[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zawistowski. Były na tyle dobre, że przyjęły się w szkole.
Wróciła Kaśka z Markońcem.
- Kupiłeś? - I Zawistowski wyciągnął rękę po jego bilety. - O, zupełnie inny rząd... to
nic, spotkamy się po filmie.
Patrzyłem zdumiony, co on robi. Rozerwał oba bilety Markońca, jeden zatrzymał, a
drugi podał Kaśce.
- Chodzmy! - powiedział. - Już pózno.
Nikt nie zaprotestował. Markoniec spojrzał tylko szybko na Kaśkę, ale udała, że tego
nie widzi. Weszliśmy do kina. A Kmita, kiedy siadał między mną a Markońcem, mruknął nie
wiadomo do kogo:
- Coś mi się wydaje, że oni bardzo zaprzyjaznili się przez te parę minut...
- Możliwe - odpowiedział spokojnie Markoniec. - Przecież to ładna dziewczyna.
Zawistowski miał zagrania. Pod kinem  Wars po raz pierwszy się o tym
przekonałem, ale potem obaj z Kmitą często dochodziliśmy do wniosku, że nigdy nie można
przewidzieć, z czym Zawistowski i kiedy wystrzeli. Ciągle nas zaskakiwał.
Teraz też. Przez całą trzecią lekcję, niewiele zwracając uwagi na to, o co chodzi przy
tablicy, obserwowałem klasę. Widać było wyraznie, jak zmienia się w niej nastrój. Zaczynały
krążyć kartki, wymieniano porozumiewawcze spojrzenia. Zawistowski działał.
Na przerwie znowu zgromadził koło siebie zainteresowanych całą sprawą.
Podszedłem do nich. Mówili wciąż o tym samym, tylko coraz goręcej.
- Posłuchajcie, co wymyśliłem - zaczął Kowal. - Markoniec mógł nagadać
Iwanickiemu o nas trzech coś takiego, że tamten musiał nas wyłączyć z rewanżu, choćby
drużyna miała bez nas przegrać.
- Na przykład co?
- Nie wiem. Różne rzeczy można zmyślić. Ale coś takiego, o czym my nie wiemy. Bo
przecież ta cała gadka o złych stopniach i zachowaniu Kmity to nie są poważne argumenty.
Jakie znaczenie może mieć dla stopni jeden dzień, jeden mecz?
- Mogło tak być - zgodził się Kmita. - Ale dlaczego to zrobił?
- O to właśnie cały czas chodzi. Jakie Markoniec miał motywy? Prywatnych, czy
nawet osobistych, też nie można wykluczyć. Przychodzi wam coś do głowy? - spytał
Zawistowski.
Nic nam nie przychodziło. Nic takiego, co by w jasny sposób tłumaczyło, dlaczego
Markoniec tuż przed meczem rewanżowym postanowił uderzyć akurat w nas trzech: w Kmitę,
we mnie i w Kowala, który ani z Kmitą, ani ze mną nigdy nie miał nic wspólnego. Zaczynała
więc wracać myśl, którą Zawistowski podsunął wcześniej, na dziedzińcu szkoły.
- Jest pewne, że bez nas trzech Markoniec nie wygra tego meczu - powiedział Kmita. -
Iwanicki też musi sobie z tego zdawać sprawę. To jest murowane. I dlatego ja niczego nie
rozumiem. Chyba że... nie chcą, rzeczywiście nie chcą wygrać meczu. Albo tylko Markoniec
nie chce! A Iwanicki został przez niego w jakiś sposób wprowadzony w błąd.
- Rozumujesz logicznie, owszem - pokiwał głową Zawistowski. - Doszliście więc
nareszcie do czegoś. A powiedzcie mi jeszcze, z kim wy w ogóle gracie? I o co? O pietruszkę
czy o coś ważnego? Co będzie, jeśli drużyna przegra ten rewanż?
Zbaranieliśmy zupełnie, wszyscy.
- Czyś ty na głowę upadł? To ty dopiero teraz o to pytasz? - oburzył się jeden i drugi
kibic. - Grają z  Błękitnymi , to jest kombinowany skład z Mokotowa, oparty na juniorach
 Warszawianki . Przecież to finał rozgrywek warszawskich. Nie wiedziałeś?
- Słuchaj no, Zawistowski! Jeśli ty nawet nie wiesz, z kim i o co gramy, to co ciebie to
wszystko aż tak obchodzi?
- Przecież ciebie zupełnie sport nie interesuje!
- Ani trochę - odpowiedział Zawistowski.
- Naprawdę nie wiedziałeś? - gorączkował się Kmita. - No to o czym my w ogóle z
tobą rozmawiamy? Nas krew zalewa od wczoraj, a ten idiota właściwie nie wie, o co nam
idzie! Wiesz, że to przechodzi wszelkie pojęcie. Odejdz, bo jak cię rąbnę...
Zawistowski uśmiechnął się grzecznie jak na imieninach u cioci i powtórzył pytanie:
- Powiedzcie mi, co będzie, jeśli drużyna przegra niedzielny rewanż?
- Jeśli nasi przegrają z gorszym stosunkiem bramek, niż wygraliśmy w czwartek, to
 Błękitni pojadą w lipcu na obóz i turniej do Berlina, a nie my. Gramy o to, kto będzie
reprezentował Warszawę, jasne?
Oburzony Kowal zamierzał odwrócić się z niechęcią, jeszcze moment i wszyscy
byśmy się rozeszli. I właśnie wtedy Zawistowski powiedział głośno, ale bardzo spokojnie:
- %7łeby było zupełnie jasne: wcale mnie nie obchodzą te wasze głupie mecze. Nic a
nic. Na boisku możecie się kopać, ile wlezie. Ale teraz kopiecie się poza boiskiem i to
zaczyna być ciekawe. Bo to już jest afera! I to poważna afera...
Kowal wlepił w Zawistowskiego wybałuszone oczy i głośno przełknął ślinę. Kmita
kiwnął głową, ja milczałem. Wszyscy spoważnieli i wreszcie padło to pytanie, na które
Zawistowski jakby czekał.
- Więc co robić?
- W całej szkole rozpowszechnić jak najszybciej wiadomość, że nasza drużyna przegra
niedzielny mecz i nie wyjedzie za granicę, ponieważ tak postanowił Markoniec -
odpowiedział Zawistowski. - Rozumiecie dobrze? Tylko tyle możemy zrobić, ale to już jest
bardzo wiele. Powinien powstać spory szum.
7.
Mijały lekcje i przerwy, coraz więcej osób z różnych klas dowiadywało się o tym, o
czym chcieliśmy, żeby dowiedzieli się wszyscy. Sprawa dawno wyszła z naszej klasy, u nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl