[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znacznie. Twarz miała barwę popiołu; wyglądała jak maska
pośmiertna tego oblicza, które Kildare widział po raz pierw-
szy zaledwie kilka godzin temu.
Chłopak otworzył oczy, jedno odrobinę szerzej niż drugie.
Witaj, doktorze powiedział słabym głosem.
Witaj, Nick.
Patrząc na ostatniego, jak się spodziewał, pacjenta w swo-
jej karierze, Kildare miał dziwne wrażenie, że oddaje życie
62
za życie. Prawo mogło go zniszczyć, ale w tym momencie
prawo się nie liczyło.
Nie powiedział pan nikomu? zapytał Nick.
Bądz cicho.
W porządku szepnął Nick.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado, jakby niepewna, czy
może sobie na to pozwolić. Kildare zwrócił się do Reda.
Oddałbyś trochę krwi dla tego gościa?
Ma się rozumieć odparł z zapałem Red, wychodząc
ze swojego kąta.
Muszę ci zrobić transfuzję poinformował Nicka
Kildare. Są cztery grupy krwi. Jeśli ktoś z nas ma właści-
wą, zaraz wstąpi w ciebie nowe życie. Zaczniemy od twojej
siostry.
Wyjął z torby fizjologiczny roztwór soli. Wlał odpowied-
nią ilość do trzech probówek i umieścił w nich trzy próbki
krwi: dziewczyny, Reda i wziętą ze swego własnego palca.
Pobrał jeszcze odrobinę krwi od Nicka i obserwował, jak na
dnie kolejnej probówki oddziela się słomianej barwy surowi-
ca.
Cenny czas upływał z każdą chwilą. Kildare badał od cza-
su do czasu puls Nicka, chociaż już na pierwszy rzut oka wi-
dać było, jak szybko ucieka z niego życie. Nikt nie silił się na
wesołość. Rosalie usiadła obok brata i położyła mu rękę na
czole. Nick śledził uważnie krzątaninę lekarza.
Zaśpiewasz mi coś? poprosił nagle Rosalie.
Nie była w stanie przypomnieć sobie żadnego tekstu, za-
częła więc nucić bez słów. Przechodziła bezładnie od strzę-
pów jazzu do kołysanek, by spełnić życzenie chorego brata.
Masz beznadziejną pamięć powiedział Nick.
Tak mi przykro. Wiem, że się nie nadaję odparła.
Tak bardzo żałuję, kochanie.
W porządku, śpiewaj mruknął. Pomagasz mi za-
pomnieć o bólu.
Zpiewała i śpiewała, a jej głos zdawał się jednoczyć
wszystkich zebranych.
Kildare przystąpił do kolejnej czynności. Potrzebował pła-
skiego, przezroczystego naczynka. Szkiełko jego zegarka
63
nadawało się idealnie. Umieścił na nim wyjęte z roztworu
soli krwinki dziewczyny wraz z kilkoma kroplami surowicy
Nicka i oświetlił latarką maleńkie naczynko, czekając na re-
akcję. Stopniowo w roztworze zaczęły pojawiać się mikro-
skopijne grudki. Strząsnął krople surowicy na podłogę.
Nie nadaje się rzucił w kierunku trzech bacznie ob-
serwujących go twarzy.
Ależ moja krew musi być dobra dla Nicka! krzyk-
nęła Rosalie.
Zamknij się warknął Red, wpatrzony w Kildare'a
jak w kartę czarodziejskiej księgi.
Krew Reda wywołała identyczną reakcję. Kildare ponow-
nie oczyścił miniaturowe naczynko i umieścił w nim swoją
własną krew. Kiedy potrząsnął próbką, krople wymieszały
się idealnie. Silne światło latarki nie ujawniło najmniejszych
śladów aglutynacji. Uśmiechnął się do Nicka.
W porządku powiedział, radośnie potakując głową.
Lepszej krwi nie znajdziemy na całym świecie.
Chwileczkę zaprotestował Nick. Tak nie można.
To znaczy, pan nie może mi dać... To nie jest w porządku!
Cicho, Nick szepnęła dziewczyna, ledwie oddycha-
jąc z przejęcia.
Kiedy nie zniósłbym, żeby stało mu się coś złego po
tym, jak oddał mi swoją własną krew. Rozumiesz, co mam na
myśli? mówił Nick, któremu wyraznie transfuzja wydawa-
ła się mistycznym doświadczeniem, czymś w rodzaju brater-
stwa krwi.
Kildare zaczął sterylizować narzędzia. Było ich dużo, więc
zabrało to sporo cennego czasu. Butla Erlenmeyera, gumowa
i szklana rurka, korek, igły i wielka strzykawka leżały obok
siebie w kipiącej wodzie.
Odciął fragment gumowej rurki i zacisnął ją na swoim le-
wym ramieniu, przygotowawszy uprzednio butlę, do której
wlał zawartość niewielkiej ampułki roztworu cytrynianu.
Kiedy pod wpływem opaski uciskowej uwidoczniła się żyła,
wkłuł w nią potężną igłę. Krew pociekła rurką do butli. Nick,
który zniósł bez drgnienia okiem widok całego morza krwi,
64
nie mógł patrzeć na to ukłucie. Musiał zasłonie oczy trzęsącą
się dłonią. Tylko Rosalie śledziła wszystko oczyma bystrymi
jak u ptaka.
Red, wez tę butelkę i potrząsaj nią cały czas polecił
Kildare. Nie możemy dopuścić do skrzepnięcia krwi.
Nie mogę odrzekł Red, cofając drżącą rękę.
Przepraszam, panie doktorze, ale robi mi się słabo.
Ja to zrobię zaproponowała Rosalie. Bez wahania
podniosła butlę i zaczęła nią miarowo poruszać.
Czy nie kręci się panu w głowie po utracie takiej ilo-
ści...? Nie zaszkodzi to panu?
Utrata pół litra krwi? Oczywiście, że nie zaśmiał się
Kildare, czując jednocześnie powolny, ale systematyczny
upływ siły.
Ale jeśli część jego własnego życia ma przelać się z je-
go żył w moje... szepnął Nick do Reda.
Rozumiem przytaknął Red.
Być może stanę się innym człowiekiem dokończył
Nick.
Butla miała pojemność około litra i Kildare napełnił już
ponad połowę. Usunął igłę, zdjął opaskę i zatamował krwa-
wienie. Wkłuł jałową igłę w żyłę Nicka. Pacjent odwrócił
głowę do ściany, nie chcąc patrzeć, jak lekarz podnosi butlę z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]