[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie było go jednak.
Zirytowany Robert poszedł szukać kamerdynera.
- Briggs, podczas mojej poprzedniej wizyty kto pracował tu jako
guwernantka?
Służący niespokojnie przestąpił z nogi na nogę, unikając wzroku
Roberta.
- Nie było tu w zasadzie guwernantki przed panną Langhurst.
- Wobec tego kto uczył dzieci?
- Panna Karolina, lordzie.
Zaskoczony Robert kiwnął głową i podziękował kamerdynerowi.
Zacisnął zęby, żeby nie zakląć na głos, po czym odwrócił się na pięcie
i wypadł na zewnątrz.
Karla oszukała go! A na domiar złego nie wyznała swojego
kłamstwa, gdy się bliżej poznali!
Rozdział 17
Człowiek zdeterminowany, który nie oszczędza koni, może
podróżować bardzo szybko. A Robert był nie tylko zdeterminowany -
był wściekły. W pierwszej napotkanej gospodzie zostawił swój powóz
i w dalszą drogę ruszył wierzchem, a Higginsowi zlecił powrót
zaprzęgiem. Mniej więcej dwadzieścia siedem godzin pózniej był już
w Londynie, a złość mu wcale nie przeszła. Mężczyzna, który przez
dwadzieścia siedem godzin podróżuje samotnie, ma możliwość
zastanowić się nad wieloma sprawami. Robert skorzystał z tej okazji i
ostatecznie jego złość skierowała się wcale nie przeciwko Karli.
Wciąż chciał z nią porozmawiać i dowiedzieć się, co skłoniło ją do
kłamstwa, ale uświadomił sobie, że to, co powiedziała mu o sytuacji
panny Lindquist, było w pełni prawdziwe, tylko że dotyczyło jej
samej.
Robert był wściekły na lady Padbury za to, że traktowała swoją
pasierbicę jak darmową służącą. Nie mógł sobie darować, iż podczas
zeszłomiesięcznej wizyty w Paddington Court nie zorientował sią, co
się dzieje z Karlą. Zrozumiał także, iż w Londynie dziewczyna nie
miała okazji, by wyjaśnić mu pobudki, które nią kierowały. Nie
wątpił, że zamierzała to zrobić, ale on już nie znajdował cierpliwości,
żeby czekać na ten moment.
Kochał ją. Chciał ją zabrać z domu macochy, kochać ją i
troszczyć się o nią tak, jak na to zasługiwała.
Przed wyjazdem z Londynu udało mu się osiągnąć pierwszy z
tych celów: Karla przeprowadziła się do lady Blackburn. Miał
nadzieję, że wciąż tam przebywała, choć lady Padbury mogła
pomyśleć, że jego wyjazd oznacza, iż zapomniał o swojej obietnicy.
Tak jednak nie było i jeśli wicehrabina znów zaczęła urządzać Karli
awantury, pożałuje tego.
Osiągnięcie drugiego celu było trudniejsze. Dla uczciwego i
honorowego mężczyzny fakt, że kobieta potrafiła dopuścić się
oszustwa, stanowił poważny problem. Poza tym nie wiedział, czy
Karla odwzajemnia jego uczucie. Ucieszyła się, że odnowili przyjazń
z lat dziecinnych, ale on pragnął więcej. O wiele więcej.
Pragnął jej miłości. Pragnął, by opromieniała jego życie. Pragnął,
by spełniły się jego marzenia. Obawiał się także, że podczas jego
nieobecności Karla oddała swe serce i rękę innemu.
W pierwszej chwili pod wpływem impulsu chciał udać się prosto
do rezydencji Blackburnów. Zmienił jednak zdanie. Przyzwoitość
wymagała, by pojawił się u lady Blackburn czysty i porządnie ubrany.
W domu ciotka przywitała go okrzykami radości, po czym
poinformowała, że tego wieczoru urządza małe przyjęcie. Robert
stłumił westchnienie i po kilku minutach udał się na górę. Zamierzał
się zdrzemnąć i wziąć kąpiel - w tej właśnie kolejności.
Dwie i pół godziny pózniej wypoczęty i przebrany zszedł na dół.
Nie wiedział, kogo Liwy zaprosiła na wieczór, ale miał nadzieję, że
goście szybko się pożegnają, by udać się na jakiś ważny bal. Jeśli
będzie miał szczęście, ciotka powie mu, jakie plany na ten dzień mają
Karla i lady Blackburn.
Gdy stanął w progu salonu, rozległo się kołatanie do drzwi.
Zanim zdążył zapytać ciotkę, kogo się spodziewa, Baxter wprowadził
do pokoju lady Blackburn, jej syna i Karlę. Robert uśmiechnął się
szeroko i poczuł, jak jego zmęczenie znika bez śladu. Na jego widok
Karla wykrzyknęła:
- Robercie! Jak miło znów pana widzieć! Nie wiedziałam, że
wrócił pan do Londynu.
Elston ukłonił się.
- Wróciłem zaledwie kilka godzin temu. Czy zgodzi się pani
towarzyszyć mi jutro podczas przejażdżki do parku?
- Bardzo bym chciała, ale jestem już umówiona z Fair - faxem. -
Karla uśmiechnęła się ponuro.
- W takim razie we środę? Czy ma już pani zajęty cały tydzień?
Dziewczyna roześmiała się wesoło.
- Oczywiście, że nie.
Karla odwróciła się do lady Blackburn, by spytać ją o
pozwolenie. Robert szybko szepnął jej do ucha:
- Karlo, muszę z panią porozmawiać w cztery oczy.
Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa, zastanawiając się, co tak
ważnego miał jej do powiedzenia, że nie obawiał się złamać norm
dobrego wychowania.
- Ja też muszę panu coś wyznać - szepnęła, po czym dodała
normalnym tonem: - Z przyjemnością pojadę z panem do parku we
środę, lordzie.
- Czy mogę przyjechać po panią o czwartej?
- Tak, Robercie - odparła lady Blackburn.
Elston podszedł z Karlą do sofy i usiadł obok dziewczyny. Nie
chciał czekać do środy z poważną rozmową, ale mógł nie mieć innego
wyjścia.
- Może po kolacji pokazałby mi pan ogród... i portret ojca? -
zaproponowała nieśmiało Karla.
Uradowany Elston kiwnął głową.
- Czy podróż się udała? - spytała Karla.
- Nie załatwiłem tego, co chciałem, ale dowiedziałem się ważnej
rzeczy.
Dziewczyna czekała, by rozwinął tę myśl, ale Robert zapytał:
- Czy nie wie pani, kogo jeszcze moja ciotka zaprosiła na
dzisiejszy wieczór?
- Nie. - Po chwili wahania dodała: - To przyjęcie z okazji pana
urodzin.
- A niech mnie - mruknął. Ciotka zawsze przywiązywała uwagę
do dat. - Ale moje urodziny są dopiero dwudziestego szóstego.
- Dziś jest dwudziesty szósty. Poniedziałek. Robert uśmiechnął
się rozbawiony.
- Jestem jeszcze zmęczony po podróży. Rozmowę przerwało im
przybycie kolejnej grupy gości. Robert, co prawda, ucieszył się na
widok Dunnleya, Fairfaxa, Howe'a, Randora i Brewstera, ale wolałby
spędzić więcej czasu sam na sam z Karlą. Liczył na to, że po kolacji
uda im się kontynuować rozmowę.
Od Dunnleya dowiedział się, że wicehrabia wrócił do Londynu w
zeszłym tygodniu razem z George'em, ale Weymouth został w stolicy
tylko dwa dni. Nie udało się odnalezć Beth, więc ponownie wyruszył
na poszukiwania.
Kolacja upłynęła w spokojnej, przyjaznej atmosferze. Robert miło
pogawędził z przyjaciółmi, ale wcale się nie zmartwił, gdy wszyscy
mniej więcej godzinę po posiłku zebrali się do wyjścia.
Ciotka zaproponowała partyjkę wista, ale Robert miał inne plany.
- Może pózniej, ciociu. Chciałbym teraz pokazać Karli portrety
rodziców.
Lady Lavinia i lady Blackburn spojrzały na niego zdziwione.
- Och, pamiętał pan o mojej prośbie! - odezwała się na szczęście
Karla.
Lady Blackburn uśmiechnęła się i kiwnęła przyzwalająco głową.
W gabinecie Robert pokazał Karli obrazy, po czym usiedli w
fotelach przed kominkiem. Między nimi stał pokryty książkami i
dokumentami stół.
- Powiedziała pani, że chciała ze mną porozmawiać. Czyżby
macocha znowu zaczęła panią nękać?
- Nie. - Karla spuściła wzrok.
- Cieszę się.
- Robercie, nie widziałam się z macochą ani Lydią od dnia, gdy
się od nich wyprowadziłam! Za każdym razem, gdy przychodzę -
nawet rano - nie ma ich w domu.
- Trzeba przyznać, że to niezwykłe.
- Właśnie. Tym bardziej że wicehrabina i Lydia w zasadzie nie
wstają z łóżek przed południem.
- A czy chodzą na przyjęcia?
- Ja ich nigdzie nie widziałam. Harris twierdzi, że wychodzą
każdego wieczoru, ale... - Karla wzruszyła ramionami bezradnie.
- Odwiedzę je jutro. Jeśli ich nie zastanę, zapytam kamerdynera,
na jakie przyjęcie się wybierają.
- Mnie nie przyszło do głowy, żeby o to pytać. Zawsze myślę, że
spotkam się z nimi następnego dnia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]