[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było cieczą czy ciałem stałym ostre haki zanurzyły się w tym głęboko, a teraz równe
uderzenia wioseł ciągnęły i szarpały to wielkie pnącze spoczywające w poprzek pokładu ich
zrujnowanego statku.
Tak jest! Ciągnąć! Ostro! Cymmerianin przyłożył dłonie do ust i zaryczał poprzez wodę.
Furio, użyj kabestanu i wybieraj linę! Pozostali, wbijcie swoje kotwice i róbcie to samo!
Zobaczymy, z czego jest zrobiony ten rzeczny robal!
W miejscu, gdzie wbiła się brązowa kotwica centyremy, w czarnym cielsku pojawiła się
szczelina. Wypłynęła zeń szkarłatna substancja, gęsta jak krew, i polała się po hebanowej
powierzchni. Na ten widok rozległy się dzikie okrzyki załogi, a uderzenia wioseł zdwoiły swą
częstotliwość.
Styks jednak krwawi! Conan zranił czarną rzekę!
Ciągnąć, zasieczemy tę gadzinę!
Lina kotwiczna kapitana Furio również napięła się silnie, aż zaskrzypiały ramiona kabestanu.
Gruba lina dzwignęła się wolno spod wody i zaczęła ciągnąć potwora w przeciwnym kierunku,
a wioślarze na mniejszym statku musieli poważnie się na trudzić, by utrzymać pozycję.
Nagle na pokładzie zmasakrowanej dahabiji pojawiła się potworna głowa o ogromnych
czarnych oczach i wielkim, podobnym do psiego pysku o wielu kłach. Potwór, bezlitosny i
emanujący wściekłością, wyrósł nad wodę na wysokość głównego masztu. A potem opadł na
załogę i statek, miażdżąc i rozrywając ludzi. Był w stanie przepołowić człowieka jednym
kłapnięciem pyska. Nie tracił nawet czasu na połykanie pochwyconych, odrzucał tylko ich ciała
i chwytał kolejnych, aż wbijające się w jego głowę włócznie i sięgające oczu strzały zmusiły go
do cofnięcia się.
Po chwili monstrum ponownie wystrzeliło w górę, nie wydając żadnego dzwięku oprócz
łoskotu wzburzonej wody, i znów się pochyliło, ale tym razem, by szarpać haki wbijające siew
jego ciało. Potwór cierpiał. Przymocowana do statku lina trzymała mocno, choć cała centyrema
drżała pod stopami Conana od tych gwałtownych szarpnięć.
To tylko wielki węgorz, przerośnięte rybsko! zaczęła wrzeszczeć załoga. Na brzeg z
nim, zjemy go na kolację!
Lepiej to zróbmy zażartował któryś z wioślarzy nim on zje jeszcze kilku z nas.
W rzeczy samej, było to jedno z najpospolitszych rzecznych stworzeń, choć faktycznie
niewiarygodnych rozmiarów. Czarnej barwy, mógł znakomicie ukrywać się i polować
niewidoczny w czarnej rzece, a jego oślizgła skóra niczym nie odróżniała się od wodnej toni.
Miał też inną broń, podobnie jak wszystkie węgorze, jakie zdarzyło się Conanowi spotkać
magiczną energię, która paraliżowała jego ofiary i otaczała je błękitnymi wyładowaniami. Ten
potwór był z pewnością odpowiedzialny za spalony wrak, który spotkali w dole rzeki, i
niezrozumiały obłęd ocalałego rozbitka.
Trzymać go! rozkazał Cymmerianin. Musimy go zasiec raz na zawsze. Rzućcie więcej
lin!
Zraniona hakami bestia rozluzniła uścisk, w jakim trzymała dahabiję, i zaczęła zsuwać się ze
zniszczonego pokładu. W międzyczasie zbliżył się czwarty w szyku statek, a najodważniejszy z
żeglarzy biegł z kotwicą w dłoni, gotów cisnąć ją w potwora. Uderzyła pomiędzy ogniste iskry
a żeglarz, nie zdoławszy uskoczyć przed rozwijającą się liną, zahaczony za nogę spadł do
kokpitu. Potem statek ruszył, pracując wiosłami i napinając trzecią linę.
Wijąc się i miotając w agonii, z głową otoczoną przez błękitne wyładowania i ogonem
bijącym ślepo w wodę, olbrzymi węgorz wypuścił łup. A gdy to zrobił, dosięgła go czwarta
kotwica, która utkwiła wprost w szyi potwora, o ile w przypadku tego wężowatego cielska
można było w ogóle mówić o szyi. Tę kotwicę rzucono ze zmasakrowanego okrętu, którego
ocalali załoganci zdołali zebrać kilka całych wioseł i teraz pracowali nimi ciężko.
Wyciągnięty na powierzchnię wody i rozrywany przez okrutne haki ciągnące w cztery strony,
węgorz rzucał się z furią. Potężne wstrząsy szarpały statkami, jednak haki trzymały mocno, a
ogarnięci rządzą zemsty Shemici walczyli zaciekle. Wreszcie potwór osłabł i pozwolił ciągnąć
się po powierzchni, wijąc się tylko słabo jak wąż nadziany na włócznię. Nawet wyładowania
energetyczne zaczęły słabnąć, chociaż Shemici wciąż widzieli iskierki wędrujące wzdłuż
kotwicznych lin i mimo odległości odczuwali słabe mrowienie.
W końcu bestia opadła bezsilnie na powierzchnię rzeki, a wokół rozlała się plama krwi.
Natychmiast też pojawiły się głodne krokodyle. Nadszedł czas, by zakończyć ten bój. Na
rozkaz Conana wyciągnięto wielkie drgające zwłoki na piaszczysty brzeg rzeki. Kilku
mężczyzn podpłynęło tam w małych łodziach i rzucając z bezpiecznej odległości pikami, dobili
monstrum. Potem zaś zaczęła się praca rzezników, gdyż Shemici posiekali olbrzymiego
węgorza, by upiec i zasolić poporcjowane kawały mięsa.
Zwycięstwo odniesione nad wodnym potworem najwyrazniej dodało animuszu baalurskim
wojskom, mimo straty co najmniej tuzina ludzi. Wachty na dziobach okrętów uważniej teraz
przyglądały się rzece, ale podobne, choć znacznie mniejsze węgorze pojawiały się rzadko i
łatwo było utłuc je włócznią albo złowić w sieć. Zdawało się więc, że potwór ten był
przerośniętym wybrykiem natury, tak jak czasem zdarzają się niewiarygodnych rozmiarów
stare ryby.
Statki podążały teraz sprawnie naprzód i następnego dnia osiągnęli wrota kanionu. Woda
wypływała stąd bystra i pokryta białą pianą, a prąd był tak silny, że niemożliwe stało się dalsze
żeglowanie w górę rzeki. Nie mogły tu pomóc ani żagle, ani wiosła, zaś ściany wąwozu były
zbyt wysokie, by spróbować ciągnięcia okrętów z brzegu.
Poniżej wrót wąwozu znajdowało się dość szerokie rozlewisko o płaskim, piaszczystym
zachodnim brzegu, na który można było łatwo wyciągnąć statki. To stąd zaczynał się pełen
meandrów fragment rzeki. Tutaj też, na głęboko wrzynającym się w wodę półwyspie, Conan
postanowił założyć ufortyfikowany obóz. Rozkazał odgrodzić go od strony lądu głębokim
rowem i wysoką drewnianą palisadą, na którą wycięto wszystkie drzewa na półwyspie.
Wkrótce powstał główny magazyn, gdzie znalazły się wyładowane ze statków towary, opodal
zaś stanęły budynki mieszkalne i stajnie. Fort był dobrze zabezpieczony od wschodniej stron,
choć oczywiście doskonale widoczny z daleka. W razie gdyby Zuagirsom udało się ja kimś
cudem zdobyć łodzie, ustawiono od tamtej strony katapulty, które miały szerokie pole ostrzału
na rzekę. Zachodni brzeg był gęsto zalesiony, toteż atak zorganizowanych oddziałów jazdy
raczej nie wchodził w rachubę a lokalne bandy działające na słabo zaludnionej keshańskiej
stronie nie stanowiły poważnego zagrożenia. Podczas tych kilku dni, gdy wznoszono obóz,
Conan rozesłał konnych zwiadowców w poszukiwaniu ewentualnych szlaków prowadzących
w górę rzeki, a kiedy budowa została wreszcie zakończona i statki spoczywały bezpiecznie na
kotwicach, zebrał wszystkich oficerów w głównej izbie.
Dotarliśmy daleko w górę rzeki oznajmił na początek. Prawdopodobnie jesteśmy
dalej niż w połowie drogi. Tutaj zdecydowałem założyć główny obóz. Umożliwi nam to
stworzenie rezerw zarówno wojska, jak i zapasów, oraz utrzymanie statków w gotowości do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]