[ Pobierz całość w formacie PDF ]

będziesz bliżej turmalinu niż teraz, chyba że będziesz trzymała go
w dłoniach.
Reba odchyliÅ‚a gÅ‚owÄ™, aby zbadać sklepienie. ZwiatÅ‚o lampy odbi­
ło się od plamy bieli nad jej głową.
- Nie ruszaj siÄ™ - powiedziaÅ‚ nagle Chance. - Wszystko jest w po­
rządku. Tylko się nie ruszaj - dodał uspokajająco.
Reba zamarła. Zwiatło lampy Chancc'a omiotło sklepienie, aż oba
stożki jasności spotkały się.
- W porządku. Możesz się ruszyć. Nie chciałem, abyś zgubiła to
białe gniazdo, które właśnie odkryłaś.
- Powtórz to jeszcze raz -powiedziaÅ‚a cierpko Reba. -Ale po ludz­
ku, jeśli można.
W świetle lampy rozbłysły w uśmiechu zęby Chance'a.
- Widzisz to gniazdo lepidolitu koÅ‚o kolumny? CaÅ‚e biaÅ‚e i bÅ‚ysz­
czące? Płatki miki tak duże, jak twój uśmiech?
Reba spojrzała w kierunku wskazywanym przez światło.
- WidzÄ™.
- Jesteś bliżej turmalinu niż kiedykolwiek przedtem.
Zwiatło Reby poruszyło się gwałtownie, a potem znieruchomiało.
- Co masz na myśli?
- SkaÅ‚Ä™ macierzystÄ…-powiedziaÅ‚ obojÄ™tnie, lecz pod pozornym spo­
kojem kryło się pożądanie. - Ciekawe, dlaczego nie zauważyłem jej,
gdy byłem tu poprzednio... Nie ruszaj lampą.
Chance omiótł światłem sklepienie i powierzchnię ścian pod
gniazdem lepidolitu. Zauważył, że złoże zostało odsłonięte, gdy część
- 124-
sklepienia odpadÅ‚a pod wpÅ‚ywem ostatnich wstrzÄ…sów skorupy ziem­
skiej. Roześmiał się miękko.
- Dzięki ci, smoku - mruknął i uklęknął przy ścianie.
ZwiatÅ‚o lampy lustrowaÅ‚o maÅ‚Ä… kupkÄ™ miaÅ‚u, który spadÅ‚ ze skle­
pienia. Chance wprawnie zbadaÅ‚ sypkÄ… skaÅ‚Ä™. OtworzyÅ‚ manierkÄ™, na­
lał na rękę trochę wody i uśmiechnął się.
- Chodz tutaj, chaton.
Reba podeszÅ‚a do niego szybko. Chance przykucnÄ…Å‚ na piÄ™tach i wy­
ciągnął do niej zamkniętą dłoń. Zwiatło lampy oświetliło jego potężne
ramiona.
-Co to jest?
Chance rozchyliÅ‚ palce. Na jego dÅ‚oni lÅ›niÅ‚y odÅ‚amki różowego krysz­
tału. Pośród nich była jedna drobniutka, ale wspaniała igła turmalinu.
8
dy Reba zobaczyÅ‚a poÅ‚yskujÄ…cy na dÅ‚oni Chance'a krysztaÅ‚ ko­
loru fuksji, wydała okrzyk niedowierzania. W jej błyszczących
oczach Chance dostrzegÅ‚ radość i ciekawość. PopatrzyÅ‚ na ka­
wałki turmalinu i zobaczył je tak, jak ona je widziała.. .jako
okruchy marzeÅ„ zaklÄ™te w różowym kamieniu, pÅ‚omienne obiet­
G
nice składane przez zimne światło minerału. Uśmiechnął się i wyrwał
pokruszone kryształy z białej otoczki skały macierzystej. Małe płatki
miki przyklciły się do jego placów.
- Wyciągnij rękę - powiedział miękko.
Wysypał okruchy kryształu na miękką dłoń Reby, zatrzymał tylko
igÅ‚Ä™ turmalinu. Reba westchnęła i poruszyÅ‚a dÅ‚oniÄ…, a Å›wiatÅ‚o zamigo­
tało i odbiło się od garści różowych odłamków. Po chwili podniosła
głowę i zobaczyła, że Chance ją obserwuje.
- Wiem, wiem - powiedziała Reba, śmiejąc się z siebie. - Na aukcji
nie byłyby warte nawet dwóch centów, ale dla mnie... - ściszyła głos.
- .. .To drogowskazy na drodze do krainy Oz - dokończył Chance
i uśmiechnął się lekko.
- Tak - westchnęła, obserwujÄ…c grÄ™ Å›wiatÅ‚a w okruchach turmali­
nu. - Szkoda, że nie przyszliśmy tutaj wcześniej.
- Zanim smok przewrócił się na drugi bok i zgniótł je?
Reba wykrzywiła usta.
- 125 -
- SkÄ…d wiesz?
Chance dotknął palcem jej nosa i zostawił na nim błyszczący pył
z miki.
- Jeśli poprawi ci to humor, powiem, że nawet gdybyśmy przyszli
tu wczoraj, nie na wiele by się to zdało. Jesteśmy tu o kilka milionów
lat za pózno. Ale to na nas zaczekało - dodał i podniósł do góry wąską,
nieskazitelnie czystą igiełkę turmalinu.
KrysztaÅ‚ miaÅ‚ dÅ‚ugość dwu i pół centymetra, Å›rednicÄ™ piÄ™ciu milime­
trów i kilka naturalnie ukształtowanych ścian bocznych. Był zbyt mały,
aby mieć intensywnie różowe zabarwienie, typowe dla wiÄ™kszych krysz­
tałów, lecz na całej jego długości występowała trójkolorowa sekwencja
barw, charakterystyczna dla turmalinu z Pala. Wyglądało to tak, jakby
krysztaÅ‚ byÅ‚ walcem wytoczonym z arbuza. Dziewięć dziesiÄ…tych dÅ‚ugo­
ści turmalinu mało bladoróżowy kolor. Potem następował wąski pasek
przejrzystej bieli. Końcówka kryształu odznaczała się soczystozieloną
barwÄ…, przypominajÄ…cÄ… ciemnÄ… powierzchniÄ™ arbuza.
Reba z wahaniem dotknęła krysztaÅ‚u, jakby obawiaÅ‚a siÄ™, że mine­
rał zniknie jak sen.
- Jest prawdziwy - szepnęła. - Och, Chance. On jest prawdziwy.
- Bardzo prawdziwy - zgodził się. - Ale nawet w połowie nie tak
piÄ™kny jak twój uÅ›miech. PoÅ‚ożyÅ‚ krysztaÅ‚ na jej dÅ‚oni i wolno pocaÅ‚o­
wał ją w usta.  Witamy w krainie Oz.
Roześmiała się lekko i tchnęła ciepły oddech w jego wargi.
- Dziękuję-powiedziała. -Czy możemy eszcze trochę pokopać? -
Nie była w stanie ukryć podniecenia.
Chance uśmiechnął się z dezaprobatą.
- Mówisz jak prawdziwy poszukiwacz. Tak, możemy jeszcze tro­
chę pokopać. Ale najpierw...
Reba, która już pochylaÅ‚a siÄ™ ku bladej stercie lepidolitu, odwróci­
ła się i spojrzała na Chance'a.
- Najpierw?
Zamiast odpowiedzi przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… i otoczyÅ‚ silnymi, ciepÅ‚ymi ra­
mionami. Zamknęła oczy i poddaÅ‚a mu siÄ™ w geÅ›cie zaproszenia, któ­
ry staÅ‚ siÄ™ dla niej równie naturalny jak przyspieszone bicie serca. SÅ‚od­
kie, zdecydowane ruchy jego jÄ™zyka sprawiÅ‚y, że przez jej ciaÅ‚o prze­
biegły dreszcze. Gdy Chance podniósł głowę, Reba zapomniała
o małych odłamkach i krysztale, które trzymała w dłoni.
- Dziękuję- szepnął Chance, nie odsuwając ust.
126-
- Cała przyjemność po mojej stronie - zapewniła go, a w jej głosie
rozbrzmiewała radość i tęsknota zarazem.
- Nic za pocałunek - uśmiechnął się Chance - chociaż także wart
był podziękowania.
- WiÄ™c za co? - zapytaÅ‚a i przesunęła ustami po jego wÄ…sach, roz­
koszujÄ…c siÄ™ ich jedwabistym dotykiem.
- Za ciebie - powiedział z prostotą. - Patrzenie na Cesarzową Chin
pozwala mi znów poczuć się młodym, wszystko wydaje się nowe, pełne
nadziei i radości.
Pocałował ją wolno i przesunął rękami po jej ciele, jakby chciał
zapamiÄ™tać każdy szczegół. Reba rozpÅ‚ynęła siÄ™ w jego ramionach i po­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl