[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do klasy spotkałem Z.C.* Na drugiej lekcji oddano mi list od pana Lesmana.
Dziękuje mi najprzód za chęć podtrzymania Liry, potem dodaje, że jeżeli ja
uważam za stosowne, aby pomieścić w Lirze Polskiej tłoma-czenia Szewczenki, to
on gotów się na to zgodzić. Przy tym prosi, by mu przysłać więcej tłomaczeń tego
pieśniarza, a przy tym dodaje, żebym był łaskaw przyjąć od niego pierwsze cztery
tomy Liry Polskiej po wyjściu IV.
Aatwo się domyślić, jak mię ten list ucieszył.
Na pauzie ksiądz przywołał Kazia Wojnę i kazał mu wybrać z naszej klasy dwu
najenergiczniejszych i najrozumniejszych, aby ci przyszli do niego. Wybrano mnie
i Wodzyńskiego. Wchodzimy tam: był tam już Wielowieyski, Lipiński (VIII),
Auszczki ewicz i Skowroński (VII).
Ksiądz zaczął się usprawiedliwiać przed nami ze swego postępowania.
 Zmuszony byłem do tego ostatecznością, mówił, inaczej postąpić nie mogłem.
Ponieważ zaś doszły mię z różnych stron głosy, a dziś ostrzeżony zostałem także
bezimiennym anonimem, że spotka mię nieprzyjemność i kompromitacja, wezwałem
więc was, byście wy wpływem swoim uspokajać się starali tego rodzaju wydarzenia.
Tu, w Krakowskiem naszym, od czasów Jagiełły był kulmen naszego życia
narodowego, tu najpierwsza kolebka obrony naszej ziemi całej  i to Krakowskie
miałoby dziś zmazać się taką plamą? Pamiętajcie, że ja nie boję się bynajmniej
żadnych zaczepek. Sam chodzić będę wszędzie, sam stanę przeciwko takim wyrzutkom
z żelaznym czołem, ja Jan[em] Chrzcicielem, Jeremiaszem, obywatelem kraju i
kapłanem będę!
Proszę was, byście wy wpływem waszym wstrzymali te rozruchy, bądzcie wy
katolikami i obywatelami naszej ziemi, opamiętajcie szalonych! Jeżeli nie będę
widział poprawy, postępować będę jak przedtem, i powtarzam, że będę Janem
Chrzcicielem, Jeremiaszem i Chryzostomem!"
Pożegnaliśmy go i obiecali, że o ile to od nas zależeć będzie, starać się
będziemy, by powstrzymać wszelkie rozruchy. Przekonany teraz jestem o jego
prawości zupełnie i przyjmuję jego stronę w zupełności. Sam widzę, że na
postępowanie uczniów gimnazjum teraz nie ma środka innego. Starać się będę, by
spełnić włożony na mnie obowiązek. Bądzmy Polakami dobrymi i katolikami dobrymi,
a nie będzie tego rodzaju afer hańbiących nas!
5 kwietnia (czwartek). Imieniny mojego ukochanego Tatusia! Wczoraj był,
powinszowałem mu, a oprócz tego napisałem powinszowanie.
Mówiłem z historii. Znowu nie jesteśmy dobrze z p. Bemem1.
6 kwietnia. Byłem u spowiedzi u księdza Tajlora. Najważniejsza sprawa
załatwiona. Po spowiedzi spotkałem się z Edziem i poszliśmy do Dewitza. Gdyśmy
stamtąd wracali, spotkałem się z H.* Powiedziano mi, że rodzice jej wyprowadzili
się z Kielc, ucieszyłem się więc jak nigdy. Na spokojne sumienie moje upadły
znowu te jej oczęta, wielkie jak morze lazuru... Obejrzała się kilka razy.
Po południu byłem pod Karczówką z Piątowskim, Miku-łowskirn i Czaplickim. Po
powrocie stamtąd szedłem do domu i dostałem od Stasia Czarkowskiego bukiecik
fiołków. Spotkałem się z Edziem i obaj spotkaliśmy znów Ludkę. Szła do domu,
odprowadziłem ją więc i dałem jej fiołki. Podziękowała mi serdecznie, gdyż
założyła się z p. Zlasnowskim, że on jej pierwszy ich da bukiecik. Przegrał
więc. Rozmawialiśmy dosyć długo.
Wieczorem pisałem moją powieść, którą poświęciłem moje-
12  Dzienniki t. I
178
DZIENNIKI, TOMIK II
mu ukochanemu profesorowi. Jest to najpierwsza obszerniejsza moja praca,
malująca moje dążności i kierunek respubli-kański, jaki on we mnie rozbudził.
7 kwietnia (sobota). Byłem pod Karczówką. Były tam i p[anny] C. Spotykamy się
tam codziennie. Wieczorem byłem w teatrze na sztuce pt. Biedni miasta Warszawy.*
Jest to dobre bardzo, postać %7łyda (p. Jejde) oddaną została mistrzowsko. Przed
teatrem byłem u Halika. Jeszcze nikt nie powiedział mi prawdy tak otwarcie jak
on. Przedstawił mi całe moje położenie w jasnym świetle. Wdzięczny mu jestem za
to do śmierci. Postanowiłem wziąć się szczerzej do realnej pracy.
8 kwietnia (niedziela). Po kościele uczyłem się religii. O 5 wyszedłem na
miasto. Spotkałem tam Helenę. Znowu te modre oczy mię ścigają! Pózniej byłem pod
Karczówką. Wieczorem pisałem dalej powieść. Dawno już nie miałem takiego
natchnienia. Gdym się położył spać o llJ/2  dziwny mię na pół sen, na pół jaw
opanowały. Słyszałem jakiejś muzyki, jakichś śpiewów oddalonych dzwięki, a takie
czarowne, takie cudne... Azy mi płynęły po twarzy  nie wiem, co mi było?
Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się coś podobnego. Tak mi było słodko  tak
rozkosznie. Chciałbym był tak żyć wiecznie i muzykę tę boską słyszeć...
Usnąłem tej muzyki ukołysany dzwiękami... Sny mię cudne, złote ścigały:
widziałem oczęta niebieskie, patrzące na mnie tak, że niebo całe i ziemi
piękności widziałem w nich odbite... Co to było?  nie wiem. Nagroda może z ręki
Bogarodzicy za walkę ze sobą, za zwycięstwo cnoty nad zmysłowymi hydrami!
Umrzeć śród snu takiego  nie pragnąłbym więcej niczego...
9 kwietnia (poniedziałek). Pisałem do końca powieści część pierwszą.
KIELCE, 1883
179
10 kwietnia (wtorek). Był Tatuś. Znowu słaby na astmę. Był u Wokułskiego.
Mówiłem z polskiego o Górnickim, dostałem 5. Kiedyś Edek oddał panu Bemowi przez
Ruśkiewicza [swoje wiersze]. Dziś oddał kajet z ,,psalmami bólu", i rzekł:
 Proszę powiedzieć autorowi, aby przeczytał najpierw gramatykę Małeckiego,
stylistykę Mecherzyńskiego, historią Szujskiego i logikę Stru-vego. Zdaje się,
że autor unikał w tym, co pisał, umyślnie spotkania się z logiką. To, co pisał
%7łeromski, nosi na sobie ślady zarodku talentu, a tu nie tylko talentu, ale
logiki najmniejszej nie widać. Autor ten należy do całej falangi marzycieli-
patrio-tów, nie znających zupełnie historii i nie znających logiki". %7łal mi
serdecznie Edka. Jak tu jemu powiedzieć o tym wyroku?  Zmartwi się chłopaczysko
ogromnie...
11 kwietnia (środa). Byłem po południu pod Karczówką, a wieczorem uczyłem się
historii Rosji i powszechnej.
12 kwietnia (czwartek). Byłem u Halika po południu. Potem pod Karczówką.
Spotkałem tam Ludkę. Zmierzyła mię dziwnie jakoś wyniosłym spojrzeniem.
Ciekawym, czy nie zawiniłem czym znowu?
Wracałem do domu i spotkałem H. Znów mię ścigają blaski tych niebieskich
ocząt...
Jak do obrazka Niepokalanej Tak ja do ciebie modlitwę ślę... Tyś mi nieznana, ja
ci nieznany, A jednak dobrze, dobrze znam cię...
Och!  bo masz takie oczy chabrowe, W takie anielskie błyszczące blaski, W tak
cudnych skrętach włosy twe płowe Spod ściągającej płyną opaski,
12*
180
DZIENNIKI, TOMIK II
%7łe gdym raz oczy przykuł do ciebie Już ich oderwać  nie w mojej mocy.., Takie
oczęta chyba gdzieś w niebie W gwiazdek postaci błyszczą śród nocy...
Kocham, ach, kocham twoje oczęta, Płowych warkoczy twych kocham sploty Całą twą
postać, niewinna, święta, Kocham... umieram bez cię z tęsknoty.
Gdybyś, anielska moja, wiedziała, Jaka radości błyska jutrzenka l W sercu mym
biednym, gdy twoja biała Przemknie przed okiem śliczna sukienka.
Pod niebios kloszem, wielkim, sklepionym, Gdy sam zostanę z mymi dumkami  Widzą
tam tylko w sercu zmęczonym Oczęta twoje, zalane łzami...
Przebacz, kochana, sercu pieśniarza, %7łe cię piosenką smutną unudzi, Lecz zrób tę
łaskę: niech się rozżarza Miłość w tym sercu, śmianym przez ludzi.
Ja nic nie pragnę; nic, nic, Heleno, I wzajemności nawet nie życzę  Dozwól mi
tylko: niechaj mię żeną Harpie miłości czyste, dziewicze...
Lira ma prosta, z prostego drzewa, Kiedy mi brzdąknie twoim imieniem, Dumka mi
jakoś sama się śpiewa, Boleść opada z serca kamieniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl