[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawa wyjdzie na jaw, wierzył, że nigdy się
o niej nie dowiemy.
 Czy przyznaje się pan do nielegalnej sprzedaży czterech tysięcy koron szwedzkich, które były
własnością Marii Visconti?
 Nie! Nie!
 Mamy ciekawy film, proszę pana. Idziemy, pokażę panu.
Bezwolnie szedł za mną. W salce projekcyjnej w milczeniu patrzał na ekran. Potem, gdy
wróciliśmy do mego gabinetu, nie odzywał się przez jakiś czas. Czekałem, co postanowi. Trwało to
jednak zbyt długo. Powiedziałem więc:
 Mamy też tego człowieka, który kupił walutę od pana.
Nazywają go Maks. Nie wyprze się pan tej historii.
Zawadzki milczał.
 Powiem panu, jak to było. Po wyjściu z mieszkania Marii Visconti zaczekał pan gdzieś w
pobliżu, aż wszyscy opuszczą dom. Wiedział pan, że Rylski z Joanną pójdą do niej, o piętro wyżej.
Pozostawał więc tylko Majewski i ta dziewczyna z
 Continentalu . A kiedy redaktor, a pózniej ona poszli sobie, pan wrócił do Marii Visconti.
 Nie!  zawołał Zawadzki.
 Pan wiedział, gdzie chowała swoje korony. Kiedy otworzyła drzwi, wepchnął ją pan do
pokoju, uderzył czymś ciężkim w głowę.
 Nie!
 A potem spokojnie przeszukał pan pokój. Znalazł pan pieniądze i wyszedł przez nikogo nie
zauważony. Tak było?
 Nie!
 Ale pan miał jej pieniądze. To pan je sprzedawał.
Dlaczego?
Milczał przez chwilę, łapiąc oddech jak ryba na piaszczystym brzegu.
 To było inaczej  powiedział rwącym się głosem.  Ja wtedy naprawdę poszedłem do domu.
I nie zostałem na ulicy ani nic zamordowałem Marii. Ona wiedziała, że ja chcę sobie kupić dobry
samochód. Przekazała mi te pieniądze przez redaktora Majewskiego. Miałem jej zapłacić po
dwadzieścia dwa złote za ko
ronę. Szwagier rzeczywiście obiecywał mi przywiezć spłatę za grunt.
 Ile?
 Sto pięćdziesiąt tysięcy.
 Sporo.

Widzi pan?  ucieszył się Zawadzki, jakby od tego, że tych pieniędzy było niemało, zależała jego
niewinność.

Kiedy Majewski wręczył panu korony?
 Trzy dni przed śmiercią Marii.

To wszystko trzeba sprawdzić  powiedziałem. Nie wierzyłem temu człowiekowi, ale nic
miałem prawa kierować się swymi uprzedzeniami.

Wiedziałem, że pan mnie wypuści  Zawadzki o mało nie zaszlochał z radości, dławił się
słowami.  Dziękuję panu, panie kapitanie, moja rodzina, moja żona i dzieci...

Zostanie pan w areszcie  przerwałem.  Sprawę wyjaśnimy.
A jeśli nie zamordował pan Marii Visconti ani nie brał udziału w tym morderstwie, będzie pan
wolny. Lecz za handel walutą odpowie pan i tak. Tylko że ja już nie będę miał z tym nic wspólnego.
Zawadzki był drugim, którego dla dobra śledztwa zmuszony byłem zamknąć w areszcie. Jutro
prokurator z pewnością wyda nakaz aresztowania, w tej sprawie jest zbyt wiele ciemnych stron.
Najciemniejszą była tragiczna śmierć Marii.
4

Czy może mi pan powiedzieć, jak pan doszedł do posiadania swego volvo?

zapytałem redaktora Majewskiego. Zaprosiłem go na rozmowę telefonicznie, bez zbędnych
pisemek i formularzy, ale wiedział, że odmówić mi nie może. Przyszedł punktualnie.

Czy to coś złego?  odparł pytaniem na pytanie. Zauważył, że spojrzałem na nieao z ukosa i
szybko zaczął mówić. 
Nabyłem go na giełdzie samochodowej. Mam rachunek.
 Za co?

Za pieniądze, oczywiście. Posiadałem oszczędności  dodał
pośpiesznie, aby za
trzeć wrażenie niestosownego żartu.  Pracuję ponad dwadzieścia lat. A drogę samochodziarza
zacząłem od trabanta.
Potem był wartburg. Gdy zmarł mój ojciec, właściciel sporego gospodarstwa, sprzedałem je i tak
oto powstała fortuna wystarczająca na zakup tego samochodu. Volvo to dobry wóz.
 Sprawa wygląda prawdopodobnie  odparłem z lekkim wahaniem.
 Ona nie tylko tak wygląda. To j e s t prawda.
 Jasne. A jakie stosunki finansowe łączyły pana z zamordowaną?  rzuciłem to pytanie właśnie
teraz, w momencie-gdy Majewski czuł się niemal bezpieczny.
 Nie rozumiem?  zdziwił się.  O co panu chodzi?
 O to, że uczestniczył pan jako pośrednik pomiędzy nią a innymi osobami  specjalnie użyłem
liczby mnogiej  prze-kazując pewne sumy w walucie szwedzkiej do sprzedaży.
 To ciężkie oskarżenie  odparł, trąc dłonią zmarszczone czoło. Nie zdziwił się, nie
zaprzeczył, zastanawiał się, jakby szukając w myślach jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.
 Czy mam panu dopomóc i przypomnieć?...
 Nie!  przerwał mi.  Domyślam się, o co chodzi. Trzy dni przed śmiercią Maria prosiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl