[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pudło z kocem. Podeszła do Gibba i dała mu je. Nie miała zamiaru
odnosić tego do sklepu.
Gibb rozwijał pudło wolno. On nigdy nie rozrywał papieru,
którym było coś owinięte. Okropnie ją to denerwowało, gdyż zawsze
chciała jak najszybciej wiedzieć, co się kryje pod opakowaniem. Skye
stała obok, przyglądając się, i Lindsay czym prędzej zlustrowała jej
lewą dłoń. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że na żadnym z palców
140
R S
nic nie błyszczy. Nie mam się z czego cieszyć, pomyślała po chwili.
Przecież to wcale nie oznacza, że Gibb żywi jakiekolwiek uczucia do
innej osoby, na przykład do... Lindsay. Do diabła! Co ją obchodzi
Gibb? Jej uczucia do niego także wygasły, a teraz odzywa się tylko
tęsknota za tym, co utraciła.
Co obchodzi? Bardzo obchodzi. Nie ma sensu się okłamywać...
Niechętnie szła na to przyjęcie nie dlatego, że nie chciała
zobaczyć Gibba, ale dlatego, że bała się tego, co odczuje, gdy go
zobaczy.
Przed tygodniem było jej jeszcze łatwo wmawiać sobie, że jego
obecność rozbudziła po prostu stare wspomnienia, które pójdą w
niepamięć, gdy on wyjedzie. Pózniej usiłowała się przekonywać, że
ten wieczór po kolacji w jej mieszkaniu to tylko resztka emocji, jakie
odczuwa każda kobieta w obecności mężczyzny, z którym ją coś
niegdyś łączyło. Bo miłość już przecież przed dziewięciu laty
wygasła.
I była gotowa w to uwierzyć jeszcze dziś, do chwili kiedy nie
stanęła z Gibbem twarzą w twarz. Teraz z podwójną siłą odczuwała
magnetyzm tego mężczyzny. I potrzebę jego obecności w jej życiu.
Taka była naga prawda.
Nagą prawdą było też, że go kocha. Zawsze go kochała, nigdy
nie przestała. To wszystko, co zniszczyło ich małżeństwo, nie miało
dość siły, by zniszczyć miłość.
Skye, spojrzawszy na kłującą w oczy narzutę, powiedziała
słodko:
141
R S
- Przypuszczam, że sama dobierałaś kolory, prawda, Lindsay?
Jakże to miło z twojej strony, że dbasz o to, by Gibbowi było ciepło.
- No i kolory nie pozwolą mu nigdy zasnąć - dodał ktoś z
obecnych.
- Tak, to bardzo miło z twojej strony, Lindsay - mruknął Gibb,
jakby w pośpiechu zamykając pudło.
- Bardzo miło - powtórzyła zjadliwie Skye. - Ona chce ci
stworzyć przytulny domowy nastrój. Według swego gustu oczywiście.
Lindsay miała zamiar odpowiedzieć jeszcze zjadliwiej, ale w
ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie będzie się zniżała do
poziomu Skye, przenigdy!
Ktoś zażartował, że skoro Gibb tak lubi myć samochód - co
oczywiście już podpatrzono i o czym rozeszły się plotki - to powinien
kazać otworzyć myjnię w fabryce akumulatorów. Ktoś inny dorzucił,
że jest już kandydat na pracownika, gorliwy i nie żądający stawek
związkowych - syn Lindsay. Kolejny żartowniś zauważył, że myjnia
powinna poprawić bilans fabryki.
Gibb wysłuchiwał wszystkiego spokojnie, z dobrotliwym
uśmiechem na ustach.
Skye, która poszła za Lindsay do bufetu, syknęła:
- Bardzo by ci to odpowiadało, prawda?
- Niby co?
- Gdyby ten twój Beep wkradł się w łaski Gibba. Dlatego
wysłałaś syna do mieszkania Gibba.
- Beep odwiedzał Gibba? - spytała zaskoczona Lindsay.
142
R S
- Nie udawaj niewiniątka. - Skye odstawiła z hałasem filiżankę
po herbacie i odeszła.
Kiedy to Beep był u Gibba? Chyba nie w tym tygodniu? Przez
cały czas jęczał, że nie ma Gibba, że nie przychodzi, że nie może się z
nim spotkać. Czyli, że odwiedził go, czy też odwiedzał, przed
zakazem opuszczania domu. Lindsay nie wiedziała, co o tym myśleć.
Wróciła do kręgu gości, pośród których Gibb siedział z miną
cierpiętnika. Uśmiech dawno zniknął z jego twarzy. Odpowiadał
właśnie na pytanie, ile jest prawdy w plotkach, że udziałowcy fabryki
Armentrouta nie otrzymają w tym kwartale dywidendy.
- Plotek krąży wiele - przyznał. - Ale chwilowo nie mogę żadnej
potwierdzić ani zdementować. Ogłoszę wszystko, gdy sporządzimy
bilans.
Lindsay była poruszona tym, że Gibb nie dementuje plotek. To
by świadczyło, że sytuacja jest katastrofalna. Zresztą już raz w
rozmowie Gibb o tym napomknął.
Po wypowiedzi Gibba powstał szumek wśród gości. Parę osób
zaczęło zadawać mu dalsze pytania, ale wywinął się ze
wszystkich ogólnymi stwierdzeniami, toteż po pewnym czasie
rozmowy w salonie przeszły na inne tematy. Wtedy dopiero Lindsay
podeszła do Gibba.
- Nie powinieneś tego robić - powiedziała. - Nie należy
wstrzymywać dywidend...
143
R S
- Niby dlaczego nie? Chociaż rozumiem. Z listy udziałowców
wiem, że posiadasz spory pakiet akcji. I to jest pewno główne zródło
twego dochodu...
- Nie myślałam o sobie - obruszyła się. Po części miał rację,
polegała na dochodzie z akcji. Chociaż  Bukiet" przynosił drobny
zysk, był on zbyt mały, by mogła z tego utrzymać dom i dziecko. A
teraz liczyła, że za zamówioną partię towaru do sklepu zapłaci właśnie
z dywidend. Martwym głosem dopowiedziała: - Obyś tu nigdy nie
przyjeżdżał.
- Droga Lindsay, jestem tylko heroldem złych wieści, ale nie
autorem. I chyba ci powiedziałem, że jest tylko jeden sposób
szybkiego pozbycia się mnie z miasta.
- Pamiętam. Część sprzedać, a resztę złomować.
- Powiedziałaś to z ironią, ale taka jest prawda. I pamiętaj, że
wtedy już nigdy nie będzie żadnej dywidendy. Jeśli posiadacze akcji
chcą mieć jakąś szansę, to muszą mi dać czas na wypracowanie planu
ratowania fabryki.
- Tak jakby panu zależało na ratowaniu fabryki! - odezwał się
nazbyt głośno i niesłychanie zjadliwie Dave. - Zamykaj ją sobie,
Gardner, bo im pózniej, tym dla wszystkich gorzej. A przyjść to musi.
W salonie zapanowała grobowa cisza. Do Dave'a podeszła pani
Johnson i kładąc mu rękę na ramieniu, powiedziała:
- To jest przyjęcie, synu, na którym wszyscy mają się bawić, a
nie jakiś wiec. Nie życzę sobie podobnych scen w moim domu.
144
R S
Na zabawę nikt jednak już nie miał większej ochoty i wkrótce
salon opustoszał. Pozostała Lindsay, aby pomóc pani Johnson
posprzątać, i Dave. Potem było już za pózno, aby iść do kina. Lindsay
zebrała do torby prezenty urodzinowe i wyszła razem z Dave'em.
- Przepraszam, że przeze mnie straciłeś kino - powiedziała
usprawiedliwiająco.
- Co tam kino. Martwię się o fabrykę, a ten facet... ten Gardner...
komplikuje mi życie. Mam zamiar ci się oświadczyć, ale muszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl