[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ale jeżeli jest pani przyjaciółką matki, to chyba pani już to wie.
 Twoja matka i ja chodziłyśmy razem do szkoły  rzekła kobieta. I uśmiechnęła
się znowu, jakby to wszystko wyjaśniało.
109
l
W końcu Laura dodzwoniła się do sekretarki Danny'ego.
Kobieta obserwowała ją podczas rozmowy. Laura była naprawdę bardzo piękną, młodą
dziewczyną. Ciemne, kasztanowe włosy, zielone oczy, owalna twarz; prawie
irlandzka uroda. Skóra tak delikatna i biała jak płatki orchidei. Oczywiście
zbyt mocny makijaż, jak u większości Amerykanek, ale każdy zmywacz sobie z tym
poradzi. I do tego bardzo zadbana figura. Wąskie biodra, nogi o dobrych
proporcjach, niezbyt wydatny biust. Leciutki znak na lewym policzku, chyba jakiś
wypadek w dzieciństwie, ale nic poważnego.
 Rozumiem powiedziała Laura do sekretarki. W porządku. Ale powtórzy mu pani,
jak tylko wróci?
 Nie ma go?  spytała Sybil Vane.
 Dostał telefon z drugiego krańca miasta. Jeden z jego głównych klientów
planuje fuzję. Sekretarka wątpi, żeby zjawił się wcześniej niż za godzinę.
Kobieta uśmiechnęła się znowu. Miała dziwnie słodki i pobłażliwy uśmiech; mimo
powagi sytuacji, Laura poczuła się razniej.
 Mam telefon w samochodzie  powiedziała kobieta.  Zadzwonisz do Danny'ego
podczas jazdy. Teraz napisz mu parę słów. Laura zostawiła wiadomość na tabliczce
w kuchni.
 Wie pani, który to szpital?  spytała.
 Boardman. Nie mam przy sobie numeru, ale twój mąż znajdzie go łatwo przez
informację.
 W porządku. Tylko wezmę płaszcz i zamknę drzwi.
 Byle nie trwało to zbyt długo. Mój samochód stoi przy zakazie parkowania.
Sybil Vane stała cierpliwie, oglądając oprawiony plakat z // Happened One Night,
podczas kiedy Laura nakładała płaszcz, wyłączała światła i wysypywała świeże
trociny w skrzynce kota.
 Nie widziała pani mojej kotki? spytała kobietę rozglądając się.  Była tu
przed chwilą.
 Chyba gdzieś śpi. Znasz koty.
Laura klękła, zapinając płaszcz i rozglądając się pod meblami.
 Nie ma jej tu. Febe! Febe! Kici, kici! Rozejrzała się po sypialni i zajrzała
do łazienki, ale nigdzie nie było śladu kota.
 Nie chcę cię popędzać  powiedziała Sybil Vane  ale naprawdę powinnyśmy
jechać.
Laura zawołała Febe po raz ostatni, ale nadal bez rezultatu. Wyszła za Sybil
Vane na klatkę schodową i przekręciła klucze w dwóch zamkach. Razem zeszły po
schodach, cztery kondygnacje w dół, aż znalazły się na ulicy. Wysokie obcasy
kobiety dzwoniły jak gwozdzie wbijane w dąb.
 Co mówili lekarze? Będzie chodził?  spytała Laura.
 Nie spieszyli się z diagnozą. Tyle w każdym razie powiedziała mi twoja matka.
Ale możemy do niej zadzwonić, jak tylko znajdziemy się w samochodzie, i sama ją
o to zapytasz.
 Biedny tatuś  westchnęła Laura.  Zawsze był tak aktywny. Dwa lata temu
wygrał Turniej Golfa Amatorów w New Rochelle.
 Tak, wiem  powiedziała Sybil Vane. Uścisnęła dłoń Laury i dodała z uśmiechem:
 Ale spróbujmy popatrzeć na to optymistycznie. Może tylko nadłamał sobie jakąś
kość.
 Och, Boże, mam nadzieję, że się pani nie myli powiedziała Laura.
Samochód stał przy krawężniku. Była to czarna limuzyna marki Fleetwood, licząca
przynajmniej dziesięć lat. Krople deszczu lśniły na wypolerowanej do połysku
masce.
 Sama pani prowadzi?  spytała Laura. Kobieta otworzyła drzwi. Rozszedł się
mocny zapach skóry i olejku różanego.
 To moja jedyna rozrywka  powiedziała.  Należał do mojego brata. Zwykł
mawiać, że żaden szanujący się Amerykanin nie powinien jezdzić samochodem, który
nie ma dwudziestu stóp długości.
Laura wsiadła do limuzyny i zamknęła drzwi. Sybil Vane zsunęła ze stóp
pięciocalowe szpilki. Obróciła kluczyk w stacyjce i silnik fleetwooda ożył z
rykiem. Włączyła się w ruch, nie dając sygnału migaczem, i podjechała do końca
kwartału, gdzie zawróciła w Szóstą Aleję i skierowała się ku obrzeżom miasta.
 Czy jest ci dość ciepło?  spytała. Prowadziła z rodzajem władczej beztroski,
cmokając i mlaskając ze zniecierpliwieniem, kiedy tylko jakiś inny pojazd
wysunął się przed nią, zwolnił lub w inny sposób wywołał jej irytację.
 Dziękuję, jest mi bardzo ciepło  powiedziała Laura. W istocie, wewnątrz
samochodu było duszno i musiała już rozpiąć płaszcz.
111
 Nie znoszę zimna, wiesz powiedziała kobieta. Jej diamentowe pierścienie
błyszczały na kole kierownicy. Od razu boli mnie głowa.
Minęły Radio City. Czerwony neon zajarzył się na długiej, czarnej masce
fleetwooda. Ciągle padał śnieg. Chodniki były pełne parasoli.
 Mówiła pani, że znacie się z mamą od szkoły?  spytała Laura.
 Tak. Byłyśmy najbliższymi przyjaciółkami, a i potem zawsze pozostawałyśmy w
kontakcie.
 Powinna pani w takim razie przyjechać na mój ślub.
 Bardzo chciałam. Twoja matka zapraszała mnie. Ale nieszczęśliwym zbiegiem
okoliczności przebywałam wtedy w Europie. Sprawy rodzinne  to było ważniejsze.
 Dziwi mnie, że nigdy pani nie odwiedzała nas w domu. Sybil Vane obróciła się i
spojrzała na nią.
 Ależ odwiedzałam! Zawsze to robiłam, dopóki mój biedny mąż nie zachorował.
Pamiętam cię, kiedy byłaś małą dziewczynką.
Laura spodziewała się, że kobieta rozwinie teraz swe wspomnienia, ale to nie
nastąpiło. Siedziały w milczeniu aż do momentu, w którym dotarły do Central Park
South, gdzie kobieta skręciła na prawo. Zużyte zawieszenie fleetwooda
podzwaniało głośno na dziurach w nawierzchni i kratkach ściekowych, a
wycieraczki drżały i protestowały przy każdym wstrząsie. Powietrze w samochodzie
było tak duszne i przesycone perfumami, że Laura opuściła o parę cali okno po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl