[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Poruszając się niemal bezgłośnie, zbiegł ze schodów i ruszył do
salonu. W progu zatrzymał się, a na jego twarzy odmalował się wyraz
niebotycznej ulgi.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - szepnął. Ubrana w czerwony płaszcz
postać odwróciła się i błysnęła zębami spoza gęstej białej brody.
- Wejdz - szepnął Zwięty Mikołaj do chłopca.
Bobby nieśmiało podszedł do choinki. W półmroku Zwięty Mikołaj
wydał mu się wyjątkowo wysoki i potężny.
- Czy nie miałeś kłopotów z przedostaniem się przez komin? - spytał.
- Bałem się, że okaże się zbyt wąski.- Uważasz, że jestem za gruby?
- Nie chciałem być niegrzeczny. Mikołaj roześmiał się przyjaznie i
wyznał:
- Wierz mi, bywałem już w gorszych opałach.
- Ale przecież nie we wszystkich domach są kominki. Jak wtedy
wchodzisz do środka?
Mikołaj postukał się w nos i puścił oczko.
- Tajemnica zawodowa.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Potem usiadł w fotelu, odstawił trzymaną w ręku puszkę z piwem i
gestem wskazał Bobby'emu krzesło obok. Chłopiec wolał jednak usiąść na
podłodze.
- Wiesz, dlaczego jestem taki gruby? - spytał Mikołaj.
Bobby energicznie pokręcił głową.
- Ludzie są bardzo mili, ale zostawiają mi za dużo jedzenia. Może
wypijesz mleko i zjesz krakersy z dżemem? Po piwie czuję się już pełny.
Cieszę się, że ktoś je tu zostawił.
- To był mój pomysł - powiedział Bobby z dumą. - Mitzi upierała się,
żeby zostawić szklankę do piwa. Mówiłem jej, że nie będzie ci potrzebna,
ale wiesz, jakie są dziewczyny.
- Szczerze mówiąc, Mitzi miała rację. - Zwięty Mikołaj uniósł
szklankę z piwem. - Kiedy ma się taką długą brodę, nie jest wygodnie pić z
puszki.
Nalał do drugiej szklanki trochę mleka i podał Bobby'emu. Przez
chwilę obaj zgodnie popijali i chrupali krakersy z dżemem.
- No i jak? - zapytał Mikołaj. - Czy twój tata przyjechał?- Tak jak
obiecałeś, o dzień wcześniej. Skąd wiedziałeś?
Mikołaj zawahał się na chwilę.
- Poufna informacja.
- Czy jest coś, czego nie wiesz?
- Oczywiście:
- To nie możesz mi powiedzieć, jak długo tata z nami zostanie?
- Przecież już mówiłem. Dłużej niż do jutra.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- A co będzie potem?
- A co chciałbyś, żeby zrobił?
- Został tak długo, jak to możliwe.
- Myślisz, że mam magiczną różdżkę?
- Nie. To i tak byłoby nieważne. Najważniejsze, żeby tata chciał z
nami zostać.
- Właśnie - zgodził się Mikołaj. - Nie można sprawić, by ludzie robili
akurat to, czego od nich oczekujesz.
- Czy to znaczy, że tak naprawdę tata z nami wcale nie chce zostać?
- Nie, skądże. Jesteście jego rodziną i bardzo was kocha. Najbardziej
na świecie. Może tylko czasami nie umie tego okazać. Popełnił trochę
błędów, ale teraz próbuje je naprawić. To tak, jakby stał na drodze i nie
wiedział, w którą stronę skręcić. Ty możesz mu pomóc.
- Jak?
- Nie wolno mi o tym z tobą rozmawiać. Musisz sam znalezć sposób,
ale nie martw się, uda ci się. - Mikołaj wskazał choinkę. - Czy przygoto-
wałeś dla wszystkich prezenty?
- Tak. Apaszkę dla mamy i książeczkę dla Mitzi.
- A dla taty?
- Spinki do mankietów.
- To dobry wybór. A zatem w czym problem? - Mikołaj wyczuł
zdenerwowanie Bobby'ego.
- Dałem mu coś jeszcze, ale boję się, że nie powinienem.
- Na pewno mu się spodoba - uspokoił go Mikołaj.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Czy mogę ci pokazać, co to jest?
- Będzie mi bardzo miło.
- No to przyniosę. - Bobby podbiegł do drzwi, ale na progu zawahał
się. - Będziesz tu jeszcze, kiedy wrócę?
- Przysięgam.
Po kilku minutach Bobby wrócił z dużą płaską paczką. Podał ją
Mikołajowi i włączył dodatkowe światło.
Obraz przedstawiał rodzinę na pikniku. Wszyscy siedzieli pod dużym
drzewem, tuż przy strumieniu. Był tam mężczyzna w czerwonej koszuli,
kobieta w biało-zielonej sukience, około pięcioletni chłopiec i sporo
młodsza dziewczynka w różowej sukience. Akwarela wyglądała na dzieło
niezbyt doświadczonego, ale bardzo utalentowanego malarza.
- Ty to namalowałeś? - zapytał Mikołaj.
Bobby skinął głową, nie odrywając wzroku od Mikołaja, który
powiedział po dłuższej chwili milczenia: - Myślę, że to dobry prezent dla
twojego taty.
- Ale czy on, czy zrozumie, co chciałem mu w ten sposób
powiedzieć?
- Włożyłeś w namalowanie tego obrazu dużo pracy i tata na pewno to
doceni. Takie prezenty najbardziej cieszą.
- Ale czy on zrozumie? - spytał coraz bardziej zdenerwowany Bobby.
- Tak - zapewnił go Mikołaj z mocą. - Zrozumie.
- Wszystko?
Mikołaj położył ręce na ramionach chłopca, by dodać mu otuchy.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Zrozumie wszystko, na czym ci zależy. Tyle mogę ci obiecać.
Bobby wreszcie się rozluznił i uśmiechnął z ulgą.
- Idz i zapakuj prezent dla taty. Czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Przy drzwiach Bobby zatrzymał się i powiedział przez ramię:
- Dotąd w ciebie nie wierzyłem, ale teraz wiem, że istniejesz
naprawdę.
Odwrócił się i pobiegł do sypialni.
Promienie słoneczne odbijały się w wodzie, otulając ciepłym blaskiem
brzeg strumienia. Mężczyzna i kobieta siedzieli wygodnie oparci o pień
potężnego drzewa, ciesząc się miłym cieniem. Uśmiechali się do siebie i
było widać, jak wielkie uczucie ich łączy.- Pyszne - powiedział. - Po prostu
wspaniałe. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Nic nie odrzekła, tylko żarliwie go pocałowała. Trzymała w
ramionach śpiącą dziewczynkę, lecz nie spuszczała rozkochanego
spojrzenia z mężczyzny.
- Niezle ci się udały urodziny, co? Musiałaś przygotować mnóstwo
jedzenia na piknik.
- Przecież mi pomogłeś.
- Czyżby? A, chodzi ci o to, że poszedłem do sklepu po masło. -
Oboje roześmieli się serdecznie.
- Czy nie wolałabyś tego uczcić w bardziej odpowiedni sposób? Może
wieczorem gdzieś wyjdziemy? Zarezerwuję stolik w eleganckiej restauracji,
pona
ous
l
a
d
an
sc
zamówimy butelkę szampana i wszystko co najlepsze.
Spojrzała z czułością na śpiącą słodko dziewczynkę.
- Już dałeś mi wszystko co najlepsze. Czego jeszcze mogłabym
chcieć?
- Tak, jesteśmy bardzo szczęśliwi, prawda?
- Ku jego zdziwieniu zareagowała głośnym śmiechem. - O co chodzi?
- spytał zdezorientowany.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Chodzi o twoją koszulę. W czerwonym ci do twarzy, ale na ogół
widuję cię w garniturach. Jakbyś to nie był ty.
- Przeciwnie, to właśnie prawdziwy ja. Garnitur to tylko uniform,
choć rzeczywiście zaczynam czuć się w nim jak w drugiej skórze.
- Hm, chyba masz diabła za skórą - zażartowała.- Na pozór grzeczny i
układny biznesmen, ale w rzeczywistości wieczny buntownik.
- Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny. - Właśnie zamierzał się do
niej przysunąć, ale nagle coś go zaniepokoiło. - Bobby, nie podchodz tak
blisko do wody. Wracaj tutaj! - Podbiegł do chłopca i posadził go sobie na
ramionach. - Chcesz, żeby twój staruszek dostał ataku serca? - spytał,
siadając z powrotem obok żony. - Co ty sobie wyobrażasz?
Dalej przekomarzał się z synem, na co mały reagował gromkim
śmiechem.
- Przestań go straszyć - zaprotestowała Corinne.
- Przecież on wcale się mnie nie boi. Mój chłopiec jest dzielny.
- Tak - odpowiedział Bobby bez wahania, zarzucając ojcu ramiona na
pona
ous
l
a
d
an
sc
szyję.
Aleks zwrócił się do żony:
- Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak bardzo cię kocham?
- Nie. Chętnie o tym posłucham.
Zaczęli się całować, co nie było łatwe, ponieważ każde z nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl