X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To-sar posłusznie podążył jego śladem. Doskonale wiedział, dokąd
kierują się kroki wielkiego mistrza. Wspinali się coraz wyżej, mijając
kolejne piętra klasztoru, odprowadzani ukradkowymi spojrzeniami zza
przysłaniających okna kotar. Irga uśmiechnął się w duchu, znał bowiem te
spojrzenia. Sam nie tak dawno słał identyczne za wielkimi Bractwa,
których tajemnicze ścieżki niekiedy raczyły przeciąć jego, czekającego,
drogę. Dziś on był tym, który wzbudzał ukrywaną starannie ciekawość
młodszych braci. Ciekawość, podziw i szacunek.
Wspinaczka zakończyła się na płaskiej półce, stanowiącej dach
ostatniej kondygnacji, wykutej w litym kamieniu siedziby Zabójców. W
głębi, gdzie sztucznie poszerzona płaszczyzna stapiała się z górą wznosiły
się trzy gigantyczne skalne ostrza. Rozpoznał je, choć nigdy dotąd nie było
mu dane ich widzieć. Threkhte-n-Uoso, Zęby Góry, terytorium wiecznej
tęsknoty, miejsce symbolicznych obrzędów jej spełnienia. Rytuałów
rzadko odprawianych, bo historia znała nieliczne wypadki, gdy splot
wydarzeń sprowadzał w to miejsce niezbędne rekwizyty. Tu, do odciętej
od świata enklawy Oll-hirr.
Kki-daar zniknął w cieniu skalnych ostrzy. Do uszu To-sara dobiegł
stamtąd szum. Zza ołtarza wypełznął kłąb jasnej mgły. Rozlał się po całej
półce, odgradzając ją od eneiki nieprzejrzystym welonem. Irga miał
wrażenie, że się wznosi. Nie, nogi nadal tkwiły na kamiennej opoce, a
zenit i nadir pozostały na swych miejscach. Nic się nie zmieniło, ogarniało
go tylko jakieś dziwne, irracjonalne uczucie. Jakby zdolność percepcji
podzieliła się: jednocześnie był na dachu klasztoru i leciał wsysany przez
potężny, sinosrebmy wir.
Mistrz wyłonił się z mgły jak zjawa. W złączonych, wyciągniętych
przed siebie dłoniach trzymał coś, co z nieodpartą mocą przyciągało wzrok
Irgi. Mały, ciemny, lekko zakrzywiony stożek. Deuryon.
To-sar sięgnął do sakwy. Poczuł chłód szorstkiego kamienia. Zacisnął
kurczowo palce, czując mimowolną ulgę, że wolno mu wreszcie bezkarnie
to uczynić. Chłód Yorvilla stopniowo łagodniał wchłaniany przez ciepłą
dłoń. Wydobył kryształ. Trzymając go koniuszkami palców, zbliżył rękę
do uniesionych dłoni Kki-daara. Szept zaklęcia rozbrzmiał w chwili, gdy
kamienie zetknęły się. Błękitna iskra rozjaśniła na ułamek sekundy ich
ciemne wnętrza i zgasła, nim zdołali dojrzeć cokolwiek więcej.
 Poznały się  szepnął To-sar.
 Tak, lecz zabrakło sześciu, by mogły zespolić się na nowo  Kki--
daar zamknął Deuryon w dłoni.
 Po co to wszystko? Przecież wiadomo, że do zespolenia potrzeba
wszystkich ośmiu. I nie wystarczy zaklęcie poznania! Czy jest w tym...
 Mamy obowiązek próbować. I wierzyć, i mieć nadzieję, i tęsknić...
Tak kazał Trorr-ud.
Mgła rozwiewała się z wolna.
*
 Gdzie się podział To-sar?  spytał niewyraznie Jastihoreno, żując
leniwie zdzbło trawy. Jego ton wskazywał, że wcale nie oczekiwał
odpowiedzi. Siedzieli na tarasie przed wejściem do komnaty, wystawiając
twarze do ciepłych promieni Jasti i rozkoszując się ostatnimi chwilami
bezmyślnego nieróbstwa. Następnego dnia mieli mszyć dalej. Znowu w
podziemia. Wędrówka przez ciemność i strach stawała się czymś
powszednim. Początkowo mieli nadzieję, że zdołają przedostać się przez
tereny Urum do Toriyii, gdzie Iti chciał dowiedzieć się czegoś o
tajemniczej Wieży %7łycia, o której wspominały Tablice. Okazało się to
jednak niemożliwe. Krótka granica między państwem Ceranów a
księstwem eneików Urum była zamknięta. Władca z Worh, łamiąc
odwieczną, świętą regułę nienawiści, przyjął zwierzchnictwo Durlocku.
Poza tym próba penetracji Torivii w poszukiwaniu śladów Wieży skazana
była na porażkę: Torivowie dawno ulegli wpływom imperium, do
powstania którego walnie się niegdyś przyczynili. Jedyne, co mogli zrobić
wędrowcy, to przejść przez terytorium Durlocku wzdłuż jego wschodniej
rubieży, omijając Torivie, do Królestwa Shonnów. Wbrew pozorom była to
najbezpieczniejsza droga po tej stronie Smoczych Gór. Lesiste pogranicze
nad Urtem rzadko odwiedzali zbrojni z Morv. Zbyt wiele strasznych
legend krążyło o tych stronach, zbyt wyrazny był oddech Pustyni Zmierci.
Ziemia na wschodnim brzegu Senny, choć formalnie podlegała
Durlockowi, była właściwie niczyja. Czasem spotykano tam
zdziwaczałych samotników, wywodzących się spośród eneików lub tomów
bez przynależności plemiennej, których przodkowie przywędrowali w owe
strony po klęskach poniesionych przez oba torneńskie narody z rąk
bezwzględnych pobratymców z zachodu. Tam powinni znalezć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.