[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po drugie, obserwując chłopaków, ich sprzęt do szermierki i puste
pudełka po pizzy, uznał, że należałoby nauczyć ich nieco bardziej estetycznego
trybu życia. Ostatecznie tworzyli właśnie wielką sieć kontaktów towarzyskich,
powinni zatem przynajmniej rozumieć, na czym polegają normy życia
społecznego. Sean wiedział, że nikt lepiej od niego nie pokaże im świata Doliny
Krzemowej. W tym mieście był gwiazdą rocka, nic nie stało wszakże na
przeszkodzie, aby nie mogła go pewnego dnia przyćmić gwiazda Marka
Zuckerberga. Thefacebook bez wątpienia miał być hitem, co oznaczało, że Mark
- mimo swoich wszystkich dziwactw i wad - znajdzie się na ustach całego
miasta. Imprezy, eleganckie restauracje, panienki - we wszystko Sean mógł go
wprowadzić.
A jeśli chodzi o Eduarda, to Sean z przykrością stwierdzał, że ominie go
następny etap rozwoju firmy. Takie sytuacje zdarzały się nieustannie.
Początkowo Eduardo był we właściwym miejscu o właściwym czasie, ale teraz
miejsce się zmieniło, a czas biegł do przodu z prędkością światła. Eduardo mógł
jeszcze podjąć próbę utrzymania się w firmie, ale jego dotychczasowe
zachowanie dowodziło, że nie podoła temu wyzwaniu.
Szkoda chłopaka, pomyślał Sean.
Co się stanie, jeśli człowieka stojącego tuż obok ciebie trafipiorun? Czy
wzlecisz na nim do stratosfery?
A może po prostu spalisz się na popiół, próbując się przy nim utrzymać?
ROZDZIAA 22 KALIFORNIJSKI SEN
Deszcz lał się strumieniami z szarego nieba, kiedy szeroki kadłub boeinga
757 American Airlines zaczął kołować w stronę pasa startowego. Eduardo
siedział z twarzą przyciśniętą do okrągłego okna, ale deszcz uniemożliwiał
zobaczenie czegokolwiek. Nie był nawet w stanie określić, ile samolotów stało
przed nimi w kolejce, lecz deszczowy piątkowy wieczór na nowojorskim
lotnisku JFK nie mógł dawać nadziei na szybki start. Oznaczało to, że do Los
Angeles przyleci dobrze po dwudziestej drugiej. Ze względu na różnicę czasu
będzie się czuł, jakby była pierwsza w nocy, więc kiedy Mark i pozostali
odbiorą go z lotniska, będzie wykończony. Wiedział jednak, że nie powinien
sobie tym zawracać głowy, ponieważ zgodnie z zapowiedziami mieli się
natychmiast rzucić w wir pracy.
Warkot silników rozgrzewających się podczas powolnego kołowania w
stronę pasa startowego wprawiał w drgania jego zmęczone mięśnie. Usadowił
się w fotelu w klasie turystycznej, próbując znalezć wygodną pozy cję. Mimo że
tradycyjnie miał na sobie marynarkę i krawat, przypuszczał, że bez większego
problemu prześpi sześciogodzinny lot. Przez ostatni miesiąc mocno się
naharował. Codziennie przez dziesięć godzin przemierzał ulice, spotykał się z
reklamodawcami, potencjalnymi inwestorami, producentami oprogramowania, z
każdym, kto z jakichś powodów okazywał zainteresowanie thefacebookiem. Do
tego dochodziły kolacje i wypady do nowojorskich klubów nocnych, głównie ze
znajomymi z Phoeniksa, którzy również spędzali tam wakacje. No i oczywiście
czas, jaki poświęcał Kelly, która sama zaczęła mówić, że jest jego dziewczyną.
W sumie miała rację, niemniej Eduardo zaczynał sobie powoli zdawać sprawę,
że jest lekko szurnięta.
Ani przez chwilę nie żałował, że już pierwszego dnia zrezygnował ze
stażu. Wystarczyło, że przez kilka minut posiedział w małym boksie, który
przez kolejnych dziesięć tygodni miał być jego miejscem pracy, wpatrując się w
stos wycen akcji, które miał przeanalizować, aby zdał sobie sprawę, że jeśli
zaniedba thefacebooka, nigdy nie zostanie prawdziwym biznesmenem, jak jego
ojciec. A jednak często dręczył go niepokój, kiedy najczęściej pózno w nocy
rozmyślał o tym, jak Markowi i reszcie zespołu układa się w Kalifornii, co
porabiają, jakie zrobili postępy i - przede wszystkim - dlaczego częściej do
niego nie dzwonią.
Wzniósł oczy do nieba, próbując znalezć wygodną pozycję na twardym,
zbyt dla niego małym fotelu. Chyba zaczynał przypominać swoją zwariowaną
dziewczynę, którą już w zasadzie postanowił rzucić. Jak inaczej wytłumaczyć
zarezerwowanie w ostatniej chwili lotu do Kalifornii? Chciał się przecież na
własne oczy przekonać, czy jego podejrzenia są bezpodstawne.
Był pewien, że jeszcze tej nocy niektóre wątpliwości związane z
thefacebookiem uda się rozwiać. On, Mark i pozostali spędzą miło wieczór,
trochę popracują i wszystko wróci do normy. Niemniej wcześniej czekały ich
jeszcze inne atrakcje.
Mark mówił, że Sean Parker zdobył dla nich zaproszenia na jakąś
charytatywną popijawę, na którą wybierali się wszyscy ważniejsi przedsiębiorcy
z okolicy. Będą mieli okazję do niezłej zabawy, a jednocześnie poznania
inwestorów, w tym kilku głównych graczy w Dolinie Krzemowej, a nawet
jakichś gwiazd świata Internetu. Parker podobno zabrał ich już na kilka
podobnych przyjęć. W ciągu miesiąca, jaki spędzili w Kalifornii, Mark zdołał
zobaczyć wszystko, co było tam warte obejrzenia. W San Francisco wkręcili się
w środowisko ludzi związanych z nowoczesnymi technologiami, pojechali
nawet kilka razy do Los Angeles na imprezy, w których brały udział ważne
osobistości z Hollywoodu.
Sean Parker znał wszystkich, a wszyscy znali Seana. Dzięki niemu
poznawali również Marka. Thefacebook nie znajdował się może jeszcze w
centrum uwagi, ale ludzie powoli zaczynali o nim mówić i najwyrazniej
wszyscy chcieli poznać błyskotliwego chłopaka odpowiedzialnego za niezwykle
popularny portal społecznościowy. Eduardo odczuwał coraz większy niepokój
po każdej kolejnej rozmowie z Markiem, po każdej opowieści o następnym
osiągnięciu, imprezie czy kolacji, w jakich nie mógł uczestniczyć, siedząc w
Nowym Jorku. Co gorsza, Mark pozostał sobą - nawet w rozmowie
bezpośredniej był człowiekiem trudnym do rozgryzienia, a przez telefon
pozostawał całkowitą zagadką. Eduardo miał niekiedy poczucie, jakby
rozmawiał z komputerem. Mark rejestrował jego wypowiedzi, przetwarzał je i
odpowiadał tylko wtedy, gdy uznał to za konieczne. Czasami nie odpowiadał w
ogóle.
Jeżeli Mark był podekscytowany wymiernymi postępami, jakie Eduardo
poczynił w rozmowach z reklamodawcami - zwłaszcza dobijając targu z Y2M i
uzyskując od kilku innych ważnych graczy poważne obietnice przyszłej
współpracy - z pewnością tego po sobie nie pokazywał. Eduardo musiał
przyznać, że Mark i jego zespół pracowali dwadzieścia cztery godziny na dobę,
wzbogacając stronę o nowe funkcje i włączając do sieci kolejne uniwersytety.
Przy utrzymaniu obecnego tempa pod koniec sierpnia liczba użytkowników
miała przekroczyć pół miliona. Ta liczba robiła spore wrażenie, niemniej
niesamowitemu rozwojowi towarzyszyły coraz to nowe problemy.
Przede wszystkim w najbliższym czasie potrzebny stanie się kolejny
zastrzyk finansowy. Firma wciąż funkcjonowała dzięki osiemnastu tysiącom
dolarów, które Eduardo wpłacił na konto w Bank of America; Mark korzystał z
nich za pomocą książeczki czekowej. Dotychczasowe przychody z reklam nie
wystarczały na pokrycie wszystkich kosztów - obsłużenie pięciuset tysięcy
użytkowników wymagało serwerów o dużej mocy. Poza tym zbliżała się chwila,
gdy pomoc dwóch stażystów przestanie wystarczać i trzeba będzie zatrudnić
prawdziwych pracowników, otworzyć prawdziwe biuro, wynająć prawdziwych
prawników etc., etc., etc.
Eduardo był przygotowany do rozmowy na wszystkie wymienione
tematy, chciał tylko mieć możliwość porozmawiania z Markiem w cztery oczy.
Parker nie musiał w tym uczestniczyć, ponieważ w żaden sposób go to nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]