[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Więcej ni\ wam się wydaje! Liczę, \e nie jesteście takimi głupcami, by zmuszać nas do walki?
 Och, to nie my bylibyśmy wówczas głupcami, a przynajmniej i my, i wy w równym stopniu. Tobie
pozostawiam dowiedzenie się, co myślą o tym bogowie, bowiem najpewniej spotkasz się z nimi przede mną.
 Conan zwalczył chęć przetrącenia karku gwardziście w celu udowodnienia mu, \e myli się pod tym
względem. Gdyby to zrobił, ponad dwudziestu ludzi, którzy ślubowali mu wierność, skonałoby, powieszonych
lub wbitych na pal. Cymmerianinowi nie udało się jednak powstrzymać zaciśnięcia pięści.
 Popiliśmy razem, dlatego winien ci jestem przysługę  kontynuował Gwardzista.
 Argosańskie przysługi to najlepszy sposób, by z człowieka szybko zostały skóra i kości  burknął
Conan.
 Nie dzięki tej, jak sądzę. Je\eli twoi ludzie nie boją się cię\kiej pracy, poszukajcie jej w Górach
Rabiriańskich.
 Jakiej?
 Pracy w kopalniach lub kamieniołomach, przy naprawie dróg, wyrębie lasu, bo ja wiem? To zale\y od
pory roku i kaprysów kupców.
Conan był gotów dać temu wiarę. Doświadczenia z kupcami nauczyły go, \e pod względem fanaberii mogli
z nimi konkurować tylko bogowie. Co do reszty, to od przybycia do Argos nie słyszał lepszej rady, za to
obdarzono go wieloma gorszymi.
Zamówił przeto więcej wina i podziękował kapitanowi. Następnego dnia uzyskał pozwolenie na przemarsz
Strona 14
Green Roland - Conan stra\nik
kompanii w góry. Najemnicy przeklinali, szemrali, dwóch z nich zdezerterowało, lecz pozostali dotarli z nim na
pogórze, gdzie po polanach niosło się echo siekier drwali, a na zachodnim widnokręgu wznosiły zębate
szczyty.
Akimos skręcił górną połowę ciała, daremnie starając się przynieść ulgę obolałym plecom i pośladkom.
Poluzował jeszcze bardziej rzemień jezdzieckiej opończy, i tak gotowej w ka\dej chwili zsunąć mu się z
barków.
Nic nie było w stanie zmienić faktu, \e był za stary na konną wyprawę w góry, na dodatek w przebraniu.
Miary goryczy dopełniał fakt, \e zmuszony był podró\ować z nikłą eskortą i na szkapach, które tylko dzięki
temu wymknęły się rzeznikowi spod obucha.
Akimos nie miał jednak wyboru. Gdyby rozniosła się wieść, \e wyjechał na północ, by spotkać się z zabójcą
smoka, Skiron wcześniej czy pózniej usłyszałby o tym.
W rezultacie kupiec znalazłby się w jeszcze gorszym poło\eniu ni\ obecnie. Nie miał ochoty być zdany na
łaskę tylko jednego czarnoksię\nika, wolał mieć na usługi dwóch, których mógłby napuszczać na siebie w
razie potrzeby.
Zciągnął wodze i uniósł dłoń, by zatrzymać jadących za nim ludzi.
 Czas dać chabetom odpocząć. Na miłość Mitry, dajcie mi pić!
Tyle wina, ile potrzeba, by uśmierzyć ból, zwaliłoby go z siodła, lecz łyk czy dwa pozwolił wypłukać kurz
spomiędzy zębów i przypomniał o lepszym świecie poza górami.
Unosząc bukłak, Akimos usłyszał niosące się z wiatrem odgłosy siekier. Niespodziewanie zastąpiły je
gniewne krzyki. Kupiec oddał naczynie i spiął konia ostrogami. Dobywając miecze i napinając łuki, pozostali
jezdzcy ruszyli za nim pod górę.
Conan nie potrzebował ostrze\enia Taloufa Shemity, by zorientować się, \e blizniacy są u kresu
wytrzymałości. Cymmerianin obserwował ich od kilku dni równie bacznie jak no\ownik, którego mianował
sier\antem. Dlatego te\ odwrócił się natychmiast, gdy posłyszał gniewny krzyk Jarenza. Ujrzawszy, \e
młodzieniec podskakuje na jednej nodze, przeklinając i przytrzymując rękami skrwawioną stopę, ruszył w dół
po stoku. Na widok zbli\ających się stra\ników zerwał się do biegu.
Talouf popędził tu\ za swoim kapitanem. W ciągu paru dni pełnienia obowiązków sier\anta zdą\ył nauczyć
się, \e nie zawsze powinien od razu dobywać no\a. Cymmerianin i Shemita dotarli do toczącego się po
zboczu pnia w tej samej chwili, gdy brat Jarenza, Vandar, dobiegł do niego z dołu.
Stra\nicy zabiegli im drogę z dwóch stron. Jeden z nich uniósł pałkę, drugi zamachnął się krótkim biczem.
Batog przeciął ze świstem powietrze o długość ramienia przed nosem Vandara.
 Wracać natychmiast do pracy!  warknął stra\nik.  Zajmiemy się twoim bratem.
 Tak samo jak zajęliście się pniami? Wią\ąc je liną przegniłą tak jak \arcie, które dostajemy?! 
krzyknął łamiącym się z wściekłości głosem Vandar.
Ruszył w stronę stra\ników. Bicz trzasnął ponownie, tym razem lądując na jego ramieniu. Vandar wydał z
gardła zwierzęcy pomruk i rzucił się na stra\nika.
Uczynił to niewątpliwie bez zastanowienia. Nim zdą\ył dopaść przeciwnika, Talouf rzucił się mu pod nogi.
Stra\nik wzniósł bicz, by zdzielić nim Vandara po plecach.
Batog nie zdą\ył opaść. Conan błyskawicznym ruchem wyciągnął ramię nad bark stra\nika, schwycił
rzemień w powietrzu i szarpnął silnie, przez co batog okręcił się wokół jego masywnej dłoni.
Stra\nik odwrócił się. Stopa Cymmerianina w wysokim bucie podcięła mu kostki. Argosańczyk, obracając
się dalej, runął na ziemię. Bicz pozostał w dłoni Conana.
 Oddam ci go, gdy do twojego tępego łba dotrze, \e nie wolno ci bić wolnych ludzi  rzekł barbarzyńca.
 Kto powiedział, \e ta zgraja małp to wolni ludzie?  zapytał stra\nik z pałką. Nie opuszczał jej, lecz
odsunął się na bezpieczną w jego mniemaniu odległość.
 Zapisano to na pokwitowaniu wpłacenia kaucji&  zaczął Conan.
 Coś takiego! Umiesz czytać? Pierwszy raz spotykam Cymmerianina, który umie czytać i na dodatek sili
się na \arty! Zaiste, to dzień pełen niespo& eeekhh!
Conan dzwignął stra\nika jedną ręką, drugą wyłuskując mu pałkę z dłoni.
 Zanim ten dzień się skończy, stracisz wszystkie zęby, nie licząc połamanych gnatów, je\eli nie będziesz
uwa\ać na słowa. Zawołaj swojego kapitana! Chcę z nim porozmawiać o tym, co tu zaszło, i to natychmiast!!
Stra\nik opuścił polanę tak szybko, jakby wystrzelono go z katapulty. Jego towarzysz dzwignął się z ziemi,
spojrzał na swój bicz i utkwił rozwa\ne spojrzenie w Taloufie. Shemita nie spuszczał dłoni z rękojeści sztyletu.
Vandar był bezbronny, lecz wyraz jego twarzy wystarczał, by demony pierzchały mu z drogi.
 Idz po medyka!  powiedział Conan do stra\nika, wskazując w dół zbocza.  Je\eli jest zbyt pijany, by
się tu wspiąć, masz przynieść maści i banda\e. Swego czasu opatrzyłem niejedną ranę.
 Ty& [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl