[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nancarrow nagle się zatrzymał.
Zostaw! wrzasnął ze złością. Co ty wyprawiasz?
Chwycił Jupitera za rękę i odciągnął go na bok. Cofnął się o krok, by widzieć wszyst-
kich trzech chłopców. Oczy zwęziły mu się jak szparki. Wydobył z pokrowca automa-
tyczny karabin i skierował jego lufę wprost na nich.
Zgadza się, M-16 mruknął pod nosem Jupe.
Wypukłość w skórzanym pokrowcu miała pasować do kształtu charakterystycznego
uchwytu i pokaznego magazynku.
Co się tu dzieje? spytał Bob.
57
Tych karabinów używano w Wietnamie. Jupe mówił spokojnie, ale serce
biło mu w piersi jak oszalałe. Obecnie są jednymi z najpopularniejszych karabi-
nów na świecie. Służą jednak do zabijania ludzi, a nie do zabawy. Kim pan jest, panie
Nancarrow? Czego pan od nas chce?
Dobra, cwaniaczki powiedział mężczyzna, wymachując bronią. Próbowałem
być miły, ale teraz koniec żartów. Ruszać się i jazda na górę. Idziecie ze mną!
ROZDZIAA 11
Fortel
Chodzcie powiedział łagodnie Jupiter. Nie chcemy przecież denerwować
pana Nancarrowa. Chłopiec powlókł się w stronę urwiska.
Niedawny zawadiaka nagle spokorniał. Pierwszy Detektyw występował jako dziec-
ko w serialu Małe urwisy , w którym grał rolę Małego Tłuścioszka. Nie lubił, kiedy mu
przypominano ten epizod w jego życiu, ale trzeba przyznać, że był urodzonym artystą.
Bob i Pete zrozumieli w jednej chwili, że Jupe teraz gra.
Marsz! rozkazał zimnym tonem Nancarrow.
Pete i Bob posłusznie ruszyli przed siebie. Nancarrow szedł z tyłu, trzymając karabin
wymierzony w ich plecy.
Czy tam, dokąd pan nas zabiera, jest także pan Andrews? spytał słabym gło-
sem idący z przodu Jupiter.
Nawet o tym nie myśl, szczeniaku warknął Nancarrow. Wybuchnął znaczącym,
nieprzyjemnym śmiechem. To moja sprawa, a wam nic do tego.
To pan porwał mojego tatę! zawołał przerażony Bob. Dlaczego pan to zro-
bił?
Bo tatuś był tak samo wścibski, jak twój przyjaciel burknął Nancarrow. I też
za dużo gadał o niczym. Zamknij się już!
Maszerowali wszyscy na zachód, idąc wzdłuż podnóża urwiska, i szukali odpowied-
niego miejsca, w którym mogliby rozpocząć wspinaczkę. Jupe głośno dyszał.
Niech pan nas tak nie goni narzekał.
Przestań jęczeć. Nie zamierzam zwalniać odrzekł opryskliwie Nancarrow.
Och stęknął Jupe.
Udał, że ześlizguje się po pokrytych mchem kamieniach, zachwiał się i wpadł na
Boba. Zrobił to celowo. Bob zatoczył się do tyłu. Też z rozmysłem ominął Pete a.
Pete najpierw się zdziwił, ale szybko zrozumiał, po co ta heca.
Nancarrow zmarszczył czoło, niepewny, co się dzieje.
59
Pete wykorzystał moment jego wahania. Obrócił się dokoła i wypracowanym ciosem
karate popchnął karabin, tak że lufa przesunęła się w bok.
W nogi! wrzasnął do Boba i Jupe a.
Dwaj chłopcy poderwali się z ziemi i pognali przez łąkę w stronę lasu, widniejącego
na jej zachodnim krańcu.
W tym samym czasie Pete szybko zmienił postawę i stanął przodem do Nancarrowa,
po czym walnął go pięścią w klatkę piersiową.
Nancarrow zachwiał się i stracił równowagę, jednakże nie wypuścił z rąk karabinu.
Pete popędził w stronę sosen.
Na drzewa posypał się grad kul. W powietrzu zawirowały igły i kawałki kory. Ptaki
z piskiem zerwały się do lotu. Chłopcy upadli płasko na ziemię, bezpiecznie ukryci
w jakichś krzakach.
Biff! George! krzyknął Nancarrow. Gdzie jesteście, śmierdzące lenie?
Chodzcie tu. Szczeniaki próbują zwiać.
Pete uniósł nieco głowę. Widział stojącego na łące bandytę.
Nancarrow nadaje przez walkie-talkie oznajmił.
Biff to jeden z tych, którzy nas ścigali. Ten o chropawym głosie szepnął Bob.
Wobec tego drugi musi być George em powiedział równie cicho Jupe. Sądzę,
że specjalnie zaganiali nas w stronę Nancarrowa. Coś za łatwo udało nam się ich zgu-
bić.
Jupe powiedział kolegom, co przyszło mu do głowy na temat Nancarrowa. Wspomniał
o papierosach, jakie palił, i o drewnianych skrzyniach w indiańskiej wiosce.
Nancarrow nie mógł jednak uszkodzić pikapa uznał Bob.
Nie było go tam wtedy.
Moim zdaniem zrobił to wódz powiedział Pete.
Pózniej o tym pomyślimy oświadczył Jupiter. Teraz ruszajmy.
Co z moim tatą? spytał Bob.
Ze słów Nancarrowa wynika, że twój tata żyje pocieszył przyjaciela Jupe.
Najpierw sami wydostańmy się z tarapatów, a potem go znajdziemy.
Popatrzyli na łąkę. Nancarrow ciągle tam stał, wpatrując się w drzewa.
Oszczędza amunicję domyślił się Jupe. Nie będzie strzelał, dopóki nas nie
zobaczy.
Chłopcy podnieśli się ostrożnie z ziemi i pobiegli między sosnami.
Tu są! ryknął Biff.
Bob, Pete i Jupe zrobili jeszcze kilka kroków i zamarli. Zobaczyli przed sobą kolejny
karabin M-16.
Ciemnowłosy, mocno opalony mężczyzna o wyblakłych, niebieskich oczach, prze-
nosił lufę z jednego chłopca na drugiego. Zaczął się uśmiechać, ale spojrzenie miał lo-
dowato zimne.
60
Mam ich powiedział z satysfakcją w głosie.
Trzej przyjaciele domyślili się, że jest to George. Z lewej strony chłopców pojawił się
drugi mężczyzna, który również celował do nich z M-16.
Tu gdzie chcieliśmy, no nie? Głos niewątpliwie należał do Biffa. Był on chu-
dziutkim mikrusem o krótkich, ciemnych włosach i nastroszonych brwiach. Głupie
te szczeniaki.
W porządku, przyprowadzcie ich tutaj. Przed nami długa droga odezwał się
z oddali Nancarrow.
Słyszeliście polecenie szefa powiedział Biff. Ruszać się.
Jupe, Bob i Pete popatrzyli jeden na drugiego. Pete wzruszył ramionami. Nic nie mo-
gli zrobić.
Kazałem wam iść! warknął Biff.
Potem popełnił błąd. Dzgnął Pete a w plecy wylotem lufy swego M-16.
Pete okręcił się i chwycił lufę, po czym wbił ją w brzuch Biffa.
Biff upadł bez tchu, palcami ściskając kurczowo kolbę.
Tymczasem Bob wyrzucił w górę nogę i wyuczonym ruchem kopnął George a
w podbródek. Mężczyzna zachwiał się tylko, więc Bob powtórzył ruch. George upadł
na ziemię.
Jupe ukrył się za grubym pniem sosny. Patrzył, jak zbliża się do niego Nancarrow,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]