest pani obojętny. To mnie wcale nie dziwi. Niewiele jest kobiet,
które zdołałyby mu się oprzeć. Nawet ja ulegam jego czarowi, co
nie znaczy, że o to zabiegał. I Iważam, że jest niebezpiecznie
ciekawy i że rozkochał w sobie wiele kobiet.
- Czy pani Mickleby tak twierdzi?
- Dowiedziała się tego od kuzynki z Londynu. Nie należy
opierać się na plotkach, ale Lindeth to lakże potwierdził, oczywiście
nie chcąc zdradzić kuzyna. Wręcz przeciwnie, zawsze wyraża się o
sir Waldzie z największym szacunkiem, by nie powiedzieć z dumą.
Trzeba też pamiętać o tym, moja droga, że sir Waldo należy do
bardzo modnego towarzystwa. Jest nawet jego przywódcą i
światowcem. Zapewne wie pani lepiej ode mnie, że maniery tych,
których uważa się za kwiat towarzystwa, czasem odbiegają od tego,
co ogólnie przyjęte.
- Czy chce mnie pani ostrzec i powiedzieć, że sir Waldo jest
libertynem? - spytała bez ogródek Ancilla.
- O Boże, nie! - wykrzyknęła pani Chartley. -Nic podobnego,
moja droga. Nie sądzi pani chyba, że to właśnie zamierzałam
powiedzieć? Bez wątpienia miewał różne przygody, ale nie sądzę,
żeby... żeby...
- Zaproponował mi, bym została jego utrzymanką? To chyba
właściwe słowo, prawda? Zapewniam, że nie przyjęłabym podobnej
propozycji.
Te słowa jeszcze bardziej wytrąciły panią Chartley z
równowagi.
- Nie sądzę, by chciał zrobić coś tak niegodziwego -
zapewniła. - Obawiam się raczej, że może panią skrzywdzić, nie
zdając sobie sprawy z tego, iż może go pani obdarzyć głębokim
uczuciem. Jest przyzwyczajony do modnych kobiet, które traktują
flirt inaczej niż pani, co mnie niepomiernie cieszy. Być może
196
uważa, że jest pani taka jak damy z Londynu. Jest pani przecież nad
wiek poważna. Nie sądzę, by igrał z uczuciami niewinnej
niedoświadczonej panny.
- Nie ceni go pani za bardzo, prawda? - spytała Ancilla ze
zbolałym uśmiechem.
- Myli się pani, droga panno Trent. Pod pewnymi względami
bardzo go cenię - odparła szybko pani Chartley. - Mam powody... -
Urwała i zarumieniła się. - Chcę tylko powiedzieć, że powinna pani
mieć się na baczności, moja droga, i nie zwracać uwagi na jego
komplementy, ale myśleć o rym, że ma trzydzieści parę lat, masę
doświadczeń i jest bardzo przystojny oraz podziwiany. A w dodatku
wolnego stanu.
Panna Trent zaczęła wkładać rękawiczki.
- Cały czas o tym pamiętam - rzekła cicho. - Bardzo dziękuję
za dobroć i... i ostrzeżenie, ale zapewniam, że nie było ono
konieczne. Wcześniej zastanawiałam się nad tym wszystkim, co od
pani usłyszałam. - Wstała. - Muszę już iść. Chciałabym móc dać
pani pewność co do Lindetha,ale niestety, nie mogę tego zrobić.
Jestem jednak przekonana, że sir Waldo nie sprzeciwi się temu, co
uzna za dobre dla podopiecznego.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że się pani nie myli, panno Trent.
Czy przyjechała pani bryczką? Może przejdziemy razem do stajni?
Tak swoją drogą, jak przyjęto pomysł pana Calvera z tańcami w
Harrogate? Wyobrażam sobie pani konsternację. Słyszałyśmy o tym
od Lindetha i z tego, czego nam nie powiedział, wynikało, że
Tiffany była bardzo rozczarowana, kiedy ciotka zabroniła jej tam
jechać.
Ancilla zaśmiała się.
- Raczej wściekła! Lord Lindeth dobrze zrobił, wycofując się
w porę. Mam nadzieję, że już o tym nie usłyszymy.
- Byłoby bardzo dobrze. Taka propozycja! Pewnie nie może
się pani doczekać, kiedy ten młody człowiek wyjedzie.
- Muszę wyznać, że trudno mi polubić pana Calvera, ale też
przyznaję, że gdy pani Underhill wyraziła dezaprobatę, natychmiast
wycofał się z tego pomysłu. Wybaczyłam mu, kiedy wyjawił ze
197
skruchą, iż w ogóle się nad tym nie zastanawiał i chodziło mu tylko
o to, żeby odwrócić uwagę Tiffany. Powiedział też, że jeśli będzie
trzeba, to sam wytłumaczy Tiffany, dlaczego wyjazd jest
niemożliwy. Był bardzo uprzejmy, zresztą tak jak zwykle.
Dotarły do stajni, gdzie rozstały się w nieco lepszym nastroju.
Pani Chartley zaczekała, aż Ancilla wsiądzie do powoziku, a
następnie ruszyła ścieżką do domu. Panna Trent przejechała przez
bramę i skierowała się w stronę wioski. Zanim koń ruszył szybciej,
zza zakrętu wychynął faeton, ciągnięty przez parę kasztanków.
Ancilla obejrzała się i stwierdziła, że widać ją dobrze z okien
probostwa, więc aż zadrżała, gdy sir Waldo zaczął wstrzymywać
konie, by zatrzymać się przy jej bryczce. Nie mogła zrobić nic
innego, jak tylko ściągnąć lejce, bo gdyby zmusiła konie do biegu,
mogłoby to zostać poczytane za świadome unikanie spotkania. W
następnej chwili sir Waldo podjechał tak blisko, że gdyby nie
wiedziała, iż jest znakomitym woznicą, to przestraszyłaby się, że
koła ich powozów się sczepią. Jego służący pobiegł do koni, a on
uchylił kapelusza, uśmiechając się.
- Jak się pani miewa, panno Trent? Co za niespodzianka!
Gdybym przejeżdżał tędy nieco wcześniej, to bym pani nie
zauważył. Przez cały zeszły tydzień nie miałem tyle szczęścia.
Odpowiedziała tak lekko, jak tylko mogła w tej sytuacji.
- Podobnie jak Charlotte. Czy jedzie pan do Leeds?
- Tak. Czy chce mi pani coś zlecić?
- Nie, dziękuję. Nie chciałabym pana zatrzymywać.
- Odnoszę wrażenie, że to raczej ja panią zatrzymuję -
powiedział żartobliwie.
Przyjęła te słowa z uśmiechem, ale rzekła:
- Cóż, z pewnością nie powinnam za bardzo zwlekać. Byłam z
wizytą u pani Chartley i trochę się zasiedziałam. A pan ma zapewne
sporo spraw w Leeds...
- Nie tak wiele. Zbliżam się do końca.
- Pewnie jest pan tym zmęczony. Czy robotnicy skończyli
remont?
- Nie, jeszcze nie. Mieli... bardzo dużo przeróbek.
198
[ Pobierz całość w formacie PDF ]