[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ingebjorg pokręciła głową.
- Nic więcej. Ale cena była wysoka.
- Jak wysoka?
- Pół marki. Tyle samo, co za pól włóki ziemi.
- Tyle zażądała za uwolnienie cię od myśli o nim? Ingebjorg przytaknęła.
Oblewał ją zimny pot. Może
Bergtor słyszał o kobietach, które chodziły do Heid, pomyślała. Może
nawet wie, ile to kosztuje.
Bergtor odwrócił twarz i długo siedział ze wzrokiem wbitym w podłogę. I
milczał. W końcu rzekł z troską w głosie:
- Mam nadzieję, że ty niczego przede mną nie ukrywasz, Ingebjorg. W
przyszłą niedzielę ma się odbyć nasz ślub, a ja nie chciałbym kłaść się do
małżeńskiego łoża z osobą, która nie jest wobec mnie szczera.
- Co miałabym ukrywać? - Sama zauważyła, że jej głos brzmi żałośnie.
Ale jest już za pózno, żeby się przyznać.
Znowu zwrócił ku niej twarz.
- Tego nie wiem, Ingebjorg. Jesteś jedyną osobą, która może mi na to
odpowiedzieć.
Ingebjorg nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Bergtor głęboko
zaczerpnął powietrza.
- Ja bardzo cię cenię, Ingebjorg, i nie mogłem się doczekać, kiedy
zostaniesz moją żoną. Ale pojawił się ten drugi i przestraszyłem się, że zle
cię oceniałem. %7łe mimo wszystko nie jesteś nietknięta. Zarazem jednak po-
wtarzałem sobie, że nie mogę oczekiwać, iż dostanę żonę, która nigdy nie
spojrzała na innego mężczyznę.
Umilkł na chwilę, a potem mówił dalej:
- Kiedy mi powiedziałaś, że chciałabyś pójść za moją radą i odwiedzić
Heid, najpierw się przeraziłem, bo to świadczyło, że o nim nie zapomniałaś.
Zdołałem jednak przemienić zło w dobro, pomyślałem, że twoje zachowanie
godne jest pochwały, bo chcesz zrobić wszystko, co możliwe, by wyrzucić
go z serca.
Znowu umilkł, kręcił się niespokojnie, jakby szukał właściwych słów.
- Kiedy rano zobaczyłem, że jesteś chora, przeniknął mnie lodowaty
strach. Wstyd mi było się do tego przyznać, ale przez chwilę uważałem, że
nie jesteś taka niewinna, jak mi się zdawało.
Znowu zwrócił się ku niej i ujął jej rękę.
- Czy możesz mi wybaczyć? To strach sprowadzał na mnie takie złe myśli.
Ingebjorg jakby miała w głowie gniazdo os. W jednej chwili myślała, że
musi wyznać mu prawdę. Zaraz jednak, przerażona, odrzuciła ten pomysł.
Matka by od tego umarła. Poza tym istnieje jeszcze nadzieja, że może
zacznie krwawić.
- Byłam chora - wyjaśniła. Przerwał jej i mocno przycisnął rękę.
- Ja wiem, Ingebjorg, i tak się wstydzę, że w ciebie zwątpiłem. Tylko
wydawała mi się dziwna ta zaraza powodująca wymioty i wysoką gorączkę,
a zarazem przyprawiająca cię o utratę przytomności. Ale teraz nie będziemy
już o tym rozmawiać. - Wstał. - Pomogę ci zejść na dół, mam nadzieję, że
mdłości ustąpiły i będziesz mogła trochę zjeść. Nie chcę chudej panny
młodej!
Ingebjorg poszła za nim na dół. Muszę iść do siry Eiri-ka i się
wyspowiadać, pomyślała. Krewniakowi matki, sirze Kjetilowi, nie mogę
wyznać mojego wielkiego grzechu!
Kiedy weszli do izby w starym domu, ciotka Gudrun nakrywała jak do
gości. Przykryła stół małym obrusem, zapaliła łojową świecę, choć to jasny
poranek, i właśnie układała cienkie podpłomyki, masło i ser. Matka przy-
niosła piwa z komory, a teraz nalewała kaszę z masłem do pięknej
drewnianej misy.
- Czekamy na gości? - spytała Ingebjorg zdumiona. Gudrun uśmiechnęła
się.
- Znam lepszy powód do świętowania - odparła zagadkowo.
Ingebjorg spoglądała na nią zaciekawiona.
- Panna młoda wyzdrowiała i całe Sasmundgard się cieszy. Ingebjorg
poczuła, że wstyd ją pali i, skrępowana, spuściła głowę.
Kiedy tylko usiadła przy stole i zobaczyła wystawne jedzenie, znowu
pojawiła się fala mdłości. Zrozpaczona, próbowała je stłumić, ale bez
rezultatu. Wymamrotała jakieś przeprosiny i wybiegła na chwiejnych
nogach. Tym razem już na kamiennej płycie przed domem żołądek
dosłownie podszedł jej do gardła, ale zwymiotowała mało co.
Kiedy znowu wróciła do izby, oczy wszystkich skierowały się na nią.
Matka i ciotka Gudrun patrzyły zmartwione, stryjowie zaciekawieni, ale we
wzroku Bergtora znowu pojawiła się podejrzliwość.
- Matko, myślę, że jednak muszę iść do znachorki Asty. To nie jest zwykła
choroba - rzekła krótko. Potem usiadła przy stole ze spuszczoną głową, nie
miała odwagi spojrzeć nikomu w oczy.
- Pójdę z tobą - oznajmił Bergtor stanowczo. Ingebjorg zwróciła się ku
niemu.
- Nie ma takiej potrzeby. Lepiej, żeby nowy dom był gotowy na wesele.
- I tak będzie - odparł spokojnie, patrząc jej w oczy z wielką powagą.
Ingebjorg podjęła jeszcze jedną próbę.
- Ale... ale mogę przecież wziąć Ravna do towarzystwa, jeśli uważacie, że
to konieczne.
- Przecież można znachorkę sprowadzić tutaj - zaprotestowała matka. -
Ravn po nią pójdzie.
Jak ja się teraz wyspowiadam u siry Eirika, myślała Ingebjorg zgnębiona.
A jeśli Bóg mi nie wybaczy, krwawić nie zacznę.
Znachorka Asta przyszła jeszcze tego samego popołudnia. Ingebjorg
pociła się ze zdenerwowania. Czy znachorka od razu się zorientuje, co jej
dolega? I powie to matce?
- Mogłabym zostać z nią sama? - poprosiła, kiedy usłyszały na zewnątrz
głosy i domyśliły się, że to Asta.
Matka spojrzała na nią zdumiona.
- Sama ze znachorka? Przecież ja muszę słyszeć, co ci dolega!
- Dowiesz się pózniej, ale tak się boję, widząc, jak cię martwi moja
choroba.
Matka wzruszyła ramionami, wyraznie dając do zrozumienia, że jej się to
nie podoba, ale Ingebjorg z ulgą stwierdziła, że wyszła, wprowadziwszy
mądrą kobietę do izby.
Znachorka usiadła na stołku, zrobionym z grubego bala, dokładnie
naprzeciwko ławy, na której siedziała Ingebjorg. Nie mówiła nic,
wpatrywała się tylko w dziewczynę małymi, zmrużonymi oczyma. Ingebjorg
nie widziała jej od tamtej pory, kiedy pojechała po zioła dla matki. Wtedy
jednak nie miała czasu z nią rozmawiać, ani uważniej się jej przyjrzeć.
Zapomniała, jaka Asta jest wytworna. Miała na sobie ciemną, mocno do-
pasowaną suknię, złote ozdoby na szyi i na palcach, a na głowie nosiła złoty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl