[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Siedziała przez chwilę w zamyśleniu. Poczucie winy walczyło w mej z uczuciem ulgi. Przynajmniej
wie teraz, że Jeannie chętnie przyjmie ją z powrotem. Podejrzewała nawet, że Nicky się na to
zgodzi, jeśli tylko płacić im będzie za mieszkanie i jedzenie i opiekować się Robertem, kiedy oni
będą w pracy.
Nie miała tylko pojęcia, jak miałaby zarobić na swoje utrzymanie, równocześnie opiekując się
małym.
Może jednak nie wszystko wygląda tak beznadziejnie, jak się obawiała. Owszem, spózniła się na
rejs, co oznacza, że straciła mnóstwo pieniędzy. Z drugiej jednak strony
przeżywa romans, o którym w domu nigdy by nie marzyła, nawet gdyby był tam ktoś w ogóle wart
zainteresowania.
Widziała miejsca, których nigdy nie spodziewała się zobaczyć. Zawsze marzyła o podróżach i teraz
jej się one trafiły. Nic nie powstrzymywało jej przed powrotem do domu, do dawnej rutyny, do
opieki nad Robertem, dopóki jego rodzice nie wydorośleją.
O dziwo jednak, ta perspektywa nie była już tak pociągająca, jak jeszcze kilka dni temu.
Jaks odkładał to tak długo, jak mógł, dokładnie dwa dni, ale w końcu pojechał na drugi koniec
miasta, do domu, którego adres podała mu Lina. Tam mieszkała Hetty z Sunny.
Powinien chyba wcześniej zadzwonić. Przecież może ich nie być w domu. W taki dzień, pierwszy
od prawie tygodnia bez śladu deszczu, Hetty pewnie wzięła space-rówkę i obie panie wybrały się na
zwiedzanie okolicy.
Miał nadzieję, że mieszkanie znajduje się w przyzwoitej dzielnicy. Lina go o tym zapewniała, a ori
ufał swojej sekretarce bezgranicznie.
Co oznaczało, że są na świecie już dwie kobiety, którym ufa. To rekord. Musi uważać. Dla
mężczyzny takiego jak on to poważne obciążenie.
Mieszkanie mieściło się w jednym ze starych domów w pobliżu college'u, które przerobiono na
lokale dla studentów. Było mniej więcej takie samo jak wszystkie tego typu - ani lepsze, ani gorsze.
Jaks jeszcze raz stwierdził, że musi jak najszybciej znalezć odpowiedni dom.
Na klatce schodowej pachniało zeschłą pizzą, dymem papierosowym, kadzidłem i odświeżać zem
powietrza. Starając się zbyt głęboko nie oddychać, wspiął się na schody. Zanim dotarł na drugie
piętro i nacisnął dzwonek, był już poważnie zaniepokojony. Schody były wąskie i strome. %7łeby
wyjść na spacer, Hetty będzie musiała najpierw sprowadzić na dół wózek, a potem wrócić po Sunny.
Męczące zadanie.
- Jaks! Nnnnie... Nie spodziewałam się ciebie.
- Te schody są bardzo niebezpieczne.
- Schody?
- Może powinienem najpierw zadzwonić, ale... Jesteś zajęta?
Była jeszcze piękniejsza, niż pamiętał, mimo że wokół pasa owinięty miała mokry ręcznik i trzymała
wierzgające dziecko pod pachą.
- Cześć, maleńka - powitał córeczkę, chwytając jej bosą stopkę. - Hej, uśmiecha się. Myślisz, że
mnie poznaje?
- Oczywiście, że cię poznaje. Jesteś jej ojcem. Wejdz i pozwól mi zamknąć drzwi, bo robi się zimno.
Wszedł, ale stał niepewnie pośrodku pokoju, dopóki Hetty nie kazała mu usiąść.
- Stojąc tak, zabierasz zbyt wiele miejsca. Mieszkanie rzeczywiście było niewielkie. Wpadło mu
nawet do głowy słowo: ciasne. Były w nim typowe studenckie meble, łącznie z najprostszymi
półkami, biurkiem, zapadniętą kanapą i kilkoma krzesłami.
- Jak widzę, znakomicie się urządziłyście.
No, dalej, zachwyć ją swoim talentem towarzyskim, powiedział sobie w duchu.
- Lina wszystkim się zajęła. Zapłaciła za hotel i w ogóle. Pozwoliła mi nawet zatrzymać się w
supermarkecie, bo jadanie na mieście z dzieckiem nie jest najlepszym rozwiązaniem.
- Przecież mogłyście coś zamówić. Pozwól... - Jaks sięgnął po portfel.
- Nie.
Przez chwilę kłócili się o jej pensję. Hetty nie chciała żadnej zaliczki, bo, według niej, byłby to
rodzaj długu.
- Lina zrobiła zapas jedzenia. Zapłaciła twoją kartą kredytową, więc niczego nam nie brakuje. Mamy
dwupal-nikową maszynkę i maleńką lodówkę, więc znakomicie damy sobie radę, prawda, malutka?
Sunny mruknęła coś w odpowiedzi.
- Chyba skończę ją ubierać.
Zdenerwowany z kilku powodów, Jaks patrzył, jak Hetty znika w sypialni. Zastanawiał się, czy jest
równie zakłopotana jak on i czy z tego samego powodu. Byli po raz pierwszy razem od ich miłosnej
nocy. Wyszedł, zanim się obudziła. Wmawiał sobie, że potrzebuje czasu, by pójść do domu, wziąć
prysznic i ogolić się przed pójściem do pracy.
Prawda jednak była zupełnie inna. To, co w tamtej chwili czuł, po prostu go przeraziło.
Zaklął pod nosem i po nędznej imitacji perskiego dywanu podszedł do okna. Patrząc na jadące ulicą
samochody, przekonywał samego siebie, że powinien wejść za Hetty do sypialni i raz na zawsze
wyjaśnić całą sprawę.
Tyle tylko, że wtedy skończyłoby się to dużo gorzej.
Jak na inteligentnego, rozsądnego faceta, popełniał błąd za błędem.
Teoretycznie Hetty jest jego pracownicą. Nie myślał
o niej w ten sposób, ale tym właśnie była. Tylko dlatego nie zapłacił jej za miesiąc z góry, bo
odmówiła. %7łeby nie urazić jej dumy, zgodził się na pewien rodzaj barteru. Ona będzie się zajmowała
jego córką, a on opłaci wszystkie poniesione przez nią koszty. Zgodziła się na to, choć niezbyt
chętnie.
Jakkolwiek jednak by na to patrzeć, była jego pracownicą, a on ją uwiódł. Co stawiało to wszystko,
co zaszło, w zupełnie innym świetle. Jako prawnik nie mógł zignorować tego aspektu.
Już chciał wejść do sypialni i wszystko ustawić tak jak należy, kiedy Hetty pojawiła się w saloniku,
zamykając za sobą drzwi.
- No, chyba na jakiś czas ją zajęłam. Kupiłam jej trochę zabawek. Mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko temu. Kiedy się zmęczy zabawą, dam jej mleko i banana. Potem przygotuję kolację.
Jaks patrzył na nią zaskoczony. Podziwiał jej spokój
i opanowanie. On sam bynajmniej nie był spokojny. Pragnął Hetty i bał się tego uczucia.
Czy ona to w ogóle zauważyła? Czy jest jej to obojętne? Czy z nich dwojga tylko on coś czuje?
Cholera!
- Chyba już pójdę - oświadczył nagle. - Myślałem, że zajrzę i zobaczę, jak się miewa Sunny, ale
skoro śpi...
- Jaks...
- Jutro znów będę oglądał kolejne domy, może więc nie będę miał czasu...
- Jaks?
- I mam kilka umówionych opiekunek. Lina...
- Jackson!
- Co?
Hetty potrząsnęła głową.
- Czy nie słyszysz, jak oboje wrzeszczymy? I zupełnie nie wiem, dlaczego. Myślałam, że
rozstaliśmy się w przyjazni. Mam rację?
Jaks nerwowym gestem przeczesał palcami włosy i opadł na krzesło.
- Tak, masz rację. Jestem po prostu wytrącony z równowagi. To dla mnie nowe doświadczenie.
- Co? To, że jesteś ojcem? Ze kupujesz dom?
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Hetty, możesz wierzyć lub nie, ale nie umiem spędzić nocy z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl