[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jakiś egiptolog usiłuje kupić kilka pięknych przedmiotów za niewielkie
pieniądze - poinformował Egipcjanin. - W okolicy do niedawna nikt go nie znał.
- Kiedy widziałeś go ostatni raz?
- Dzisiaj rano. O tej porze powinien już być w pobliżu promu, którym po-
płynie na drugi brzeg.
- Czy mógłbyś zatrzymać ten prom?
- Czego się nie robi dla takiego przyjaciela jak ty, Percivalu?
Dodson nieprędko zapomni doświadczenie, jakim była przejażdżka promem
zwanym wieśniaczym. Wciśnięty między motorynkę i owce, usiłował uśmiechać się do
starej zakwefionej Egipcjanki, która przyglądała mu się z zainteresowaniem.
Duża tratwa płynęła trasą obliczoną na wyczucie.
Lord Percival dostrzegł egiptologa, o którym opowiadał mu Mohamed.
Yillabert Glotoni, w białym kaszkiecie, oparty plecami o metalowy słup,
za wszelką cenę usiłował pozostać nie zauważonym.
- Pan Glotoni! Jak miło pana widzieć.
Duża kwadratowa głowa Francuza poruszyła się.
- A, lord Percival! Co za niespodzianka... Zrobił pan sobie małą wyciecz-
kę?
- Chciałem pokazać nadinspektorowi niezwykłe położenie Tali al-Amariny,
rzadko odwiedzanej przez turystów. Miejsce mało widowiskowe, ale dotyka się tu
prawdziwej archeologii.
- Tak, tak, to prawda...
- A pan, panie Glotoni, przechadzał po okolicy?
- Och nie! Przy takim ogromie pracy to niemożliwe. Pojechałem sprawdzić
pogłoskę o odkryciu posążka ibisa. Niestety to nieprawda, jak to często bywa.
Ale to żelazna reguła zawodu archeologa i trzeba się z tym pogodzić. Czy panowie
skończyli już dochodzenie?
- Niezupełnie, panie Glotoni. Ale nadinspektor i ja mamy nadzieję, że to
wkrótce nastąpi.
ROZDZIAA XXXIII
Właściciel kawiarni pokropił wodą kafle, przeciągnął wiekową, pamiętającą
czasy okupacji brytyjskiej szmatą, następnie posypał je grubą warstwą wiórów.
54
Komisarz Abdel-Atif, siedząc przy swoim stoliku, palił fajkę wodną z
grudką haszyszu.
Na widok wchodzących Brytyjczyków skinął ręką.
- Proszę usiąść! Co panowie piją?
- Kawa po turecku dla nadinspektora i napar z kozieradki dla mnie. Po
powrocie do Asuanu poszliśmy na komisariat i powiedzieli nam, że znajdziemy pana
tutaj.
- To ustronne miejsce rozmów... W komisariacie ściany mają uszy - a jest
zbyt wielu podwładnych, którzy czyhają na moje miejsce. Jak się przedstawiają
rezultaty waszych działań?
- Nienadzwyczajnie, komisarzu, mamy jednak kilka intrygujących poszlak,
które usiłujemy połączyć w jedną całość.
- Intrygujących? W jakim sensie?
- Jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić.
- Panowie, szczerze mówiąc, oczekiwałem was z niecierpliwością! Mój prze-
łożony bombarduje mnie telefonami, pytając o tożsamość mordercy, a z kolei on
sam jest nieustannie wzywany przez ministra spraw wewnętrznych, którego dyskret-
nie ponagla ambasador Wielkiej Brytanii. Tak więc, jeśli w krótkim czasie nie
doprowadzą panowie sprawy do końca, pozostanie nam Abu.
- Wykluczone - sprzeciwił się Dodson - ponieważ mamy dowody jego niewin-
ności.
- Tym gorzej, nadinspektorze. Jeśli nie zaniknę tej sprawy, wylecę.
- Proszę uważać na babkę Abu - doradził lord Percival. - To Nubijka... A
pan lepiej ode mnie zna jej magiczną moc.
Komisarz Abdel-Atif zasępił się. Takiego ostrzeżenia nie wolno było lek-
ceważyć.
- Co zamierzają panowie teraz robić?
- Czekać.
- Jak to czekać! Przecież każda kolejna godzina gra na naszą niekorzyść!
- Rzuciłem kilka ziaren tu i ówdzie i mam nadzieję, że doczekamy się plo-
nów. Trzeba być fatalistą, komisarzu, czyż nasz los nie spoczywa w rękach Boga?
Egipskie słońce było czerwone o świcie, lśniąco białe w południe i fiole-
towe pod wieczór. Zledzenie jego toru o każdej porze dnia to, według starożyt-
nych Egipcjan, uczestniczenie w bezustannych metamorfozach istoty boskiej, któ-
ra, ciągle zmieniając swoje oblicze, pozostawała niezmienna.
Lord Percival nie bez niepokoju uczestniczył w tym bajecznym widowisku,
stojąc na balkonie sypialni. Z długiej rozmowy telefonicznej z sekretarką dowie-
dział się, że na giełdzie odnotowano zwyżkę, a zwłaszcza że Abercrombie zaczął
poważnie cierpieć z powodu nieobecności swego pana. Jeszcze nie odmawiał swojej
porcji koziego sera, ale wzrok mu przygasł i mimo pieszczot lady Ophelii stracił
energię.
Dorothea Pettigrew prosiła lorda, by nie przedłużał pobytu w Egipcie,
gdyż stan zdrowia Abercrombiego pogarsza się.
Nestor Pwryctswll, walijski majordomus, potwierdził te obawy, zapewniając
jednocześnie, że w domu wszystko w porządku. Nestor nie rozumiał, dlaczego ktoś
tak szlachetnie urodzony jak jego pan pojechał do odległego i dzikiego kraju,
ale wypełniał swoje zadania ze zwykłą starannością.
Zadzwonił telefon.
Szkot podniósł słuchawkę.
- Lord Percival? - zapytał przytłumiony głos.
- Przy telefonie. Kto mówi?
- To nie ma znaczenia. Mam panu coś do powiedzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl