[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomarańczy i głębokiego błękitu.
Wędrowcy czuli się tu przerośnięci, niezgrabni, niczym wielkie, niekształt-
ne olbrzymy, depczące cienkie, krótkie zdzbła trawy. Mieli wrażenie, że niszczą
świętość tego miejsca.
Nagle spostrzegli nadchodzącą dziewczynę.
Zatrzymała się, gdy podeszli bliżej. Okrywały ją luzne, czarne szaty, falują-
ce wokół niej jakby na wietrze, mimo bezwietrznej pogody. Twarz miała bladą
123
i ostrą, czarne oczy wielkie i tajemnicze. Ze smukłej szyi zwisał klejnot.
 Sorana  powiedział Rackhir łamiącym się głosem.  Przecież umarłaś.
 Zniknęłam  odpowiedziała  i znalazłam się właśnie tutaj. Powiedziano
mi, że pojawisz się w tym miejscu, więc postanowiłam tu cię spotkać.
 Ale to jest Domena Szarych Władców, a ty służysz Chaosowi.
 Owszem, ale na dworze Szarych Władców mile widziani są wszelkiego
rodzaju wędrowcy, czy służą Prawu, Chaosowi, czy też żadnemu z nich. Chodz,
zaprowadzę cię do nich.
Rackhir, oszołomiony, pozwolił poprowadzić się przez dziwną krainę, a Lam-
sar podążył za nim.
Sorana i Rackhir byli niegdyś kochankami. Działo się to w Yeshpotoom-Kah-
lai, Nieczystej Fortecy, gdzie kwitło urzekające zło. Sorana, czarodziejka, miło-
śniczka przygód, pozbawiona sumienia kobieta, wysoko ceniła sobie Czerwonego
Aucznika od momentu, gdy pewnego wieczoru pojawił się w Yeshpotoom-Kah-
lai, cały pokryty własną krwią po przedziwnej bitwie miedzy Rycerzami Tumbru
a rozbójnikami-inżynierami Loheba Bakry. Siedem lat temu zaś Rackhir usłyszał
jej przenikliwy wrzask, gdy do Nieczystej Fortecy wdarli się Błękitni Zabójcy, lu-
bujący się w mordzie złoczyńcy. Czerwony Aucznik właśnie opuszczał w pośpie-
chu Yeshpotoom-Kahlai i uznał, że bliższe wnikanie w to, czemu Sorana wydała
z siebie dzwięk, który do złudzenia przypominał przedśmiertny okrzyk, byłoby
wysoce nierozsądne. A teraz spotkał ją tutaj. Sorana nie robiła nic bezcelowo. Nie
podejmowała żadnego działania, jeżeli nie mogła odnieść z tego jakiejś korzyści.
W dodatku służyła Chaosowi. Powinien odnosić się do niej z rezerwą.
Teraz wędrowcy ujrzeli przed sobą ogromną liczbą wielkich namiotów koloru
migoczącej szarości, która w padającym świetle zdawała się melanżem wszel-
kich możliwych barw. Pomiędzy namiotami wolnym krokiem przemieszczali się
ludzie. Wszędzie dokoła panowała atmosfera bezczynności.
 Tutaj  powiedziała Sorana, uśmiechając się do Rackhira i trzymając go
za rękę  Szarzy Władcy urządzili swój tymczasowy dwór. Podróżują po całej
krainie, wożąc ze sobą jedynie nieliczne przedmioty i prowizoryczne domostwa.
Powitają cię uprzejmie, jeżeli zdołasz ich zainteresować.
 Ale czy nam pomogą?
 Musisz ich o to sam zapytać.
 Jesteś zaprzysiężona Eeąuor z Chaosu  zauważył Rackhir  i musisz
stanąć u jej boku, przeciwko nam, prawda?
 Tutaj panuje zawieszenie broni  uśmiechnęła się Sorana.  Mogę jedy-
nie informować Chaos o waszych posunięciach, a jeżeli Szarzy Władcy zdecydują
się wam pomóc, muszę przekazać, w jaki sposób chcą to uczynić, o ile uda mi się
tego dowiedzieć.
 Jesteś szczera, Sorano.
124
 W tej krainie hipokryzja jest o wiele bardziej wyrafinowana, a najsubtel-
niejszym ze wszystkich kłamstw jest prawda  powiedziała kobieta, po czym
cała trójka weszła na teren zajęty przez wysokie namioty i skierowała się w stronę
jednego z nich.
W innym królestwie na Ziemi, olbrzymia horda, pokrzykując i śpiewając, pę-
dziła za odzianym w czarną zbroję jezdzcem przez trawiaste równiny na północ,
coraz bardziej zbliżając się do samotnego miasta. Różnorodna broń pobłyskiwała
pośród wieczornych mgieł. Tłum parł naprzód niczym rozhukana fala przypływu,
przepełniony histeryczną nienawiścią, którą Narjhan zasiał w nędznych sercach
żebraków. Pośród najezdzców znajdowali się złodzieje, mordercy, biedota żyjąca
odpadkami  nie skład gromady stanowił problem, ale jej liczebność.
W Tanelorn zaś wojownicy o poważnych twarzach wysłuchiwali wieści, jakie
przynosili ze sobą zwiadowcy wysyłani poza mury miasta, by ocenili siły armii
żebraków.
Brut, przechadzający się w srebrnej zbroi odpowiadającej jego randze, wie-
dział, że minęły już dwa dni, odkąd Rackhir opuścił Pustynię Westchnień. Jeszcze
trzy dni i miasto zostanie pochłonięte przez potężną hordę Narjhana. Mieszkań-
cy wiedzieli, że nie zdołają powstrzymać jej naporu. Mogli jedynie pozostawić
Tanelorn własnemu losowi, lecz tego nie chcieli uczynić. Nawet słaby Uroch nie
pragnął uciekać. Działo się tak dlatego, że Tajemnicze Tanelorn napełniało swych
mieszkańców dziwną siłą, a żaden z nich nie wiedział, skąd się ona bierze. Tam,
gdzie niegdyś ziała pustka, teraz tkwiła potężna moc. Ludzie nie opuszczali mia-
sta z egoistycznych pobudek; gdyby z niego wyjechali, znów znalezliby się we
władzy pustki, a tego obawiali się najbardziej.
Brut był przywódcą i to on przygotował Tanelorn do obrony. Obrona ta mo-
głaby wytrzymać napór armii żebraków, ale wszyscy wiedzieli, że nic nie poradzi
przeciw Chaosowi. Brut wzdrygnął się pomyślawszy, że gdyby Chaos skierował
całe swe siły przeciw Tanelorn, wszyscy jego obrońcy w jednej chwili znalezliby
się w Piekle.
Kopyta koni powracających zwiadowców i wysłanników wzbiły tumany pyłu
wysoko nad miejskie mury. Jeden z nich przejechał przez bramę na oczach Bruta.
Jezdziec zatrzymał wierzchowca tuż przy szlachcicu. Był to wysłannik z Kaarlak
nad Płaczącym Pustkowiem, jednego z miast położonych najbliżej Tanelorn.
 Prosiłem Kaarlak o pomoc  wykrztusił wysłannik  ale tak jak przy-
puszczaliśmy, jego mieszkańcy nawet nie słyszeli o Tanelorn i podejrzewali, że
zostałem wysłany przez armię żebraków i chcę zastawić pułapkę na nielicznych
pozostałych w mieście wojowników. Rozmawiałem z Senatorami, lecz nie chcieli
125
nic przedsięwziąć w tej sprawie.
 Czy nie było tam Elryka? On zna Tanelorn.
 Nie, nie było go tam. Krąży plotka, że sam walczy teraz z Chaosem, gdyż
jego słudzy porwali mu żonę, Zarozinię. Albinos ruszył za nimi w pościg. Wydaje
się, że Chaos wszędzie wzrasta w siłę.
Brut pobladł na twarzy.
 A co z Jadmarem? Czy Jadmar przyśle wojowników?  dopytywał nie-
cierpliwie wysłannik. Wiedział, że wielu ludzi zostało wysłanych do pobliskich
miast, by szukać tam pomocy.
 Nie wiem  odparł Brut.  To nie ma już zresztą znaczenia. Armia że-
braków jest oddalona zaledwie o trzy dni marszu od Tanelorn, a Jadmarczycy nie
dotarliby tu przed upływem dwóch tygodni.
 A Rackhir?
 Nie powrócił jeszcze i nic nie słyszałem o jego losach. Mam przeczucie, że
już go nie ujrzymy. Tanelorn jest skazane na zagładę.
Rackhir i Lamsar skłonili się głęboko przed trójką niewysokich ludzi, siedzą-
cych w namiocie. Jeden z mężczyzn jednak powiedział z niecierpliwością w gło-
sie:
 Nie poniżajcie się przed nami, którzy jesteśmy najpokorniejsi ze wszyst-
kich.
Wędrowcy wyprostowali się więc, czekając, aż gospodarze tego miejsca po-
nownie się do nich odezwą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl