[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wolę rocka. - Wzruszył ramionami. - Wasze
lokalne radio nadaje coś takiego?
- Jasne. Country rocka.
Uśmiechnął się pod wąsem.
- Co to za kawa?
Bez słowa wskazała na ekspres oraz puszkę na
kuchennym blacie. Oczy mu się zaświeciły na widok
jego ulubionej włoskiej kawy. Mimo że Helen żyje na
zapadłej prowincji, ma klasę.
- Oto kobieta, która potrafi docenić prawdziwą
kawę - rzekł z uznaniem.
- %7łycie jest za krótkie, żeby pić byle co.
Wpatrywał się w nią oszołomiony. Przebywanie
pod jednym dachem z kobietą, która wyznaje jego
własne zasady, może się okazać trudniejszym wy-
zwaniem dla jego wytrzymałości, niż sobie wyob-
rażał.
- Sam bym lepiej tego nie ujął - mruknął.
W jego obecności jej niewielka kuchnia skurczyła
się jeszcze bardziej.
- Idz się ubrać... -I to jak najprędzej. - A ja tym-
czasem zaparzę kawę.
Nie uszło jego uwagi, że kurczowo splotła palce.
- Umowa stoi. - Zrobił na kulach zgrabny piruet
i zniknął jej z oczu.
Krótki odcinek z domu do przychodni pokonali
pieszo. Ich milczenie przerywał jedynie chrzęst żwiru
pod stopami.
Mimo że był wczesny poranek, słońce mocno już
przygrzewało.
S
R
- Jesteśmy na miejscu. - Helen otworzyła drzwi
i gestem zaprosiła go do środka.
Znalazł się w pomieszczeniu, które wyglądało jak
pokój dla personelu, gdzie powitała go piegowata ru-
dowłosa w zaawansowanej ciąży.
- James Remington? Dzięki Bogu, że nareszcie tu
dotarłeś. - Uściskała go entuzjastycznie.
Roześmiał się, bo nieczęsto miał okazję znalezć się
w tak stalowym uścisku.
- A ty to Genevieve.
- Tak. Przepraszam za to niekonwencjonalne po-
witanie, ale twój widok to balsam na moje spracowane
oczy... a przede wszystkim stopy.
Helen z zawiścią patrzyła na swobodę, z jaką Gene-
vieve traktuje Jamesa. Ona za żadne skarby świata nie
potrafiłaby tak po prostu go objąć, aczkolwiek Gene-
vieve miała konkretny powód, by witać go jak długo
oczekiwanego brata.
- Jestem do usług - odparł z uśmiechem.
Zalotna nuta w jego głosie nie spodobała się Helen.
Czy on ani na chwilę nie przestaje czarować? Gene-
vieve jest zakochana w mężu i jest o krok od roz-
wiązania!
- Jestem tego samego zdania co Genevieve, - Za
ich plecami rozległ się tubalny głos.
Odwróciwszy się, James ujrzał w drzwiach zwalis-
tej postury brodacza.
- Ty też zamierzasz mnie wyściskać? - zażartował.
Mężczyzna ryknął śmiechem.
- Co to to nie. - Przedstawiając się, podał mu dłoń.
- Frank Greer. Witaj w Skye. Jesteś pewien, że noga
już da ci pracować?
- Trochę boli, ale praca pozwoli mi o niej zapom-
nieć.
- Mam nadzieję, że Helen się tobą zaopiekowała.
Rzuciła Frankowi mordercze spojrzenie. Lepiej, że-
by szef powstrzymał się od takich aluzji.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, że opieka nad lekarza-
mi, którzy w drodze do nas rozbijają się na motorach,
nie należy do moich obowiązków. Wystarczy mi niań-
czenie was dwojga - odcięła się, jednocześnie piorunu-
jąc wzrokiem Jamesa. Niech on sobie nie myśli!
- Słusznie - roześmiał się Frank. - Co byśmy bez
ciebie zrobili?! James, Helen jest niezastąpiona.
Genevieve przytaknęła.
- Dzięki niej wszystko chodzi jak w zegarku.
- Nie będę zaprzeczać - odparła nieskromnie. -
Pamiętajcie o tym oboje, jak zażądam podwyżki.
Jej riposta wszystkich rozbawiła, co pokazało Jame-
sowi, jak bezpośrednia atmosfera panuje w przychodni.
- Chętnie bym z wami dłużej pogawędziła, ale
muszę brać się do roboty. Zacznę od zrobienia kawy,
skoro nikomu z was nie przyszło to do głowy.
Spojrzała na nich z wyrzutem. Kocha ich bezgrani-
cznie, ale co by się im stało, gdyby chociaż raz pomyś-
leli o zaparzeniu kawy? Tak jej się odpłacają za lata
ich niańczenia. Schowała torbę do szafki, po czym ru-
szyła w stronę ekspresu.
- James, chodz ze mną, oprowadzę cię po naszej
placówce - rzekła Genevieve, masując brzuch.
Przeniósłszy na nią wzrok, James dostrzegł sine krę-
gi pod oczami. Zauważył, jak przestępuje z nogi na
nogę i jak trzyma się pod boki, jakby coś ją uwierało.
- To zbyteczne - odparł. - Pokaż mi tylko mój
S
R
gabinet. Resztę sam znajdę, jak będę potrzebował. Od
pięciu lat jeżdżę na zastępstwa, więc mam pewne ro-
zeznanie. Owszem, każda przychodnia jest inna, ale
zasadniczo różnice są niewielkie.
- Ale...
- Naprawdę. - Podszedł bliżej i podsunął jej krzes-
ło. - Usiądz. Wyglądasz na przemęczoną. Przeze mnie
musiałaś wczoraj pracować. Uważam, że powinnaś
zaraz pojechać do domu i odpocząć. Zrobić coś dla
maleństwa oraz dla siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl