[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjacielu!
Nagle usłyszał delikatny szmer przy swoim ramieniu...
Czy to jeden z maleńkich elfów?
Coś dotknęło jego kieszeni na piersi.
Informacja dotarła do niego w postaci stukania w mózgu.
To ty? Moja maÅ‚a przyjaciółka z Gjáin! Nie wiedziaÅ‚em, \e znajdujesz siÄ™ w
Królestwie Zwiatła! Czy mo\esz mi się ukazać?
Mała panienka z rodu elfów wyszła z cienia, a on wziął ją i ostro\nie posadził na
swojej dłoni. Uśmiechała się skrępowana, ale rozpromieniona wpatrywała się w swego idola.
Jak dobrze znowu cię widzieć rzekł Dolg ciepłym głosem. Ale ja nawet nie
wiem, jak ci na imiÄ™.
Fivrelde szepnęła bez tchu.
Zwietnie do ciebie pasuje, mój mały motylku. Czy to ty mnie szukałaś?
Tak westchnęła, rozdygotana. Musiała odkaszlnąć. Wydaje mi się, \e coś
widziałam, ale nie odwa\yłam się nikomu tego powiedzieć, bo jestem taka maleńka i głupia.
Maleńka jesteś naprawdę, ale głupia? Nie. Czy\ ty i ja nie dokonaliśmy razem
wielkiego czynu? Bez twojej pomocy nigdy bym nie znalazł farangila, dobrze o tym wiesz.
Słuchała tego z przyjemnością. Zmiała się od ucha do ucha.
No, a co chcesz mi teraz opowiedzieć, o co chcesz zapytać?
Fivrelde rozsiadła się wygodnie we wgłębieniu jego dłoni, tu\ przy palcach
wskazującym i środkowym, i wpatrywała się w Dolga z powagą. Jej głosik był tak delikatny i
dzwięczny, jak szum pokrytych szronem traw na wietrze.
Ty wiesz, Lanjelin, \e bliskość dwóch szlachetnych kamieni dała mi specjalne
zdolności.
Oczywiście. Ale co masz na myśli?
To, \e widzę więcej ni\ moi krewniacy.
Wspaniale! I co widziałaś?
Fivrelde wciągnęła głęboko powietrze, by się opanować. Dolg podparł ją kciukiem.
Ostro\nie, by nie połamać kruchych skrzydełek.
No więc, to było, zanim ty przybyłeś do Królestwa Zwiatła, Lanjelinie. Strasznie
rozpaczałam, \e ciebie tu nie ma, bo byłeś moim najlepszym przyjacielem i prze\yliśmy
razem tyle pięknych rzeczy.
Najpiękniejszych, jakie mi się przydarzyły potwierdził z powagą.
Maleńka panienka zarumieniła się i spuściła oczka, uszczęśliwiona jego słowami.
No i, widzisz, którejś nocy byłam razem z innymi elfami w lesie. Widzieliśmy, jak
ci młodzi ludzie \eglują po Złocistej Rzece, i chcieliśmy się dowiedzieć, co zamierzają.
Ach, to było wtedy! Tak, pamiętam bardzo dobrze, ojciec, Marco i ja te\ tam
poszliśmy! To było tej nocy, kiedy przybyliśmy do Królestwa Zwiatła.
No właśnie! No i, zanim ty przyszedłeś, obserwowaliśmy z lasu gromadkę
bezmyślnej młodzie\y. Widzieliśmy, jak pomogli małej, biednej dziewczynce przedostać się
przez dziurÄ™ w murze.
Małej Sisce, tak. Zrobili coś absolutnie niedozwolonego, rozcięli mur, ale dzięki
temu jÄ… uratowali.
Tak. My, elfy, byliśmy przera\eni ich zachowaniem, a potem, kiedy bestie tłoczyły
się do środka, przeraziliśmy się tak bardzo, \e uciekliśmy. Wtedy jednak przyszedłeś ty,
Lanjelin, a ja odwróciłam się i poszłam za tobą. Och, byłam taka szczęśliwa. Nie wierzyłam
ju\, \e jeszcze kiedykolwiek tak się będę cieszyć!
Wyglądało na to, \e opowiadanie dobiegło końca.
No i co? rzekł Dolg z zaciekawieniem. Co takiego wtedy zobaczyłaś?
Mała panienka podskoczyła na jego dłoni tak, \e on sam równie\ drgnął.
Co? Och, nie, zapomniałam teraz o tej strasznej sprawie. No więc, to się stało, zanim
ty i twoi przyjaciele przybyliście, by ratować młodych. To było wtedy, kiedy bestie
przedostawały się tłumnie do środka.
Wróciła we wspomnieniach do tamtej chwili i znowu zadr\ała.
Pojawiło się coś jeszcze...
Dolg czekał.
Tak?
Fivrelde spojrzała mu głęboko w oczy.
Nie mogę ci powiedzieć, co to było, Lanjelinie. Ale kiedy wszystkie bestie weszły
ju\ do środka, pojawiło się za nimi coś innego. Jakiś... coś w rodzaju ślizgającego się cienia,
co wiło się ponad górną krawędzią otworu w murze, przesunęło się i mknęło dalej, pełznąc
pomiędzy korzeniami i kamieniami w głąb Królestwa Zwiatła. Widziałam, \e pełznie
błyskawicznie, czasem wspina się na drzewo, przeskakuje na następne i znowu zsuwa się na
ziemię. W końcu zniknęło w głębi kraju, pomiędzy wzgórzami.
Jak wÄ…\?
N-n-iee rzekła z wahaniem. To było większe i paskudniejsze. Coś w rodzaju
prymitywnego człowieka, chocia\ kształty miało niewyrazne. Jakaś taka szaroczarna masa,
rozciągała się i kurczyła, pełznąc przed siebie.
Dolgowi przyszło do głowy porównanie.
Jak Sigilion?
Słyszałam o Sigilionie, człowieku-jaszczurze powiedziała panienka z powagą.
Nie, to nie on. To było jakby bardziej niekonkretne. (Piękne słowo, z którego mała musiała
być dumna).
Dolg zastanawiał się, a panienka z rodu elfów patrzyła na niego ufnie i z podziwem.
Fivrelde, czy kiedyś pózniej widziałaś jeszcze tego cienia?
O\ywiła się.
Na początku widywałam to często, jak węszyło w lesie elfów, ale zawsze bałam się
tak samo. Potem zniknęło. Nie widziałam go bardzo długo.
Czy w jakiś sposób łączysz z nim ten nieprzyjemny nastrój, jaki zapanował wśród
elfów? To, \e tęsknicie, by wyruszyć do Gór Czarnych?
Ja nie tęsknię do nich, Lanjelinie, o, nie, chcę zostać tutaj, gdzie ty jesteś. O innych
te\ nie mo\na powiedzieć, \e tęsknią. Oni są jakby przez coś zmuszani, by chcieli tam pójść.
Rozumiem. Bardzo mądrze to sformułowałaś, Fivrelde. Wiesz co, myślę, \e oboje,
ty i ja, powinniśmy odwiedzić mego przyjaciela Marca.
O, o, och szepnęła Fivrelde przejęta.
Dolg, skąd wziąłeś tę śliczną panienkę? rzekł Marco swoim najłagodniejszym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]