[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bądz kimkolwiek chcesz, tylko mi pomóż, OK?
- W porządku - rzucił sucho. - Już pomagam.
Corey czekała, żeby się poruszył i chwycił ją w ramiona, zrobił
cokolwiek.
- Gdy tylko będziesz gotowy, możesz zaczynać - oznajmiła, gdy
wciąż nie wykazywał ochoty, by przejąć inicjatywę.
- Dlaczego to ja mam zacząć? - zapytał z irytacją.
Corey spojrzała na jego minę i z trudem powstrzymała się od
śmiechu. Na początku dzisiejszego wieczoru miała nadzieję, że
wreszcie spełni się największe marzenie jej życia - Spence będzie ją
całował i to naprawdę namiętnie. Bardzo tego pragnęła, ale bała się
jednocześnie, że okaże się przerazliwie niedoświadczona. Tym-
czasem okazało się, że to Spencer czuje się niepewny i wytrącony z
równowagi, ona natomiast jest rozbawiona i całkowicie zrelakso-
wana.
- Ty powinieneś zacząć - zaczęła wyjaśniać - bo tak zazwyczaj ...
zaczynają się te sprawy.
Kiedy wciąż siedział jak skamieniały, spojrzała na niego z uda-
waną troską.
- Chyba wiesz, co zrobić?
- Tak mi się zdaje.
- Bo jeśli nie jesteś pewien, mogę ci podpowiedzieć. Większość
facetów... - Corey urwała.
-
233
W końcu do Spence'a dotarła absurdalność tej sugestii. Z jego
twarzy zniknął wyraz irytacji, a w oczach zapaliły się wesołe iskierki.
- Co robi większość facetów? - zapytał z szerokim uśmiechem,
przyciągając ją bliżej do siebie. - Czy tak właśnie zaczyna Johnson?
Pochylił głowę i Corey pomyślała, że za chwilę pocałuje ją tak
namiętnie, że straci przytomność, a tymczasem doczekała się jedynie
niezdarnego całusa, który wylądował gdzieś w okolicach kącika jej
ust. Pokręciła zdecydowanie głową.
- Nie? - żartobliwie zdziwił się Spence. Przygarnął ją do siebie
w niedzwiedzim uścisku i skubnął ustami płatek jej ucha. - A co
powiesz na to?
Corey nagle zdała sobie sprawę, że postanowił nie traktować jej
poważnie i przestraszyła się, że wszystko się skończy jedynie na ta-
kiej niewinnej zabawie. Zdecydowała, że nie dopuści, by jej staran-
nie opracowany plan miał doprowadzić tylko do tego, ale nie mogła
powstrzymać się od śmiechu, gdy Spence pokazywał jej, jak wy-
obraża sobie kolejne zachowania nieszczęsnego wyimaginowanego
Douga Johnsona.
- Założę się, że to jego ulubiona technika. - Zbliżył twarz do
twarzy dziewczyny, jakby zamierzał ją pocałować, po czym zderzył
się z jej nosem. - Czyżbym nie trafił? - Odwrócił się w drugą stronę i
znów szturchnął ją w nos. - Czyżbym jeszcze raz spudłował?
Zanosząc się śmiechem, Corey oparła czoło o jego szeroką pierś.
Spence tymczasem odchylił jej głowę i zaczął się ocierać nosem o
szyję niczym rozbrykany szczeniak.
- Daj mi znać, jak już oszalejesz z pożądania - wyszeptał. -
Czyż nie jestem wspaniały? - spytał po chwili. - Czyż nie jestem
naprawdę wspaniały?
Rozbawiona Corey spojrzała mu prosto w oczy i energicznie po-
kiwała głową.
- Jesteś absolutnie cudowny i... w niczym nie przypominasz
Douga.
Uśmiechnął się szeroko, doceniając żart, i w owej chwili przy-
jaznego milczenia, gdy Spence obejmował ją niezobowiązująco, po-
czuła się niezwykle usatysfakcjonowana. Pełna życia. Uładzona ze
światem. I on czuł się podobnie - nie miała co do tego najmniejszych
wątpliwości. Była też absolutnie przekonana, że Spencer pocałuje ją
znowu, i że żarty już się skończyły.
Ani na moment nie spuszczając wzroku z jej twarzy, pochylił
głowę.
234
- Myślę, że nadszedł najwyższy czas - powiedział cicho - by
w bardziej naukowy sposób podejść do problemu.
Całe ciało Corey zesztywniało, gdy poczuła jego wargi na
swoich. Niewątpliwie spostrzegł jej reakcję, ponieważ zaczął
całować ją delikatnie po policzku, mrucząc pod nosem:
- %7łeby uzyskać miarodajne dane... - przesunął usta w górę jej
twarzy -...obie strony muszą... - wodził teraz wargami wokół jej
ucha -...brać aktywny udział... - położył rękę na karku Corey
i wygiął jej szyję, by mieć lepszy dostęp do warg -...w eksperymen-
cie.
Przywarł do jej ust, zwiększając cały czas siłę pocałunku, roz-
chylając wargi Corey i wprawiając ją w ekstatyczne drżenie. Jęk-
nąwszy z przyjemności i pożądania, Corey przesunęła dłońmi po je-
go piersi i całkowicie poddała się chwili.
Spence sięgnął do jej włosów i jednym, zdecydowanym ruchem
wyjął przytrzymującą je klamrę. Jasne pasma spłynęły na nich ni-
czym woal i nagle wszystko wymknęło się spod kontroli. Corey od-
dawała mu pocałunki, coraz bardziej się do niego przytulając.
Odruchowo Spencer zaczął pieścić jej piersi, po czym mocno ob-
jął je dłońmi. Corey wbiła mu palce w ramiona, a on przyciągał jej
biodra do swoich, by mogła poczuć, jak bardzo go podnieca, po
czym przewrócił ją na plecy.
Lata miłości i tęsknoty w pełni zrekompensowały jej brak do-
świadczenia. Wodziła rękami po jego ramionach, plecach, poślad-
kach, ochoczo rozchylała usta, pozwalała, by jego ciepłe dłonie ści-
skały jej piersi, drażniąc je obietnicą rozkoszy. Czas jakby nagle
zatrzymał się w miejscu... istniały jedynie jego wargi, gwałtownie
przywierające do jej warg... i kolano rozchylające jej uda... i ręce,
które... oderwały się nagle od jej ciała!
Spence odsunął się tak gwałtownie, że Corey zupełnie nie mogła
pojąć, co się stało, a kiedy zobaczyła wyraz jego twarzy, serce po-
deszło jej do gardła.
Zmarszczył groznie brwi i wpatrywał się w nią z niedowierza-
niem. Po chwili dostrzegł, że jedną rękę wciąż trzyma na jej piersi -
oderwał ją więc nerwowo i spojrzał na własną dłoń takim wzrokiem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl