[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapięcie kurtki i nakrycia głowy. Mówiąc przez maskę, dodał:
Pete, jesteś zbyt wyrośnięty, żeby jechać na tej przyczepie.
Ty też nie zaliczasz się do karzełków.
Ale jestem wystarczająco mały, aby się w niej położyć na boku i skulić
tyłem do wiatru. Ty musiałbyś siedzieć, tylko w ten sposób byś się zmieścił. Jadąc
w takiej pozycji zamarzłbyś na śmierć.
Dobrze. W porządku. Jeśli koniecznie chcesz odgrywać bohatera. . . Tylko
pamiętaj, że po tej akcji nikt nie będzie rozdawał orderów. . .
61
A kto tutaj wspomina o odznaczeniach? Harry wszedł do przyczepy
i usiadł na środku. Wystarczy, jak ogłoszą mnie świętym.
Myślisz, że dostaniesz się do nieba mając żonę, która zna więcej zberez-
nych kawałów, niż wszyscy faceci z Bazy Edgeway razem wzięci?
Przecież to oczywiste, Pete!
Co?
Bóg ma poczucie humoru.
Pete rozejrzał się dookoła, lustrując sztorm szalejący na powierzchni góry lo-
dowej.
Tak. Ma naprawdę czarne poczucie humoru. Podszedł do drzwi kabiny,
obejrzał się do tyłu i z afektacją w głosie ponownie stwierdził: Głupi białas.
Po czym usiadł za kierownicą i zamknął drzwi.
Harry po raz ostatni spojrzał na wąski fragment powierzchni lodu oświetlo-
ny przez reflektory. Rozmyślając rzadko posługiwał się przenośniami, ale posęp-
ny mrok panujący na samym wierzchołku globu i trudno uchwytne właściwości
krajobrazu domagały się metafor. Całkiem możliwe, że zwykłe, codziennie uży-
wane określenia nie są w stanie w pełni oddać nieprzystępności i wrogości tego
zakątka ziemi, który może zostać opisany wyłącznie przy użyciu słów odzwier-
ciedlających jego tajemniczy, upiorny charakter. Powierzchnia lodu była przy-
kucniętym smokiem o monstrualnych rozmiarach. Głęboka, wszechogarniająca
ciemność to jego rozdziawiona paszcza. Potężny szum wiatru był jego gniewnym
rykiem, a śnieg, padający teraz tak gęsto, że widoczność ograniczyła się do kilku
metrów, był śliną kapiącą z rozwartych szczęk bestii, która w każdej chwili mogła
ich połknąć, nie zostawiając po nich najmniejszego śladu.
Pojazd ruszył.
Odwracając się tyłem do bestii, Harry położył się na lewym boku. Podciągnął
kolana do piersi i pochylił głowę, wtulając ją między ramiona. Ręce złożył pod
brodą. Było to wszystko, co mógł zrobić, aby ochronić się przed dojmującym
zimnem.
Warunki jazdy w przyczepie okazały się gorsze niż przewidywał a przy-
puszczał, że będą fatalne. Prymitywnie skonstruowany system amortyzacyjny
przenosił każdą nierówność terenu z płóz i kół na platformę wózka. Harry prze-
suwał się i obijał o wąsko ustawione ścianki przyczepy. Nawet gruba warstwa
ubrania nie była w stanie w pełni uchronić go przed skutkami najmocniejszych
wstrząsów i żebra po prawej stronie zaczynały promieniować tępym bólem. Wiatr
owiewał go ze wszystkich stron. Podmuchy mroznego powietrza uporczywie i wy-
trwale szukały choćby najmniejszej szczeliny w jego arktycznym rynsztunku.
Zwiadomy, że zbytnie rozmyślanie o własnych niewygodach jeszcze bardziej
pogarsza sytuację, postanowił skupić się na czymś innym. Zamknął oczy i przy-
wołał wyrazny obraz Rity. Jednak nie zobaczył jej w stanie, w jakim mogła się
obecnie znajdować: zmarzniętej, przestraszonej, zmizerniałej, zranionej czy na-
62
wet martwej. Sięgnął pamięcią daleko w przeszłość, do dnia, kiedy spotkali się po
raz pierwszy. Drugi piątek maja, prawie dziewięć lat temu, w Paryżu. . .
Uczestniczył wtedy w czterodniowej konferencji naukowców, którzy ostat-
nio wzięli udział w różnych akcjach i imprezach z okazji Roku Geofizyki ONZ.
Z całego świata zjechało trzysta osób, mężczyzn i kobiet reprezentujących róż-
ne dziedziny nauki. Wszyscy spotkali się w Paryżu na seminariach, wykładach
i dyskusjach, których koszt w całości pokrył specjalny fundusz Roku Geofizyki
ONZ.
W piątek o piętnastej Harry miał wystąpienie przed grupą geofizyków i me-
teorologów zainteresowanych obszarem Arktyki. Mówił przez około pół godziny
w niewielkiej hotelowej sali konferencyjnej. Pod koniec wykładu odłożył notatki
i poprosił o zadawanie pytań.
Podczas drugiej części spotkania został zaskoczony i oczarowany przez mło-
dą, piękną kobietę zadawała znacznie ciekawsze i bardziej dociekliwe pytania,
niż którykolwiek z nobliwych naukowców, siedzących na sali. Sądząc z wyglądu
mogła być pół Irlandką, pół Włoszką. Jej bursztynowo-oliwkowa skóra wydawa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]