[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przywykła, a poza tym Ole jej się podobał. Był przystojny, mądry i obdarzony naturalnym
wdziękiem. Za jasnowłosym chłopcem z Hemsedal na ulicy odwracały się i matki, i córki.
- Sophie, zaproponuj mu wspólną przejażdżkę konną. Udawaj, że wstydzisz się tego, co
zrobiłam, i chciałabyś wszystko załagodzić. Od tego zależy nasza przyszłość!
Alice odwróciła się od okna i popatrzyła na córkę. Sophie była piękną dziewczyną, może
trochę zbyt chudą.
Z innego okna, w głównym skrzydle, na widok Olego zamrugała para łagodnych oczu, z
sympatią patrząc na młodego chłopca, który w tak krótkim czasie oczarował wszystkich. Służbę,
stajennych, wieśniaków, a nawet bankiera. Wszyscy mieli o nim dobre zdanie. W ciągu lata w
pałacu zapanował pogodniejszy nastrój. Tina nie miała wątpliwości, że to za sprawą Olego.
Pracowała w Sorholm już od kilku lat i wiedziała, czego może się spodziewać. Niełatwy był los
pokojówki pod nadzorem pana Madsa i pani Alice. Dni często wypełniały zaskakujące polecenia,
nieobliczalne humory i wybuchy złości. Ale od przyjazdu pani Hannah i jej syna codzienność z
wolna zmieniała się na lepsze. Jedyną osobą niezadowoloną z obecności Olego wydawała się Alice.
Tina od pierwszej chwili poczuła sympatię do Hannah i jej syna. Między panią a pokojówką
nawiązało się ciche porozumienie. Tina obiecała mieć oko na Olego podczas pobytu Hannah w
Norwegii i zamierzała się z tego wywiązać. Nie była wcale przekonana, czy rodzina pani Alice
szczerze uśmiecha się do młodego Norwega.
Ole przeciął dziedziniec i głównym wejściem wszedł do holu na parterze. Zamierzał spędzić
kilka dni w pałacu przed powrotem do Kopenhagi i już cieszył się na wspólną kolację z
Flemmingiem. Doktor zapowiedział, że ma mu do przekazania wielką nowinę, i chłopak nie mógł
się już doczekać.
W holu szerokie schody z dwóch stron prowadziły na piętro.
Ole pokonał kilka stopni i wtedy zauważył postać stojącą na górnej kondygnacji. Gdy się
zorientował, kto to jest, zatrzymał się i skinął głową.
Sophie nerwowo przesuwała palcami po balustradzie, uśmiechając się niepewnie. Już od
pewnego czasu nie rozmawiała z Olem w cztery oczy. Poczuła rumieniec występujący na policzki.
Onieśmielało ją coś w jego spojrzeniu. Nie umiała określić, czy jest podejrzliwe, pełne podziwu czy
chłodne. Na pewno jednak nie było wrogie.
- Dawno cię nie widziałam. Podoba ci się Kopenhaga? W jej głosie dała się wyczuć
niepewność. Ale Ole pomógł jej, chętnie odpowiadając:
- To miasto, w którym nieustannie tętni życie. Codziennie uczę się mnóstwa nowych rzeczy
i stale odkrywam nowe miejsca. Ale bankier nie daje mi zbyt dużo wolnego, więc głównie ciężko
pracuję.
- Pewnie będziesz umiał mnożyć pieniądze. Ole zdziwiony uniósł brwi.
- Mam na myśli to, że będziesz się znal na rachunkach...
- No tak, rzeczywiście, lubię zajmować się buchalterią.
- Zostaniesz tu kilka dni? Ole kiwnął głową.
- Może wybierzemy się na konną przejażdżkę? W mieście chyba nieczęsto masz ku temu
okazję.
Sophie mówiła szybko i nerwowo, lecz Ole nie wiedział, czy to szczera nieśmiałość, czy
raczej udawana kokieteria.
- Zwietny pomysł. Może jutro po śniadaniu?
- Bardzo chętnie.
Dziewczyna lekkim krokiem zbiegła z ostatnich stopni. Zanim dotarła do drzwi, odwróciła
się jeszcze i posłała Olemu uśmiech.
Nie pozostawał obojętny na czarujące uśmiechy Sophie, ale w jej towarzystwie nigdy nie
czuł się swobodnie. Podobnie jak w obecności Alice, zawsze miał wrażenie, że atmosfera
przesycona jest fałszem.
Szybkim krokiem skierował się w stronę małego gabinetu. Zamierzał poświęcić kilka
godzin na przejrzenie starych rachunków w nadziei, że coś znajdzie, jakąś pomyłkę lub oszustwo.
Gorąco pragnął wykazać się przed bankierem nowo nabytymi umiejętnościami. Ole otworzył drzwi
i stanął jak wryty. Po całym pokoju porozrzucane były papiery, pożółkłe kartki zapisane starannym
pismem i nowsze dokumenty z szeregami liczb i pieczęci. Otwarte szuflady i puste półki
świadczyły o czyimś pośpiechu. Lampa na biurku stała niebezpiecznie blisko krawędzi, a kałamarz
i pióra leżały w stosie papierów na podłodze. W otwartym oknie powiewały zasłony, lecz Ole
nawet przez moment nie pomyślał, że człowiek, który przeszukał gabinet, wszedł tamtędy. Pokój
mieścił się na piętrze, dość wysoko nad ziemią, a drabina przystawiona do okna wzbudziłaby
zdziwienie. Kogo mogły interesować dokumenty dworu? Czego w nich szukano?
Ole delikatnie zamknął drzwi za sobą, na wszelki wypadek przekręcił klucz w zamku.
Czekało go mnóstwo pracy.
Wieczorem, kiedy Flemming i Ole zostali sami w bibliotece, chłopak wspomniał o tym, co
się stało.
- Zauważyłeś, by coś zginęło? Ole pokręcił głową.
- Na razie jeszcze nie orientuję się we wszystkim tak dobrze. Ale bardzo chciałbym
wiedzieć, kto mógłby posunąć się do takiego kroku. Czego on się boi i czego szukał?
- On albo ona - zauważył Flemming. - Sądzę, że mądrze zrobisz, nie rozpowiadając o tym
zdarzeniu. A nuż ktoś się zdradzi?
Ole spostrzegł, że Flemming wygląda dziś wyjątkowo, błyszczały mu oczy, a na ustach czaił
się tajemniczy uśmiech. Czyżby tak rozbawiło go włamanie? Nie, nie krył dobrego humoru od
przyjazdu, musi więc chodzić o coś innego.
Popatrzył pytająco na lekarza. Mężczyzna wesoło mrugnął do niego.
- Na pewno się zastanawiasz, co mam ci do powiedzenia. - Flemming zrobił poważną minę.
- Wiesz, że twoja matka i ja czujemy do siebie wielką sympatię?
Ole kiwnął głową, z trudem zachowując powagę. A więc o to chodzi! Nic by go bardziej nie
ucieszyło, niż gdyby matka zechciała poślubić Flemminga. Zasłużyła na lepszego męża niż jego
ojciec. Słuchał teraz spokojnie i uważnie słów Flemminga, myśląc jednocześnie, że doktor mógł od
razu powiedzieć, w czym rzecz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl