[ Pobierz całość w formacie PDF ]

DOZWIADCZONE!!! ODJAZD TOTALNY!!!
A potem zapalał papierosa i wtykał mi go w usta. Spowiadał się ze wszystkich detali i
szczegółów. Wszystkie wymyślone! A ja musiałem tego słuchać.
- WIESZ, MUSIAAEM WYJZ Z DOMU, WIESZ! TYLKO PO CHLEB...
ROZUMIESZ!!!...
Dowiadywałem się, co powiedziała ona, i dlaczego tak, co on jej/odpowiedział, i
dlaczego nie inaczej, co robili, a czego zaniechali, i dlaczego zaniechali...
Przegłosowano, że nieetatowi pracownicy pomocniczy mieli otrzymywać za każdą
nadliczbową godzinę dodatek w wysokości pięćdziesięciu procent ich wynagrodzenia
zasadniczego.
Nasi bossowie poradzili sobie z tym znakomicie, obciążając dodatkową pracą
etatowych. Osiem albo dziesięć minut przed końcem pracy, około 2.48 nad ranem, rozlegał
się komunikat z głośnika:
 Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli o godzinie 18.18.
pracują dzisiaj jedną godzinę dłużej .
Janko piał z radości, przysuwał się do mnie bliżej i sączył mi dalej te swoje  trucizny .
Prawie godzinę pózniej, po dziewiątej godzinie pracy, ciepły głos z głośnika
komunikował:
 Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli pracę o godzinie
18.18, pracują dziś dłużej o dwie godziny .
To samo powtórzyło się raz jeszcze, po upływie godziny:
 Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli pracę o godzinie
18.18, pracują dziś trzy godziny dłużej .
Janko nie zdawał chyba sobie sprawy, że gęba nie zamyka mu się ani na pół sekundy.
- SIEDZIAAEM WAAZNIE W KANTYNIE, ROZUMIESZ!, A TU WAL TAKIE
DWIE CAAKIEM W PORZDKU UFRYZOWANE MUFKI!!! NO, MÓWI CI, SIADAJ
OBOK, JEDNA PO PRAWEJ, A TA DRUGA PO LEWEJ... ROZUMIESZ...
KLIMATYZACJA SIADA!
Wykańczał mnie, a ja nie potrafiłem temu zapobiec. Myślałem wtedy o własnej
przeszłości, ratowałem się zamykaniem się w sobie, aż tu pewnego dnia oświeciło mnie, tak,
wszystkie mocno walnięte pijusy ciągnęły do mnie. Ja byłem im potrzebny. Tylko po co? Aż
wreszcie nadszedł dzień, w którym Janko wręczył mi... swoją właśnie ukończoną powieść.
Nie potrafił pisać na maszynie, oddał więc manuskrypt do biura przepisywania na maszynie.
Powieść zapakowana była w niezwykle elegancką skórzaną okładkę. Tytuł piekielnie
romantyczny.
- CIESZYABYM SI, GDYBYZ TO PRZECZYTAA - głośno skwitował.
Aż do tego stopnia... - nie chciało mi się kończyć zdania.
20
Powieść zawiozłem do domu. Otworzyłem piwo, ulokowałem się wygodnie w wyrze i
zanurzyłem w dziele.
Początek był wcale niezły. Autor opisywał siebie, małego chłopca, mieszkającego w
ciasnym pokoju i często cierpiącego głód, bez pracy, bez szansy odwiedzania szkoły. Miał
duże tarapaty z pośrednikami mającymi załatwić mu jakąś pracę, aż tu nagle poznaje w barze
jegomościa, robiącego na chłopcu dobre wrażenie. Bohater zaczyna darzyć tego jegomościa
przyjaznią. Ten przyjaciel pożycza od małego Janko jakieś niewielkie sumy pieniężne,
których chłopczyna ma nigdy więcej nie zobaczyć. Bardzo uczciwy, rzetelny i poczciwy,
mocno autobiograficzny początek. Może zle oceniam tego  autora - myślałem coraz częściej
o koledze z pracy. Postanowiłem więc opowiedzieć się po stronie bohatera powieści. Ale
dzieło zaczynało się rozpadać, a kiedy autor zaczął opisywać swoje przeżycia dziejące się w
znanym też i mnie urzędzie pocztowym, to wtedy cała sprawa rozmydliła się, a gęste sosy
banalności czyniły ją ciężko strawną.
Im dalej, tym gorzej. Ostatni rozdział dzieje się w operze, właśnie wszyscy opuszczają
loże, żeby zapalić papierosa w kuluarach, a nasz bohater chce umknąć niejakiemu Mobowi,
głupiemu i wulgarnemu naciągaczowi. To też mogłem jakoś jeszcze pokapować. Ale kiedy
omijając jedną z licznych kolumn korytarza, zderzył się z niezwykłej urody damską, i
oczywiście zniewalającą wdziękami istotą, która to istota o mało co nie byłaby przez niego
staranowana, to wszystko nagle zaczyna się dziać za szybko i za bezboleśnie. Tym bardziej,
że autor serwuje nam taki oto dialog:
-  Och, bardzo mi przykro!
- Nic nie szkodzi.
- Naprawdę nie chciałem, mam nadzieję, że... jest mi bardzo przykro...
- Zapewniam pana, że nic się nie stało.
- Rzeczywiście... czy aby pani tak myśli?
I taki dialog wali autor prawie na dwie strony! Musiało mu ostro odbić! Okazało się
dalej, że ta kobietka, mimo że zdążyła już sama obejść wszystkie kolumny na wszystkich
piętrach gmachu operowego, była ze swoim mężem, lekarzem, nie czującym się najlepiej w
przybytku operowej muzy, a nawet nie rozróżniającym  Bolera Ravela od de Falli
 Trójgraniastego kapelusza . I w tym momencie poczułem sympatię do lekarza.
Zderzenie przy kolumnie miało swoje reperkusje. Te dwie niezwykle wrażliwe i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl