[ Pobierz całość w formacie PDF ]
leżał na podłodze przed kominkiem, opatulony po samą szyję kilkoma ciepłymi
kocami. Keely musiała mnie przykryć, kiedy wstała, pomyślał z rozczuleniem.
Ogień wciąż płonął, więc dorzuciła też kilka polan. Zdziwił się, że go nie
obudziła. Zazwyczaj miał bardzo lekki sen.
Przyczesał potargane włosy i powoli wstał. Szare światło przesączało się
przez zasłony, informując, że niebo wciąż zasnuwają chmury. Gdy zerknął na
zegar, zorientował się, że ranek dawno już minął. Michael nigdy tak długo nie
sypiał.
Przypomniał sobie wydarzenia ubiegłej nocy i przestał się dziwić, że spał
dłużej i mocniej niż zazwyczaj. Między upojnymi chwilami dwa razy wędrował
do łazienki i kuchni po leki, jednak Keely na swój słodki sposób sprawiała, że
zanim zaczęły naprawdę działać, przestawał odczuwać ból.
Tak czy inaczej to cud, że w ogóle mogę chodzić, pomyślał z uśmiechem.
Sięgnął po szlafrok, szczelnie się opatulił i sztywno wstał z podłogi.
Kolano wciąż było posiniaczone i spuchnięte, bardzo bolało podczas zginania.
Pewnie jednak wyląduję u lekarza, pomyślał z niechęcią. Ale to pózniej. Kolano
mogło poczekać, aż drogi zostaną oczyszczone i znów będzie można po nich
bezpiecznie się poruszać.
Keely? zawołał, zastanawiając się, czy poszła do kuchni, czy też do
łazienki.
Wciąż nie było prądu, co tłumaczyło brak zapachu kawy, który go witał
każdego ranka, ale mimo wszystko spodziewał się, że skoro Keely już wstała,
zakrzątnie się wokół śniadania. Jednak dom był tak cichy, jakby Michael
przebywał w nim sam.
Keely? powtórzył głośniej i powoli ruszył do kuchni.
Przez kuchenne okno dostrzegł, że na pokryte lodem drogi napadało sporo
śniegu. Był to tak niecodzienny widok w tych stronach, że zanim Michael podjął
swoje poszukiwania, stał przez chwilę, podziwiając nieskazitelną biel.
Jednak Keely nigdzie nie było. Gdy wyjrzał przez drzwi na zewnątrz,
dostrzegł ślady stóp prowadzące do furtki.
Przesunął dłonią po włosach w geście bezsilności. Do diabła, o czym ona
myślała, wychodząc z domu w taką pogodę? Nie pamiętała, że pod ślicznym
śniegiem kryje się grozna warstwa lodu? Nie miał pojęcia, jak długo jej nie było.
A jeśli upadła i gdzieś leży, wzywając na próżno pomocy? pomyślał
przerażony.
Jonah miał rację, gdy kazał mu pilnować swojej impulsywnej siostry.
Michaela oblał zimny pot, gdy uświadomił sobie, co powie i zrobi mu
Jonah, kiedy dowie się, co jego siostra wyprawiała podczas burzy.
Błyskawicznie jak na swój obolały stan przygotował się do wyjścia. Miał
na sobie białą koszulę z długimi rękawami, czarny blezer i luzne spodnie, które
nie krępowały ruchów. Narzucił ciepłą kurtkę i wsunął wysokie buty, myśląc, że
będzie musiał iść długo po śladach Keely, aż ją odnajdzie. Zapewne zajmie mu to
sporo czasu ze względu na niesprawne kolano, ale był pewien, że ją w końcu
odszuka.
Zalała go fala ulgi, kiedy usłyszał chrobot kluczy w zamku.
Michael, wróciłam! zawołała Keely od drzwi.
Głęboko odetchnął i rozluznił napięte mięśnie. Była w domu. Cała i
zdrowa, sądząc po radosnym brzmieniu głosu.
Dopiero teraz zaczął się zastanawiać, czy Keely nie żałuje spędzonej z nim
nocy. Może dlatego wybrała się rano na długi, samotny spacer?
Znalazł ją w kuchni. Na stole stał termos Jonaha, wypchana papierowa
torba i świeżutka gazeta. Keely zrzucała właśnie kolejną warstwę ubrania. Na
krześle wisiała już kurtka z kapturem, czapka, gruby sweter i ciepłe rękawiczki.
Została w dżinsach i cienkim sweterku. Ośnieżone buty musiała zostawić przed
wejściem, pomyślał, patrząc na jej zaczerwienione od mrozu policzki. Keely
miała też czerwony czubek nosa, a jej włosy naelektryzowały się od czapki i nie
chciały spokojnie leżeć. Kiedy dostrzegła go w drzwiach, ciepły blask rozjaśnił
jej oczy, a na usta wypłynął powitalny uśmiech. Michael ucieszył się jej
pogodnym nastrojem.
Przyniosłam kawę i pączki. Wskazała na torbę i termos. Dostałam
wszystko w tym sklepiku, który jest parę przecznic stąd dodała z dumą.
Parę przecznic? powtórzył zdumiony. To ponad kilometr od domu!
Przyjemny spacer. Wzruszyła ramionami. Jest cudownie! Dawno nie
mieliśmy śniegu, a teraz wszędzie biało.
Keely, martwiłem się o ciebie. Mogłaś upaść na lodzie. Co z twoją
kostką?
Wszystko w porządku. Ucieszyła ją jego troska. Była tylko lekko
zwichnięta. Poza tym uważałam. Trochę się ślizgałam, ale moje buty mają dobre
podeszwy, a ja unikałam oblodzonych miejsc. Spacer bardzo mi się przydał, a
teraz zamierzam napić się kawy i przejrzeć gazetę.
Michael zrezygnował z kłótni. Był wytrącony z równowagi i brakło mu
zwykłej pewności siebie. Chciał dobrze zrozumieć i poznać myśli i uczucia
Keely, lecz bał się o to zapytać. Zerknął na gazetę.
Czytałaś już swój horoskop?
Oczywiście, że nie. Wyjęła z szafki dwie filiżanki. Zawsze czytam
horoskopy na głos.
Myślisz, że dziś będzie tam coś ciekawego? Jakieś ostrzeżenia przed
zwierzętami? Rady dotyczące miłości? A może przepowiednie na przyszłość?
Keely doskonale zrozumiała jego niepewność i zdenerwowanie.
Dzwięcznie się roześmiała.
Nie muszę czytać horoskopu, żeby dowiedzieć się czegoś o moim życiu
miłosnym czy najbliższej przyszłości.
Nie musisz? Naprawdę?
Oczywiście, że nie, głuptasie. Wspięła się na palce i czule pocałowała
go w usta. Twoje miejsce jest i w mojej przyszłości, i w moim sercu.
A gdyby horoskop ostrzegał cię przede mną?
Nie bądz niemądry. Pogładziła go po policzku. Nasze znaki zodiaku
idealnie do siebie pasują. Nie muszę czytać wypowiedzi astrologa, aby wiedzieć,
że cię kocham. Albo że będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Nie musisz? Naprawdę?
Nie. Wywinęła się z jego ramion i zaczęła nakrywać stół do śniadania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]