[ Pobierz całość w formacie PDF ]

"Czego ten drab chce od nas?"... Nagi człowiek, stojący w lodowatym podmuchu i wysila-
jący się aby nie dygotać, nie mógłby przemówić bardziej ochrypłyn i niepewnym głosem.
Ale była to prawdopodobnie febra  silny atak dreszczów.
 Chce mi poprostu dokuczyć  odrzekł Jasper z niezamąconym dobrym humorem. 
Usiłował to robić już przedtem. No, zobaczymy.
I rzeczwiście oba statki zbliżyły się niebawem na odległość głosu. Bryg o pięknych linjach
i białem ożagleniu wyglądał mglisto j zwiewnie w świetle księżyca. Krótka i przysadzista
kanonierka o krępych, ciemnych masztach, nagich jak martwe pnie i rysujących się wy-
raznie na świetlistem niebie przepysznej nocy, rzucała ciężki cień na szlak wodny między
dwoma statkami
Freja nawiedzała obu tych mężczyzn jak jakiś duch wszechobecny, jak gdyby była jedyną
w świecie kobietą. Jasper miał wciąż w pamięci jej poważne upomnienia, aby przestrzegał
rozwagi i przezorności wewszystkich czynach i słowach, gdy się zdała od niej znajduje. W
chwili tego zupełnie nieoczekiwanego spotkania uczuł wprost na uchu jej oddech i wspo-
mniał, jak w ostatniej chwili szeptała mu spiesznie pożegnalne przestrogi, zakończone
nawpół żartobliwem : "Pamiętaj, mały, nigdybym ci tego nie darowała!" Czuł także na
ramieniu krótki uścisk jej ręki, na który odpowiedział spokojnym, pewnym siebie uśmie-
chem. Heemskirka nawiedzała Freja w sposób zupełnie odmienny. Nie słyszał szeptów;
40
zato prześladowały go obrazy. Widział dziewczynę zawieszoną u szyi podłego włóczęgi 
tego włóczęgi  włóczęgi, który odpowiedział właśnie na jego okrzyk. Widział ją, skrada-
jącą się boso przez werandę z wielkiemi, jasnemi, szeroko rozwartemi oczyma, pragną-
cemi spojrzeć na bryg  na ten bryg. Gdyby była krzyknęła, gdyby go była zwymyśla-
ła!... Ale ona poprostu odniosła nad nim tryumf. To wszystko. Zwiedziony (wierzył w to
niezachwianie), znieważony, uderzony, wyśmiany... Bez miłosierdzia! Ci dwaj ludzie, na-
wiedzani przez Freję tak odmiennie, nie byli sobie równi jako przeciwnicy.
W tej głuchej, jakby sennej ciszy, która zawisła nad obu statkami, w świecie, co tylko
zwiewnym snem się zdawał, łódka z jawajskimi wioślarzami przecięła ciemny szlak wody i
podpłynęła do brygu. Siedzący w niej biaty oficer, prawdopodobnie kanonier wspiął się na
pokład. Był to krępy człowiek o okrągłym brzuchu i głosie zasapanym. Nieruchoma, tłusta
jego twarz zdawała się martwą w świetle księżyca; grube ramiona zwisały, odstając od
tułowia, jak gdyby był wypchany. Przebiegłe, małe oczy połyskiwały niby kawałeczki miki.
W łamanej angielszczyznie zwrócił się do Jaspera z żądaniem, aby kapitan zjawił się na
pokładzie Neptuna.
Jasper nie oczekiwał czegoś tak niezwykłego. Ale po krótkim namyśle postanowił nie oka-
zać ani niecierpliwości, ani nawet zdziwienia. Rzeka, z której wracał, była przez parę lat
widownią politycznych zaburzeń i wiedział, że te jego wizyty wzbudzają pewną podejrzli-
wość. Ale mało sobie robił z niezadowolenia władz, tak strasznych dla starego Nelsona.
Przygotował się więc do opuszczenia brygu. Schultz poszedł za nim aż do burty, jakby
chcąc mu coś powiedzieć, ale koniec końców stanął obok niego w milczeniu. Jasper, prze-
łażąc przez burtę, zauważył jego trupiobladą twarz. Oczy człowieka, dla którego bryg stał
się wybawieniem i ucieczką przed skutkami dziwnych psychologicznych powikłań, te oczy
patrzyły w Jaspera z niemym, błagalnym wyrazem.
 Cóż tam znowu?  spytał Jasper.
 Chciałbym wiedzieć, jak to się skończy - rzekł właściciel przepysznego głosu, którym
urzekł nawet trzezwą Freję. Ale gdzież się podział jego dzwięk czarowny? Słowa Schultza
zabrzmiały jak krakanie kruka.
 Pan jesteś chory  rzekł Jasper stanowczo.
 Bodajem nie żył!  oświadczył Schultz rozpaczliwie, snąć doprowadzony do ostatecz-
ności tajemniczą jakąś treską. Jasper rzucił mu przenikliwe spojrzenie, ale nie była to
chwila odpowiednia do badań nad gorączkowym wybrykiem chorego człowieka. Nie wy-
glądał właściwie na nieprzytomnego i to musiało narazie Jasperowi wystarczyć. Schultz
rzucił się ku niemu.
 Ten człowiek knuje coś złego!  zawołał rozpaczliwie.  Knuje coś przeciwko panu,
panie kapitanie. Ja to czuję i  
Zatchnął się od niezrozumiałego wzruszenia.
41
 Dobrze, dobrze, panie. Schultz. Nie dam mu okazji do zaczepki  uciął krótko Jasper i
spuścił się do łodzi.
Na pokładzie Neptuna Heemskirk stał z rozkraczonemi nogami w zalewie księżycowego
światła; atramentowy cień padał od jego postaci wpoprzek rufy. Nie poruszył się wcale
gdy Jasper się zbliżał, ale uczuł w piersi jak gdyby dzwigające się morze na widok tego
człowieka. Jasper czekał przed nim w milczeniu.
Stawieni wobec siebie twarzą w twarz w bezpośredniem zetknięciu, wpadli odrazu w zwy-
kły ton swych przypadkowych spotkań w willi starego Nelsona. Ignorowali się nawzajem
najkompletniej : Heemskirk  posępnie; Jasper  z idealnie bezbarwnym spokojem.
 Co się dzieje na rzece, z której pan wraca?  spytał porucznik prosto z mostu.
 Nie wiem nic o żadnych zamieszkach, jeśli pan to ma na myśli  odrzekł Jasper. 
Wyładowałem tam pół ładunku ryżu, za który nie dostałem nic wzamian i odjechałem.
Ustał tam teraz wszelki handel, ale za jaki tydzień byliby pomarli z głodu, gdybym się nie
był zjawił.
 Wścibstwo! angielskie wścibstwo! A przypuśćmy, że te łotry nie zasługują na nic lep-
szego?
 Widzi pan, tam są kobiety i dzieci  zauważył Jasper spokojnym głosem.
 Ach tak! Kiedy Anglik opowiada o kobietach i dzieciach, można być pewnym, że jest w
tem coś podejrzanego. Pańskie sprawki będą wyświetlone.
Mówili kolejno jak bezcielesne duchy, jak glosy rozlegające się w pustej przestrzeni; pa-
trzyli na siebie nawzajem, jak gdyby na ich miejscu nic nie było, lub co najwyżej martwy
jakiś przedmiot. Ale teraz zapadło milczenie. Heemskirk nagle pomyślał: ''Ona powie mu
wszystko. Powie mu, śmiejąc się i wisząc u jego szyi". I nagła żądza unicestwienia Jaspe-
ra na miejscu ogarnęła go z taką siłą, że zmysły jego się rozprzęgly. Przestał władać mo-
wą i wzrokiem. Przez chwilę nie mógł wcale dojrzeć Jaspera. Ale usłyszał głos jego, do-
chodzący jakby gdzieś z oddali.
 Czy mam z tego wywnioskować, że bryg jest przyaresztowany ?
Heemskirk przyszedł do siebie w przypływie złośliwego zadowolenia.
 Tak. Będę go holował do Makassaru.
 O legalności tego postąpienia zadecyduje sąd  rzekł Jasper z udaną obojętnością, wi-
dząc, że sprawa staje się poważną.
 O tak, sąd! Naturalnie. A co się pana tyczy, zatrzymuję pana tu na statku.
Kamienna nieruchomość Jaspera zdradziła jego przerażenie wobec grożącego mu rozsta-
nia z brygiem. Ale trwało to tylko chwilę. Odwrócił się i krzyknął w stronę brygu. Schultz
odpowiedział:
 Słucham, panie kapitanie.
 Przygotujcie się do przyjęcia liny holowniczej. Zabierają nas do Makassaru.
 Wielki Boże! I dlaczego, panie kapitanie?  przypłynął słaby okrzyk pełen trwogi.
42 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl