[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wysiłku, ale prawdziwa potęga Książąt z Piekieł i Jagreena Lerna wciąż stała nie-
wzruszona.
Władcy Prawa byli nie więksi niż zwykli ludzie, lecz dostojeństwem i potę-
170
gą przyćmiewali wszystko. Nawet Elryk, znajdując się wysoko w górze, czuł się
w ich obecności jak mała muszka.
Skrzydła Płomiennego Kła uderzały ociężale, gdy zataczał koła nad polem
bitwy. Wszędzie ciemne kolory były poprzetykane plamami o jaśniejszym i lżej-
szym zabarwieniu.
WÅ‚adcy Prawa dotarli do miejsca, gdzie oczekiwali ich odwieczni wrogowie
i Elryk usłyszał przemawiającego Donblasa.
 Wy z Chaosu sprzeciwiliście się edyktowi Kosmicznej Równowagi i dą-
żyliście do całkowitej dominacji nad tą planetą. Przeznaczenie nie zgadza się na
to i dlatego życie tej Ziemi musi się teraz zakończyć, aby odrodzić się w nowej
formie, w której wasz wpływ będzie znikomy.
Z zastępów Zła doleciał słodki, drwiący głos Slotara Starego.
 Ośmielasz się, bracie, snuć zbyt daleko idące przypuszczenia. Los Ziemi
nie został jeszcze do końca postanowiony. Nasze spotkanie, tylko ono, zadecyduje
o dalszych losach planety. Jeżeli my wygramy, na Ziemi będzie władać Chaos. Je-
żeli wy zwyciężycie, wtedy godne pożałowania, pozbawione naszych możliwości
Prawo ustanowi tu rzÄ…dy. Ale to my wygramy, pomimo oporu Przeznaczenia!
 Niech więc ta kwestia zostanie rozstrzygnięta  odpowiedział Donblas
i jaśni Władcy Prawa ruszyli na mrocznych przeciwników.
Ziemia i niebo zatrzęsły się, gdy nastąpiło starcie. Powietrze rozdarł ryk,
przez powierzchnię planety przeszła gwałtowna fala drżenia. Wszystkie pomniej-
sze stworzenia uciekały w panice, a od strony walczących Bogów rozchodził się
dzwięk tysiąca harf, z których każda grała w nieco innej tonacji.
Elryk zauważył Jagreena Lenia, gdy ten opuścił swoich sojuszników i umykał
cwałem w szkarłatnej zbroi. Pewnie zdał sobie sprawę, że jego czyny mogły teraz
zostać nagrodzone jedynie śmiercią.
Melnibonéanin spiÄ…Å‚ PÅ‚omiennego KÅ‚a i wyciÄ…gnÄ…Å‚ Zwiastuna Burzy. Wykrzy-
kując imię Teokraty i wyzwanie do walki, skierował smoka ku szkarłatnej postaci.
Jagreen Lern spojrzał w górę, lecz tym razem się nie śmiał, pośpieszył nato-
miast swego wierzchowca. Elryk zorientował się dokąd zmierza jego wróg: gnał
do miejsca, w którym ziemia zamieniła się w ciemnofioletowy gaz, kłębiący się
w szaleńczym wirze, niczym trąba powietrzna, jakby pragnąc oderwać się od at-
mosfery. Teokrata zatrzymał konia i wyciągnął swój topór wojenny. Podniósł do
góry ognistą magiczną tarczę.
Smok spadał w dół jak kamień. Przez sekundę Elryk miał trudności ze złapa-
niem oddechu. Wylądowali w odległości kilku jardów od Teokraty, który powitał
ich z filozoficznym wyrazem twarzy. Czuł zapewne, że ich walka będzie odbiciem
toczącej się walki Bogów i że wynik jednej bitwy odzwierciedli się w rezultacie
drugiej. Jakakolwiek zresztą była przyczyna, Jagreen Lern nie przechwalał się,
jak to zwykł dawniej robić, lecz czekał w ciszy.
171
Nie zastanawiając się, kto ma przewagę, Elryk zsiadł ze smoka i przemówił
półgłosem do niego:
 Wracaj, PÅ‚omienny Kle. Wracaj do swoich braci. Cokolwiek siÄ™ stanie, czy
wygram, czy przegram, twoja rola już się skończyła  wielki smok poruszył się
niespokojnie i spojrzał w oczy jezdzca. W tym czasie obok nich wylądował drugi
gad. Moonglum zsiadł z wierzchowca i poprzez ciemnopurpurową mgłę podszedł
do Elryka.
 Nie potrzebuję teraz żadnej pomocy, Moonglumie!  krzyknął Melnibo-
néanin.
 Nie przychodzę ci pomagać, lecz obejrzeć widowisko jakie mi zgotujesz!
Albinos spojrzał na Teokratę, którego twarz wciąż była bez wyrazu.
Zatrzepotały skrzydła i Płomienny Kieł wraz z drugim smokiem wzbiły się
w powietrze, by nigdy nie powrócić.
Z wysoko uniesioną Tarczą i z Czarnym Mieczem ponad głową Elryk z Mel-
niboné ruszyÅ‚ w kierunku Jagreena Lerna. Wtem ku swemu zdumieniu zobaczyÅ‚,
że Teokrata zsiadł z groteskowego wierzchowca i klepnąwszy go po zadzie ode- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl