[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rady i zeszła do kuchni. Kawa w dzbanku była jeszcze gorąca, ale stała zbyt
długo i była gorzka. Nic jeszcze nie jadła od rana i po tych wszystkich
prze\yciach poczuła się słabo. Nalała sobie trochę mleka, wypiła je i z ulgą
stwierdziła, \e to był świetny pomysł. śołądek uspokoił się nieco. Zawsze lubiła
mleko i tym razem pomogło jej jak zwykle.
Slade kilkakrotnie przemierzał schody w górę i w dół, a\ wreszcie wszedł do
kuchni.
- Wszystko gotowe - powiedział cicho.
- Dzięki. - Nie był to szczyt elegancji, ale wcią\ nie potrafiła zmusić się do
spojrzenia na niego. Slade zauwa\ył szklankę po mleku w jej ręku.
- Jadłaś coś dzisiaj?
Pokręciła przecząco głową. Była zniecierpliwiona.
- To zupełnie nieistotne. Nie mam zamiaru rozmawiać z tobą na jakikolwiek
inny temat poza tym, który mnie interesuje. Powiedz mi, dlaczego wydawało ci
się, \e musiałeś kłamać? Dlaczego nie powiedziałeś mi całej prawdy, jak tylko
tu przyjechałam?
Odpowiedział przyciszonym tonem:
- Tylko raz skłamałem. Kiedy powiedziałem, \e nie wiem, w jaki sposób Jason
Moorland wszedł w posiadanie połowy rancza.
- Mam rozumieć, \e twoja arogancja, ciągłe unikanie mnie, nie powinno być
brane pod uwagę? Przykro mi, ale ja to widzę zupełnie inaczej. Według mnie,
od chwili, kiedy się tu pojawiłam, kłamałeś.
- Było coś więcej. Kochaliśmy się. - Niemal upuściła szklankę, wstrząśnięta
jego słowami.
- Jak śmiesz wspominać o tym?! - Głos jej dr\ał. - Nigdy ci tego nie wybaczę.
Dobry Bo\e, ty wszystko wiedziałeś, a mimo to...
Dr\ała jak liść na wietrze. Złapała mocno oparcie krzesła, szukając czegoś, na
czym mogłaby się wesprzeć. Slade pospieszył jej natychmiast z pomocą. Złapał
ją mocno za ramię.
- Lepiej siadaj - powiedział bezbarwnym tonem i pomógł jej usiąść. Przysunął
sobie drugie krzesło.
- Mam zamiar wszystko ci wyjaśnić. Zgadza się, powinienem był powiedzieć ci
o tym od razu, jak tylko przyjechałaś. Ale nie zrobiłem tego.
Dr\ącą ręką uniosła szklankę z mlekiem. Chciała wszystkiego wysłuchać, ale, z
drugiej strony, nie mogła znieść jego obecności. Jedynym rozsądnym wyjściem
była ucieczka z rancza, ucieczka od Slade'a. Kiedy będzie u siebie, mo\e łatwiej
przyjdzie jej wszystko przemyśleć.
Ale wtedy nie dowie się, dlaczego Jason tak jej nie ufał. Dlaczego nie
powiedział jej, \e ma syna? Tak bardzo chciała mieć dziecko. On przyznał jej,
\e dziecko byłoby dla nich czymś cudownym. Ale nie mogła zajść w cią\ę.
Nawet postanowiła przeprowadzić wszystkie niezbędne badania. Uzgodniła to
ju\ ze swoim lekarzem. Niestety, nagły atak serca Jasona wszystko przekreślił.
Teraz zrozumiała, \e nie mieli dziecka z jej winy...
Mówił powoli, wyraznie. Widać było, \e przywoływanie dawnych, zatartych
wspomnień pełnych bólu i cierpienia, sprawia mu trudność.
- Przyjechał tutaj trzydzieści trzy lata temu. Poznali się. Zostali kochankami.
Trący z trudem zbierała myśli:
- Dowiedziałeś się tego od matki?
- Tak. Kiedy powiedziała mu, \e jest w cią\y, opuścił ją. To wszystko na ten
temat. Tylko suche fakty. A ty i ja odczuwamy jeszcze dziś ich skutki.
- A ranczo? - spytała.
Slade wystawił nogi i przyglądał się swoim wyczyszczonym butom.
- Mniej więcej miesiąc po jego zniknięciu, matka otrzymała list od adwokata.
Zawiadamiał ją, \e Jason Moorland nabył prawa do tego rancza, a połowę z nich
zapisał jej.
-I?
- Nie ma \adnego  i". To wszystko, co wiem. A, jeszcze to, \e jej rodzina
sprzeciwiała się przyjmowaniu takich kosztownych podarunków, ale matka
zerwała z nimi kontakt i przyjęła połowę rancza. Kiedy byłem starszy,
powiedziała mi, \e zrobiła to dla mnie. Kiedy zmarła, odziedziczyłem ranczo.
Tak samo, jak ty po Jasonie. Zostaliśmy wspólnikami w wyniku wielkiej,
krzywdzącej niesprawiedliwości, która wydarzyła się ponad trzydzieści lat temu.
Zmieszne, prawda?
Trący to jeszcze nie wystarczyło.
- Dlaczego zostawił twoją matkę? Slade spojrzał na nią uwa\nie.
- Powiedziałem ci ju\. Dlatego, \e była w cią\y.
- To dlaczego podarował jej połowę tego rancza? Nawet trzydzieści lat temu
było warte fortunę.
Slade nie potrafił powstrzymać gorzkiego uśmiechu:
- Pewnie poczucie winy. Có\ innego?
- Poczucie winy... - powtórzyła Trący w zamyśleniu. Tak, to brzmiało
prawdopodobnie. Mę\czyzna, który porzuca kobietę w cią\y, chce zagłuszyć
wyrzuty sumienia chojnością.
- No dobrze, ale dlaczego nie zapisał jej całego rancza? - To pytanie zadała
bardziej sobie ni\ jemu.
- Rzeczywiście, to dobre pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Dlaczego zatrzymał połowę
rancza?
Zdała sobie sprawę, \e zaczynają mówić o dwóch ró\nych rzeczach,
postanowiła więc zakończyć tę rozmowę. Podniosła się z krzesła.
- To wszystko. Nie mam ju\ pytań.
- Nawet na mój temat?
- Zwłaszcza na twój temat. Zaczekam na zewnątrz. Slade pobiegł za nią. Złapał
ją za ramiona i obrócił do siebie.
- Nie mo\esz tak po prostu odjechać! A co z nami?
- Z nami? Nie ma \adnego  my".
- Przecie\ wiesz, \e jest inaczej...
- Zwariowałeś? Nie mogę znieść myśli o tym, co się stało, a ty wyobra\asz
sobie, \e między nami mo\e jeszcze być cokolwiek? - wyrwała ramię z jego
uścisku.
- Zale\y mi na tobie.
- Tak, to akurat wiem - odparła ostro. - Mniej więcej tak, jak na niezłej dziwce.
- Mój Bo\e... - Slade pobladł wyraznie. - Jak mo\esz tak mówić? Nigdy tak o
tobie nie pomyślałem.
- A jak o mnie myślałeś? Czy byłeś w stanie dostrzec, jak bardzo chciałam, aby
nam było dobrze?
- Głos się jej załamał. - Rzeczywiście, jesteś bękartem. I nie chodzi mi o twoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl