[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Głupi jesteś. Lepiej idz razem z nią!
- A wtedy się już nie przeziębi, tak?
- Przynajmniej nie będziesz przeszkadzał mi w kuchni - spuentowała, byle tylko mieć
ostatnie słowo.
Ostatecznie skończyło się tak, że do lasu poszliśmy wszyscy razem, a potem
wspólnymi siłami zrobiliśmy obiad. Spacer okazał się całkiem sympatyczny i nikt się ani nie
przeziębił, ani nie umarł z głodu.
Odtąd Gosia patrzyła na nas z wyższością, trochę jak na parę niedorozwiniętych
półgłówków, ale może tak nam się tylko wydawało, bo sami czuliśmy się trochę głupio? Sam
nie wiem. Fakt, że nad tą dziewczynką wisiało chyba jakieś przekleństwo: najwyrazniej wciąż
nie mogła stać się normalną siedmiolatką, tylko była wieczną opiekunką starych dzieci.
Fatum. No, może trochę przesadzam, może to nawet kokieteria, niemniej jednak... Cóż, w
każdym stwierdzeniu można znalezć ziarno prawdy.
- Nie nadajemy się - stwierdziła Ada.
- Och, nikt nie jest doskonały.
- Pocieszaj się, pocieszaj...
*
Ale - mimo wszystko - fajnie nam się razem żyło.
*
Pewnego dnia dowiedzieliśmy się od sąsiadów, że ktoś wypytywał o Małgosię. Jakaś
nieznajoma kobieta. Pomyślałem, że może w związku ze sprawą adopcyjną. Może robią
wywiad środowiskowy? Dziwne tylko było, że ta kobieta nikomu się nie przedstawiła i nawet
f
podobno nie pytała o nic konkretnego. Tymczasem adopcja utknęła w miejscu, a potem
niespodziewanie dowiedziałem się, że sytuacja dość poważnie się skomplikowała. Do tej pory
przekonywano nas, że to jedynie formalność, a jednak wcale tak nie było. W końcu wybuchła
prawdziwa bomba. Otóż okazało się, że sprawa przestała być prosta, ponieważ  pojawił się
biologiczny ojciec dziewczynki. Zamurowało mnie. Jak to: pojawił się? Gdzie? Ot, tak
sobie?! Znikąd? Nagle sobie o dziecku przypomniał? Po prawie ośmiu latach?
I skąd właściwie wiadomo, że to rzeczywiście ojciec? Ma świadków, poinformowano
mnie, że pozostawał w stałym związku z matką dziecka we właściwym czasie. Wyraża
gotowość poddania się badaniom genetycznym na ustalenie ojcostwa. Jest zdeterminowany.
- Ja też, kurde, jestem zdeterminowany! - wrzeszczałem. - I nie popuszczę! Objawił
się, tatuś zakichany, a gdzie był do tej pory?! Dzieciak nic go nie obchodził!
- Dopiero niedawno dowiedział się o istnieniu dziecka - usłyszałem.
Jako że rozmowa odbywała się przez telefon, Ada wyrwała mi w końcu słuchawkę z
ręki.
- Opanuj się! W jakim świetle nas stawiasz? - skrytykowała mnie ostro, kiedy
skończyła rozmowę.
- Mam to w dupie! Skoro traktują poważnie takiego...
- Pomniejszasz swoje szanse. Właśnie zaprezentowałeś totalny brak opanowania, nie
mówiąc już o kulturze osobistej. Chcesz, żeby uznali cię za niepoczytalnego?
- Nie będę urządzał wersalu, kiedy słyszę takie głupoty!
- No to sam sobie zaszkodzisz. Priorytetem jest dobro dziecka. Nie twoje i nie tego
drugiego faceta.
- Dobro dziecka! Wiesz co, nie wkurzaj mnie!
- Przestań się miotać. Nic nie wiesz o tym człowieku. Lepiej zastanówmy się, co teraz
robić.
- Jak to co?! - piekliłem się nadal. - Zniszczę drania! W życiu nie oddam mu Małgosi!
- To jest rola adwokata, nie twoja. A Gosia nie jest przedmiotem, nie zapominaj. Nie
możesz jej mieć, dać, oddać, zabrać. Rozumiesz?
- O co ci chodzi?! - zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
- O nic. Nie spodobało mi się określenie:  Nie oddam mu Małgosi . Oddać lub zabrać
można rzecz.
- Okazuje się, że nie tylko. Spada taki z nieba i żąda dziecka, a oni są gotowi mu je po
prostu oddać! Jak jakiś mebel!
- Od tego jest adwokat, mówię ci. Nasz jest niezły. Tamten ma adwokata z urzędu.
- Ciebie szlag nie trafia?
- Z jakiego powodu? - Ada wzruszyła ramionami. - %7łe facet ma adwokata z urzędu?
- Przestań się wygłupiać. Ta cała sytuacja; nie wkurza cię?
- Owszem, wkurza. Ale nerwy nic tu nie pomogą. Nie przeskoczysz tego.
- Ale nie poddamy się, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl