[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ze mną.
Claire wsunęła obręcz na ramię, czując się dość głupio. Nie miała jednak wyboru.
Papier był dziwny w dotyku, a po chwili przyssał się do skóry jak żywe stworzenie. Claire w panice
usiłowała go zerwać, ale przywarł tak ściśle, że nie mogła uchwycić krawędzi.
Nagle przeszył ją ból, który potrwał kilka sekund, po czym papier sam opadł na podłogę.
Kartka, która sfrunęła na ziemię, była pusta. Litery zostały na skórze Claire - a właściwie pod skórą,
jak tatuaż.
Znaki się poruszały. Claire z obrzydzeniem odwróciła wzrok. Nie miała pojęcia, co oznaczają napisy,
ale czuła, że coś się w niej dzieje...
Przestała czuć strach i gniew.
- Przysięgnij mi wierność - zażądał Bishop. - W dawnym języku.
Claire uklękła i wypowiedziała słowa przysięgi w języku, którego nawet nie znała. Ani przez chwilę nie
wątpiła, że postępuje słusznie. Czuła się wręcz szczęśliwa. Coś w niej krzyczało: To on cię zmusza do
tego! - ale nie była w stanie się tym przejąć.
- Co mam zrobić z twoimi przyjaciółmi? - spytał Bishop.
- Wszystko mi jedno. - Nie obchodziło jej nawet to, że Eve zaczęła płakać.
- Pewnego dnia znów się o nich zatroszczysz. Tyle mogę ci obiecać. W każdym razie Eve może odejść,
nie jest mi potrzebna.
- Wszystko mi jedno - powtórzyła Claire, wzruszając ramionami.
Wcale nie było jej wszystko jedno, wiedziała o tym, ale jakoś nie potrafiła się zmusić, by to poczuć.
- Odejdz. - Bishop uśmiechnął się zimno do Eve. - Biegnij. Znajdz Amelie i powiedz jej, że przejąłem
władzę w mieście oraz wszystko, co było dla niej cenne. Powiedz też, że mam książkę. Jeśli chce ją
odzyskać, musi sama po nią przyjść.
Eve z wściekłością otarła łzy z oczu.
- Przyjdzie. - Wbiła gniewne spojrzenie w Bishopa. - A ja przyjdę wraz z nią. Jeszcze nie wygrałeś. To
nasze miasto i zamierzamy cię stąd wyrzucić, choćbyśmy mieli zginąć.
Wszystkie wampiry wybuchnęły śmiechem.
- W takim razie czekam - powiedział Bishop. - Wszyscy będziemy czekać, prawda, Claire?
- Owszem - zgodziła się i usiadła u jego stóp. - Wszyscy będziemy czekać.
Bishop pstryknął palcami.
- W takim razie czas rozpocząć uroczystość. A rano pomówimy o tym, jak zarządzać Morganville.
Według mojej woli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]