[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeden doberman.
- Rozumiem - powiedział wyraznie zawiedziony Bob.
Sierżant wrócił do odczytywania swoich notatek:
-A więc dwaj chłopcy w dresach, ćwiczący łapanie baseballowej piłki, potem
długowłosy młodzieniec w sportowym porsche'u, mężczyzna na rowerze, w kasku, goglach i
z plecakiem, z którego wystawały przewody słuchawek wetkniętych w uszy następnie trzech
członków motocyklowego gangu o nazwie Szara Zmierć , dwa chevrolety typu kombi, które
zdawały się jechać razem, czterech amatorów joggingu w długich dresach, trzech facetów,
którzy najwyrazniej zabłądzili gdzieś w drodze z pracy do domu, więc trochę się im
spieszyło, doręczyciel kurierskich przesyłek pocztowych, wreszcie trzej chłopcy w
harcerskich mundurach, którzy wrócili tą samą drogą dwie godziny pózniej, potem jeszcze
dwóch włóczęgów...
Paulowi wypadło robić wywiad z policjantem w pomieszczeniu z szafkami na cywilne
ubrania, w którym przebierał się on po skończonej służbie. Był to niski mężczyzna z lotnego
patrolu.
- No, młodzieńcze, jestem prawie gotów, żeby popędzić do domu. Nie wiem, co
chciałbyś usłyszeć, ale podczas tych zasadzek nie wydarzyło się dosłownie nic.
- Postaram się nie zawracać panu głowy zbyt długo - obiecał Paul.
Policjant zmarszczył brwi.
- No dobra, mów szybko, co cię interesuje.
- Wiemy że nie zauważyliście panowie, aby podczas tych zasadzek ktoś tłukł
samochodowe szyby Ale czy nie spostrzegł pan czegoś podejrzanego albo po prostu
nienormalnego?
- Nic, dosłownie nic - odparł policjant, spoglądając nerwowo na zegarek, a potem
wciągnął drugi motocyklowy bucior i zerwał się na równe nogi, gotów do wyjścia.
Paul pospieszył z następnym pytaniem:
- Czy może mi pan powiedzieć, kogo widział pan podczas tych zasadzek? Chodzi mi o
ludzi, którzy przechodzili niedaleko miejsca, w którym byliście ukryci.
- Chcesz, żebym wymienił wszystkich? - zdumiał się funkcjonariusz z lotnej eskadry.
- Tak, psze pana, jeżeli ich pan pamięta.
- Chyba trochę przesadziłeś, mały! Chcesz, żebym opowiadał ci o wszystkich, którzy
przechodzili tamtędy, nie robiąc nic złego? - Policjant ziewnął, zasłaniając dłonią usta. -
Złożyłem po tamtej służbie raport, który był bardzo krótki. Nie wydarzyło się nic godnego
uwagi. A teraz muszę już iść do moich zajęć, rozumiesz? - dodał kierując się ku drzwiom.
- Przykro mi, domyślam się, że trudno jest przypomnieć sobie szczegóły po tak
długim okresie.
Niski, przypominający trochę wyścigowego dżokeja policjant stanął jak wryty i
odwrócił się.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Myślisz, że nie mogę sobie przypomnieć niczego, co
widziałem podczas tych zatraconych zasadzek? A przynajmniej rzeczy godnych
zapamiętania, oprócz tych szarych ludzi łażących tam i z powrotem? Pamiętam wszystkie
fałszywe alarmy
- Fałszywe alarmy? - powtórzył jednym tchem Paul.
Policjant kiwnął głową.
- Było parę momentów, które wyglądały naprawdę cacy
- Niech mi pan o nich opowie - powiedział błagalnym tonem Paul.
Znudzony już trochę funkcjonariusz spojrzał znowu na zegarek i westchnął.
- No dobrze, ale krótko. Nadjechał taki stary, duży pikap. Z tyłu siedziała gromada
dzieciaków, które śpiewały i podnosiły niesamowity wrzask. W pół drogi między
przecznicami, gdzie siedzieliśmy zaczajeni, samochód zatrzymał się i cała ta banda
wyskoczyła na ulicę. Przez chwilę byliśmy pewni, że mają zamiar zabrać się do tłuczenia
szyb w samochodach. W końcu jednak okazało się, że oni się tylko bawią. Urządzili sobie coś
w rodzaju dzikiego korowodu i pognali jedno za drugim wężykiem, przełażąc przez płoty,
okrążając hydranty, klucząc między krzakami, a nawet samochodami, wreszcie dotarli do
rogu następnej przecznicy, powłazili z powrotem na tego starego gruchota i odjechali.
Paul szybko zapisał te informacje w notesie. Znużony już na dobre policjant ziewnął
znowu, a potem wrócił do swej opowieści.
- Nadjechało też trzech punków z motocyklowego gangu, który oni sami nazywają
Szara Zmierć . Jechali naprawdę bardzo powoli, a potem zaczęli kręcić ósemki zaglądając
do wszystkich samochodów, tak jakby szukali czegoś nadającego się do zwędzenia, tyle że
ani na moment żaden z nich się nie zatrzymał. W końcu minęli skrzyżowanie, ciągle kręcąc te
kółka, i oddalili się.
Paul pochylił się nad swoim notesem. Po chwili kiwnął głową na znak, że może
słuchać dalej. Młody policjant podniósł dłoń do ust, żeby ukryć kolejne ziewnięcie.
- Na koniec pokazał się ten drągal na dziesięciobiegowej wyścigówce, cały
wytapetowany jak jakiś goguś z Marsa. W uszach miał słuchawki, takie bez pałąka. Przez
chwilę jechał bardzo powoli, robiąc wrażenie, jakby miał zamiar wyciągnąć coś spod
kolarskiej koszulki. Potem jednak nacisnął na pedały i pojechał dalej.
Paul wsadził nos w swój notes, starając się jak najprędzej zanotować wszystkie
szczegóły. Kiedy znowu podniósł głowę, stwierdził, że jest sam w pustej przebieralni.
Znużony patrolowaniem miasta policjant wymknął się, żeby pojechać wreszcie do domu.
Elegancki porucznik Samuels spoglądał Jupiterowi prosto w oczy.
- Słuchaj no, Jones, powtarzam ci, że nie mam zaufania do dzieciaków, które myślą,
że są na tyle bystre i sprawne, aby własnymi siłami rozwiązywać zagadki kryminalne. Mogą
okazać się co najwyżej zdolne do naśladowania prawdziwych policjantów.
- Przykro mi, że tak pan sądzi, sir - powiedział grzecznie Jupiter. - Jednakże
komendant Reynolds najwyrazniej nie zgadza się w tym względzie z panem. Już nieraz
zdarzało się nam udzielić mu wartościowej pomocy w podobnych sprawach.
Na policzkach porucznika Samuelsa pojawiły się wyraznie widoczne różowe plamy.
- Naprawdę uważasz, że takie dzieciuchy jak wy mogą dorównać wyszkolonym
funkcjonariuszom policji?
- Być może nie pod każdym względem, sir. Ale czasami jesteśmy w stanie robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]