[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieczorem.
- Wszystkiego najlepszego, przyjacielu. - Rolfe spogląda na hall i schody. - Teraz lepiej już
pójdę. Moje dziesięć minut prawie się kończy, a chyba już dostatecznie rozzłościłem Amandę.
- Posłuchaj, Rolfe - mówi Devon, gdy idą razem do drzwi. - Za tydzień znów będzie pełnia
księżyca. Musimy być przygotowani na ewentualny powrót bestii.
Rolfe kiwa głową.
- Próbowałem znalezć więcej informacji o takich stworach w mojej bibliotece, ale niewiele
się dowiedziałem. Będę szukał dalej.
Devon spogląda na pierścień na palcu. Może on udzieli mu kilku odpowiedzi. Chłopiec
żegna się z Rolfe em i spieszy na górę, żeby wypróbować pierścień.
Jego pokój pachnie świeżym drewnem. Stolarze skończyli pracę po południu. Wymienili
zwęglone deski podłogi i framugi okien. Devon ma też nowe biurko. Nie podobają mu się nowe
zasłonki, wybrane przez panią Crandall. %7łółte w różowe różyczki - co ona sobie wyobraża?
Rozsuwa je jak najszerzej i otwiera okno. Podnosi oczy ku niebu.
Mży, ale mimo to widać sierp księżyca. Devon wyciąga rękę, mierząc weń wskazującym
palcem i koncentruje się.
Z początku nic się nie dzieje. Devon zaczyna się obawiać, że Rolfe jednak nie naprawił
kryształu. Nagle czuje mrowienie, przesuwające się od dłoni do głowy. Wszystko wokół nabiera tak
ostrych zarysów, że otoczenie zdaje się wibrować. Devon nie odrywa oczu od księżyca.
Ten nagle zabarwia się czerwienią.
Krew! Księżyc jest oblany krwią!
Gęsta jak syrop, ścieka po jego tarczy, plamiąc nocne niebo. Mżący deszcz również zmienia
się w krew, która lepką warstwą oblepia rękę Devona. Chłopiec cofa się, starannie zamykając okno.
Gdy tylko to robi, krew znika, lecz mdlący skurcz w brzuchu pozostaje. Co oznacza ta
wizja? Co ma powiedzieć mu o bestii?
Siada na łóżku i zamyka oczy.
- Pokaż mi więcej - rozkazuje. - Powiedz mi to, co chcę wiedzieć.
I nagle już nie jest w swoim pokoju. Kroczy jakimś zasnutym pajęczynami korytarzem,
zapewne w zamkniętym wschodnim skrzydle domu. Słyszy swój oddech, jak na wzmocnionej
ścieżce dzwiękowej jakiegoś filmu. Czuje strach, ponieważ nie wie, co go czeka na końcu
korytarza, ale stara się opanować, wiedząc, że ten lęk pozbawi go magicznej mocy.
Wreszcie na odległym końcu korytarza dostrzega jakąś postać. To mężczyzna. Zbliża się.
Devon poznaje ducha, którego po raz pierwszy napotkał w sekretnym przejściu. Tego młodzieńca z
fryzurą Beatlesa. Młodzian stoi i tylko patrzy na Devona. Ma na sobie bawełnianą koszulkę i
dżinsy. Wygląda na strasznie smutnego i znużonego.
- Kim jesteś? - Pyta Devon.
Nieznajomy znów kreśli w powietrzu pięcioramienną gwiazdę.
- Tak, wiem, wiem, pentagram - mówi Devon. - Ale kim ty jesteś? Co masz wspólnego z
bestią? Czy jesteś jakoś związany z Clarissą?
Młodzieniec nie odpowiada, tylko spogląda w górę. Devon podąża wzrokiem za jego
spojrzeniem. Nagle już nie znajdują się na zakurzonym starym korytarzu, ale w lesie. Devon czuje
w nozdrzach zapach zeschłych liści i wilgotnej ziemi. Spogląda na wiszący na ciemnym niebie
księżyc. Ten jest teraz w pełni, a nie cienki jak przedtem.
I owszem: ocieka krwią.
Devon powraca wzrokiem do stojącego przed nim młodzieńca, Tylko że ten znikł, a pojawiła
się warcząca bestia. Z rykiem szczerzy długie, ostre kły. Potem skacze.
Devon otwiera oczy.
Siedzi na swoim łóżku, w swoim pokoju. Na zewnątrz deszcz bębni w okna. Chłopiec
wypuszcza powietrze z płuc, pozbywając się lęku wywołanego przez tę wizję. Czuje dziwne
zmęczenie.
- Zostawię pierścień na palcu - mówi do siebie, rozbierając się przed pójściem do łóżka. -
Może we śnie udzieli mi odpowiedzi.
Zasypia, ledwie przyłożywszy głowę do poduszki.
Devonie.
Słyszy dobiegający skądś głos, gdzieś z oddali, ale nie wiadomo skąd.
- Devonie.
- Tato?
We mgle dostrzega twarz ojca. To Ted March, jego pucołowate, rumiane policzki, jego
jasnoniebieskie oczy. Wyciąga ramiona do Devona.
- Tato, to naprawdę ty?
- Tak, Devonie, to ja.
Chłopiec zdaje sobie sprawę z tego, że śni, lecz to wcale nie zmniejsza radości wywołanej
widokiem ojca. Zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jego sny często bywają równie realne jak
to wszystko, czego doświadcza na jawie. Może śni, ale to wcale nie oznacza, że ojciec nie jest teraz
przy nim.
Jednak jak to często bywa we snach, czas i odległość tracą swój sens: im bardziej Devon
stara się dotrzeć do ojca, tym bardziej ten się oddala.
- Tato, tyle się dzieje - woła we mgle Devon. - Tyle muszę zrozumieć.
- Poradzisz sobie, Devonie. Możesz poskładać wszystkie kawałki tej łamigłówki. Wiem, że
potrafisz.
Jego głos dobiega z oddali. Devon biegnie coraz szybciej, próbując go dogonić, zbliżyć się.
Jednak ojciec jest coraz dalej.
- Tato! Potrzebuję twojej pomocy! Musisz mi powiedzieć, kim jest Clarissa! I co oznacza
krew na tarczy księżyca? Proszę, powiedz mi, tato!
Teraz już ledwie go słyszy, gdyż postać ojca szybko znika w gęstej, wilgotnej mgle.
- Mój pierścień - zaczyna Ted March, ale reszta zdania już nie dochodzi do uszu Devona.
- Tato! Nie słyszę cię! Tato!
Twarz Teda Marcha migocze, pojawia się i znika, stapiając się z czymś innym. Jego głos jest
teraz ledwie szeptem, zagłuszanym przez inny dzwięk. Cichy i piskliwy, coraz głośniejszy.
Zmiech.
To śmiech jakiegoś szaleńca.
- Tato! - Woła Devon.
- Tato! - Przedrzeznia go ktoś. - Tato! Tato! Ja ci dam tatę!
I nagle twarz we mgle nie należy już do Teda Marcha, lecz do Jacksona Muira, okropnego,
rozkładającego się trupa. Szczękając zębami, Szaleniec śmieje się z Devona.
- Tyle się dzieje - mówi Jackson Muir, nadal przedrzezniając Devona. - Tyle musisz
zrozumieć.
- Jesteś martwy - mówi Devon. - Już nigdy nie wydostaniesz się z Otchłani!
- Wydostanę się, Devonie - rozlega się głos Szaleńca, niski i ciągnący się jak melasa. -
Ponieważ sam mnie wypuścisz.
- Nigdy!
- Och, mój chłopcze, nigdy to okropnie długi czas. Maniacki śmiech wypełnia cały sen
Devona. Chłopiec próbuje się obudzić, ale nie może. Ma wrażenie, że jest w potrzasku, i Szaleniec
to wyczuwa.
- No cóż, jeśli nigdy mnie nie uwolnisz, to może będę musiał zatrzymać cię tutaj, w twoich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl