[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jąc, że wpadam w złość. A on powiada zupełnie opanowany, spokojny i z uśmiesz-
kiem:
79
— Tylko się nie gorączkuj, Tewel! Ty wiesz — mówi — że nie jestem ci,
uchowaj Boże, wrogiem, chociaż jesteś Żydem. Ty wiesz — ciągnie dalej — że
ja Żydów lubię, że serce mnie boli za nich, za ich upór, za to, iż zacięli się i nie
chcą zrozumieć, że tu chodzi o ich dobro. . .
— O dobroci — przerywam mu — ojczulku, możesz ze mną teraz nie mówić,
gdyż każde słowo, które słyszę w tej chwili od ciebie, to dla mnie kropla jadu
śmiertelnego, kula — powiadam — z pistoletu trafiająca prosto w moje serce.
Skoro rzeczywiście jesteś moim przyjacielem, chciałbym cię prosić tylko o jedną
przysługę: moją córkę pozostaw w spokoju. . .
— Głupi z ciebie człowiek — mówi. — Twojej córce nic złego, broń Boże, się
nie stanie. Czeka ją teraz wielkie szczęście — powiada. — Dostaje — mówi —
narzeczonego, taki rok na mnie.
— Omejn! — powiadam niby z uśmiechem, a w sercu piekło gore! — Kto,
na przykład, jest tym narzeczonym, jeśli w ogóle dostąpiłem tej godności, ażeby
o tym wiedzieć?
— Powinieneś go znać; jest bardzo porządnym i uczciwym człowiekiem. Wy-
kształcony, choć zdobył wiedzę o własnych siłach. . . Przy tym zakochany jest
w twojej córce i pragnie się z nią ożenić, lecz nie może, ponieważ nie jest Żydem.
„Chwedko” — pomyślałem i jakiś dziwny żar zapłonął mi w głowie, a zimny
pot oblał całe ciało; ledwo usiedziałem na furmance. Ale zdradzić się z tym przed
nim — niedoczekanie jego! Jak nie pociągnę za lejce, jak nie smagnę szkapiny,
i „poszedł Mojsze Mordche” — czyli wyrwałem bez pożegnania — i jazda do
domu. . .
Wchodzę do izby. . . Aj, aj, aj! Świat się kończy! Dzieci z ukrytymi w podusz-
kach głowami szlochają, moja Gołde jest więcej na tamtym niż na tym świecie. . .
Szukam Chawy; gdzie Chawa? Nie muszę już wcale pytać, och i jej! Czuję smak
mąk piekielnych, pali we mnie niczym ogniem i nie wiem sam, przeciw komu. . .
Wziąłbym i sam siebie wychłostał. . . Rozkrzyczałem się na dzieci, a całe zgorzk-
niałe serce wylewam w kłótni z żoną. Nie mogę sobie miejsca znaleźć. Wycho-
dzę do stajni nakarmić konia i zastaję bydlę z jedną nogą spętaną po przeciwnej
stronie kojca. Chwytam więc kij i zaczynam je okładać, grzmocić, zdzierać skó-
rę, łamać kości: bodajbyś się spalił, ty ciemięgo jedna! Bodajbyś tak żył, jeśli
ja mam choćby ziarnko owsa dla ciebie! Zmartwienia, jeśli chcesz, dać ci mogę,
ciosy, utrapienia, plagi i nieszczęścia. . . Tak rozprawiam się z bydlęciem, lecz po
chwili zastanawiam się, że to przecież znęcanie się nad żywym stworzeniem, któ-
re jest Bogu ducha winne. Czego ja właściwie chcę od tego konia? Dosypuję mu
więc trochę sieczki i obiecuję, że z bożą wolą pokażę mu w sobotę koniczynkę
na czyjejś łące, i wracam z powrotem do mieszkania. Kładę się i leżę pełen bó-
lu i cierpienia, a głowa omal nie pęka mi od rozmyślań. Usiłuję dociec i pojąć
znaczenie tego wszystkiego, co zaszło. „Jaki grzech mój i jakie me przewinie-
nie” — czyli czymże ja, Tewje, zgrzeszyłem bardziej niż świat cały, iż ukarany
80
zostałem bardziej niż wszyscy Żydzi. Oj, Panie Wszechświata! „Cóż my i cóż ży-
wot nasz?” — czyli kimże ja jestem, iż stale o mnie pamiętasz? Wciąż się o mnie
troszczysz i nie dopuszczasz, żeby jeden chociaż cios, jedno zmartwienie, jedno
nieszczęście ominęło czasem Tewje!. . .
Gdy tak sobie medytuję leżąc jak na rozżarzonych węglach, słyszę, że moja
biedna żona wzdycha, aż serce się rwie słuchając jej westchnień.
— Gołde — powiadam — śpisz?. . .
— Nie — mówi — a bo co?. . .
— Nic — powiadam. — Jesteśmy pogrążeni głęboko, głęboko w ziemi. Może
wiesz, jaka jest rada na to, co należy robić?
— Ty pytasz mnie o radę, och i jej! Dziecko wstaje rano — mówi żona —
zdrowe, świeże, ubiera się — powiada — i nagle zaczyna mnie ściskać, całować
i płakać.. i nic nie mówi. Myślałam, że broń Boże, zwariowała! Pytam ją: „Co
ci jest, córko?” Mówi, że nic. Wychodzi na chwilkę do krów i znika. Czekam
godzinę, czekam dwie czekam trzy — gdzie Chawa? Nie ma Chawy! Odzywa się
więc do dzieci: „Podskoczcie no — mówię — na chwilkę do popa. . . ”
— Skąd ty — pytam — wiedziałaś, Gołde, że ona poszła do popa?
— Skąd ja wiedziałam? — odrzekła żona. — Och, ty moja dolo nieszczęśliwa! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl