[ Pobierz całość w formacie PDF ]

takie jak „American Investigator", byle tylko nie przeoczyć
żadnego szczegółu. Co by powiedziała urocza Beth Lang-
don, gdyby jej potwierdził, że Harrison Montgomery ukry­
wa przed wyborcami mroczny sekret z przeszłości? Zwo­
lennicy senatora nie mieli pojęcia o istnieniu jego nieślub­
nego syna. Jak by zareagowała, gdyby wyznał, że męż­
czyzna, który zaprosił ją na obiad i był w niej chyba
zakochany, to ów tajemniczy potomek senatora?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Beth nie mogła zapomnieć słów Reese'a: „Jestem zde­
cydowanym przeciwnikiem wywlekania na widok publicz­
ny cudzych sekretów". Tak właśnie powiedział. Gdy szli
roześmiani do jego ulubionej restauracji, próbowała wy­
rzucić z pamięci to zdanie. Daremnie. Spędziła w towarzy­
stwie Marchanda miłe popołudnie. Gdy wróciła do nad­
morskiej willi, ogarnęło ją poczucie winy; miała łzy
w oczach.
Wkrótce zadzwonił Eugene Sprague. Beth była już spa­
kowana. Postanowiła wyjechać i zostawć Reese'a w spo­
koju. Nie była w stanie wykonać powierzonej misji. Chcia­
ła wrócić do Stanów pierwszym samolotem. Natychmiast
powiedziała o tym swemu szefowi.
- Beth - zaczął Eugene pojednawczym tonem - zdaję
sobie sprawę, że przywykłaś do spokojnego i niezbyt emo­
cjonującego trybu życia, jakie tu wiedziemy. Nic dziwne­
go, że męczy cię towarzystwo ludzi pokroju Marchanda,
ale...
Beth uderzyła pięścią w blat eleganckiego biurka i prze­
rwała szefowi.
- Nie o to chodzi. Mam dość roli, którą muszę tu grać.
Nie zamierzam dłużej oszukiwać człowieka, który nabrał
do mnie zaufania!
- Rozczulasz się nad sobą teraz, gdy osiągnęłaś zamie­
rzony cel? Facet ci wierzy, a ty dzielisz włos na czworo,
zamiast kuć żelazo, póki gorące? - perorował zirytowany
Eugene. - Posłuchaj mojej rady: weź pigułkę na uspoko­
jenie.
- Mam wyrzuty sumienia. Medykamenty nic na to nie
pomogą.
- Trudno. Każda misja wymaga ofiar. Musisz poświęcić
się dla sprawy. Mniejsza o sumienie.
- To nie jest takie proste. Marchand nie może płacić za
grzechy młodości Harrisona Montgomery'ego. Bądź ła­
skaw pamiętać, że nikt sobie nie wybiera rodziców. Dla­
czego Reese miałby cierpieć, skoro to pan senator jest
łajdakiem?
- Przestań mi prawić morały. Jestem pewny, że ten facet
szuka rozgłosu. Na pewno nie będzie miał do ciebie żad­
nych pretensji.
- Nazbyt pochopnie go oceniasz.
- Nie jestem durniem, Beth - odparł spokojnie Eugene.
- Wiem, co ci leży na sercu.
- Czy mógłbyś wyrażać się jaśniej?
- Kiedy zrobisz, co do ciebie należy i wrócisz do kraju,
dam ci długi urlop, żebyś mogła wybić sobie z głowy sen­
tymentalne bzdury.
Beth ścisnęła mocniej słuchawkę i opadła na krzesło
stojące przy biurku. Czyżby Eugene domyślił się, że na jej
decyzję ma wpływ coś więcej niż tylko zwykła ludzka
przyzwoitość? Mylił się, to pewne. Uległa zwodniczemu
urokowi wspaniałego mężczyzny, ale o miłości nie może
być mowy. Cóż za absurdalny pomysł!
- Przyznaję, że Reese Marchand jest przystojny jak
amant filmowy, ale twoja sugestia wydaje mi się... po
prostu śmieszna.
- Zapewne masz rację - odparł spokojnie Eugene. -
Gotów jestem to przyznać, ale i ty posłuchaj mojej rady.
Przestań zawracać sobie głowę bzdurami i skup się na waż­
nych sprawach. Nasza sytuacja nie wygląda najlepiej. Pre­
zydent traci szanse. Pomyśl o schroniskach dla bezdom­
nych, moja droga. To sprawi, że ujrzysz sprawy w odpo­
wiedniej perspektywie. Rozumiesz, co mam na myśli,
Beth? Nie mam dla ciebie dobrych nowin. Posłuchaj jutro
wiadomości. Wkrótce zadzwonię.
- Poczekaj! Eugene, o co chodzi? Nie odkładaj słucha­
wki. - Rozległ się cichy trzask. Beth potrząsnęła aparatem
telefonicznym i poderwała się z krzesła. Zaklęła cicho i za­
częła rozpakowywać walizki.
Następnego dnia wyruszyli jaguarem Reese'a do wiej­
skiej rezydencji. Beth usiłowała stłumić poczucie winy, ale
wystarczyło jedno spojrzenie na potargane, kędzierzawe
włosy, przeciwsłoneczne okulary zsunięte na czubek nosa
i nadgryzione kurze udko w ręku głodnego jak wilk męż­
czyzny, by uświadomiła sobie, że jest podłą intrygantką,
gotową pogrążyć bezbronnego człowieka. Ścisnęła mocno
kierownicę i utkwiła spojrzenie w przednią szybę. Trzeba
nad sobą panować. Niepotrzebnie rozczulała się nad Mar­
chandem. To dorosły mężczyzna. Gdy prawda o Beth i jej
misji wyjdzie na jaw, Reese wzruszy pewnie ramionami,
przejdzie nad tym do porządku dziennego i dla uspokojenia
nerwów spróbuje znów szczęścia w kasynie.
Beth postanowiła zapomnieć o skrupułach. Zerknęła na
Reese'a i ruchem głowy wskazała kurze udko.
- Oto powód, dla którego nalegałam, że powinnam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl