[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewna, \e jej niechęć do Hailcom-be'a wyklucza mo\liwość poślubienia go. Jeśli ojciec
pozostanie nieugięty, raczej zda się na łaskę i niełaskę Wyndhama. Niech się dzieje, co chce.
Zatopiona w myślach nie zwróciła uwagi na trzask otwieranych drzwi. Odwróciła się
od okna dopiero, gdy usłyszała za sobą kroki. Stał przed nią wicehrabia.
- Błagam, niech się pani nie gniewa - powiedział szybko, widząc, \e pobladła.
- Nie powinien pan tu przychodzić.
- Wiem, \e to w najwy\szym stopniu niestosowne, ale musiałem to zrobić. Nie mogę
trzymać się z daleka, widząc, jak jest pani smutna i udręczona.
Serena poczuła nagłe uderzenie gorąca. Nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co
robi, cofnęła się do najbli\ej stojącego krzesła i mocno uchwyciła się oparcia. Miała
wra\enie, \e za chwilę upadnie.
Wyndham obserwował ją ze ściśniętym sercem. Rozpuszczone włosy opadały jej na
twarz i ramiona, a podkreślająca smukłą dziewczęcą figurę suknia cudownie opływała drobne
krągłe piersi. Widział jednak, w jakim jest stanie. Była blada, zmęczona, pod oczami miała
czarne cienie. Zbli\ył się do kominka i oparł rękę na marmurowym obramowaniu.
- Co się stało? A mo\e mam pani najpierw powiedzieć, czego się domyślam? - spytał.
Serena w milczeniu potrząsnęła głową. Ostatniej nocy marzyła o tym spotkaniu. Ale
rzeczywistość w sposób boleśnie oczywisty przypomniała jej, jak niefortunnie ulokowała
swoje uczucia. Wróciły wspomnienia okropnych okoliczności ich ostatniego spotkania w
Lacey Court. Nieszczęściem dla niej byłoby zarówno mał\eństwo z Hailcombe'em, jak i
zwrócenie się o pomoc do Wyndhama. Znajdowała się w ślepej uliczce!
- Nie wiem, po co pan przyszedł - powiedziała, odwracając od niego wzrok - ani
dlaczego miałby pan chcieć mi... mi...
- Pomóc? Zapomniała pani, \e dałem jej słowo, i\ to zrobię? -1 złamałem je, powinien
był dodać. - Zapewniam, \e nie przyszedłem tu po to, by się pani w jakikolwiek sposób
naprzykrzać. Mam przynajmniej nadzieję, \e przyjmie pani moje przeprosiny za zachowanie,
które, przyznaję, było niewybaczalne. Tb się ju\ nie powtórzy.
Serena nie wiedziała, co powiedzieć. Wspomnienie jego namiętnych pieszczot
napełniało ją większą rozkoszą ni\ zakłopotaniem. A la ostatnia obietnica dziwnie ją
rozczarowała. Bezwiednie wbiła wzrok w nogi Wyndhama opięte spodniami ze skóry kozło-
wej i złapała się na tym, \e ciągnie ją ku niemu jakaś nieodparta siła. Przesunęła spojrzenie w
górę, na klatkę piersiową ukrytą pod zgrabnie skrojonym surdutem z najlepszego sukna i na
przemyślnie zmierzwione ciemne włosy. Wreszcie spojrzała w jego szare oczy i uderzyło ją
kryjące się w nich zatroskanie.
- Proszę o tym nie myśleć - powiedziała szybko jakby pod wpływem jakiegoś
imperatywu. - Zapewniam pana, \e ju\ o tym zapomniałam. - Niech Bóg wybaczy mi to jedno
więcej kłamstwo, pomyślała.
- Dziękuję.
Powiedział to powa\nym tonem, bez poprzedniej serdeczności. Zmarszczył brwi.
Gestem wskazał krzesło, którego oparcie ściskała kurczowo.
- Nie siądzie pani?
Serena skinęła głowę, usiadła, oparła dłonie na kolanach i zwróciła wzrok w kierunku
kominka, starając się ukryć zdenerwowanie wywołane obecnością wicehrabiego.
Wyndham zajął miejsce naprzeciwko i zaczął błądzić wzrokiem po jej twarzy.
Uderzyło go, \e przepadła gdzieś ta cudowna świe\ość, która tak go kiedyś' zachwyciła.
Miała zaledwie osiemnaście lat, a ju\ okrutny los zdołał odebrać jej radość młodości. Co za
ironia, \e jedyna kobieta, która wywarła na nim wra\enie, miała się znalezć poza jego
zasięgiem. Mógł jednak przynajmniej postąpić jak przyjaciel. Nie sposób było pozostawić jej
na łasce losu.
- Sęreno, jeśli nie chce mi pani zaufać, to proszę przynajmniej pozwolić mi panią
ostrzec.
- Ostrzec! Co pan ma na myśli? - Oczy jej rozbłysły, o\ywiła się nagle.
Wyndham podniósł rękę uspokajającym gestem.
- To nie grozba! Proszę się nie bać - pospieszył z wyjaśnieniem. - Postanowiłem tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]