[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieku V p.n.e., działał i tworzył poeta Antymach z Kolofonu. I on w pewnym momencie
swego życia zetknął się z Lizandrem, na krótko jednak. Było to tak:
Na wyspie Samos urządzono igrzyska ku czci spartańskiego wodza oraz konkurs poetycki.
Antymach przedstawił któryś ze swych poematów, doznał jednak przykrej porażki, sam bo-
wiem Lizander przyznał zwycięstwo komuś innemu.
Aatwo zrozumieć, dlaczego twórczość Antymacha nie mogła znalezć łaski w oczach Spar-
tanina, który tak wysoko cenił ostatniego aojdosa. Oto poeta z Kolofonu reprezentował cał-
kowicie nowy, a zarazem bardzo trudny kierunek epickiego stylu. Najkrócej można by go
określić mianem poezji uczonej, erudycyjnej. Lubował się Antymach w aluzjach do odległej
przeszłości, we wzmiankach o mało znanych mitach, w słownictwie, które odbiegało nie tylko
od codziennego, lecz nawet od homeryckiego. Bo też Antymach był uczonym; zasłużył się
jako wydawca i komentator Iliady oraz Odysei. Ale właśnie jako doskonały znawca starej
epiki rozumiał, że należy ona do przeszłości i nie ma sposobu, żeby utrzymać ją przy życiu.
Uważał więc, że nowa epika musi świadomie rezygnować z rzekomej prostoty aojdosów,
którzy niby to śpiewali dla wszystkich; niechby przemawiała tylko do wybranych, do ludzi
szerokiego oczytania i wysokiej kultury! Ci potrafią rozkoszować się urokami poezji, która
prócz kunsztu słowa i melodii wiersza kryje też skarby przedziwnej erudycji.
Być może, że jeszcze przed opracowaniem wielkiego eposu wydał Antymach zbiór miło-
snych elegii pod tytułem Lide; tak bowiem zwać się miała jego przedwcześnie zmarła dziew-
czyna. Uczony kochanek, aby znalezć jakąś pociechę w swej żałobie, zebrał i przybrał w po-
etycką szatę wszystkie podania o nieszczęśliwych miłościach, jakie tylko były znane w całej
helleńskiej mitologii.
16
Epicorum Graecorum Fragmenta, ed. G. Kinkel, Choerilus 1.
93
Epopeja, dzieło życia Antymacha, opiewała pierwszą wyprawę siedmiu przeciw Tebom.
Nosiła więc tytuł taki sam, jak owa dawna, o której mówiliśmy w rozdziale poprzednim -
Tebaida; różniła się jednak od tamtej pod każdym niemal względem. Była przede wszystkim
bardzo obszerna; liczyła ksiąg 24, a więc tyleż co Iliada. Toczyła się bardzo wolno i spokoj-
nie, jak szeroka rzeka rozlewająca się po równinie; i wciąż od głównego nurtu oddzielały się,
jak ramiona i odnogi, pełne uczoności wywody o tych czy innych, dawno zapomnianych mi-
tach, kultach, miejscowościach. Jednych zachwycał ten rytm powolny, a wymagający ciągłe-
go wysiłku intelektualnego: innych denerwował i męczył. Od samego początku swej arty-
stycznej działalności stał się Antymach poetą kontrowersyjnym, wokół którego rozgorzały
namiętne spory szczerych wielbicieli i złośliwych krytyków. Wzgardził Antymachem wódz
Lizander; ale żarliwie bronił go i wysławiał ktoś znacznie wybitniejszy i sławniejszy, bo sam
Platon! Według pózniejszych opowieści to właśnie młody Platon słowami podziwu i szacun-
ku sprawił, że Antymach - pogrążony w depresji po czyimś napastliwym ataku - nie rzucił w
ogień swoich poematów. A po śmierci Antymacha wysłał Platon jednego ze swych uczniów,
by zebrał i ocalił dla potomności jego spuściznę.
Przez całą niemal starożytność trwała walka o właściwą ocenę artystycznych walorów
Antymachowego dzieła. Jedni mówili, że to twórczość gruba, lecz nie obtoczona , inni zaś
umieszczali tego poetę tuż po Homerze. Nam trudno zabierać głos w tej sprawie, skoro posia-
damy tylko nikłe fragmenty - zarówno Lidy, jak i Tebaidy. Skłonni bylibyśmy najwięcej racji
przyznać Kwintylianowi, rzymskiemu teoretykowi literatury z I wieku Cesarstwa:
U Antymacha godna pochwały jest siła, powaga, rodzaj wysłowienia bardzo odbiegający
od pospolitego. Ale choć zgodna opinia gramatyków przyznaje mu prawie drugie miejsce, to
jednak zawodzi przy wyrażaniu uczuć, nie wprowadza miłego nastroju, nie daje właściwego
układu - w ogóle brak mu sztuki... 17
Pewne jest, że zarówno wrogowie, jak i przyjaciele, cała pózniejsza poezja helleńska i
rzymska, zawdzięczali Antymachowi bardzo wiele.
Symiasz wypowiada swoje zdanie o duchu opiekuńczym Sokratesa
Nie uszło uwagi ludzi współczesnych, ludzi z końca wieku V i z początku IV, że są świad-
kami ciekawego zjawiska: oto w twórczości epickiej zamierał styl stary - jego ostatnim akor-
dem było dzieło Chojrilosa - rodził się zaś nowy sposób poetyckiego opowiadania. Gdyby
coś podobnego działo się w naszych czasach, ponad wszelką wątpliwość płynąć by zaczęła
wielka rzeka prac, artykułów i esejów pod gromkimi tytułami: O sytuacji w epice; Walka no-
wego ze starym w naszej epice; W obronie prawdziwych wartości epopei; O granicach ekspe-
rymentu w twórczości epickiej; Z problematyki badań nad teorią i praktyką epopei. Odbywa-
łyby się uczone sympozja, międzynarodowe seminaria, sesje i konferencje. Przy sposobności
wiele osób zyskałoby doktorat, habilitację, profesurę. W większości zaś wypowiedzi o epice
byłyby długozdaniowe, inteligentnie niezrozumiałe, roztropnie uczulone na najlżejsze po-
wiewy z wysokich rejonów ideologicznego Olimpu.
Ale i wtedy, w okolicach roku 400 p.n.e., nie było tak zupełnie inaczej. Pisano o epopei, i
to pisali właśnie ideolodzy-filozofowie. Była już mowa o tym, że zainteresował się twórczo-
ścią Antymacha sam Platon. A przyjaciel Platona, tak dobrze znany nam Symiasz, również
zajął się sprawami epiki. Poświęcił temu przedmiotowi specjalny dialog - niestety, dziś zagi-
niony. Nigdy więc nie będzie wiadomo, czy Symiasz, przyjaciel tebańskich spiskowców, był
wielbicielem, czy też wrogiem Antymacha, który przedstawiał wyprawę siedmiu książąt
przeciw Tebom tak nowatorsko.
17
Kwintylian, Kształcenie mówcy, X 53.
94
Wiadomo natomiast, dzięki Plutarehowi, jaki był pogląd Symiasza na sprawę opiekuńcze-
go ducha Sokratesa. Jak się już rzekło, Kafizjasz i Teokryt rozmawiając na dziedzińcu z
Hippostenejdem dowiedzieli się w ostatniej chwili, że wysłannik, który miał zatrzymać sied-
miu na Kitajronie, w ogóle nie wyjechał; a więc biegu wydarzeń nic już nie mogło powstrzy-
mać, zamach musiał dokonać się tej jeszcze nocy!
Gdy Kafizjasz i Teokryt wrócili do pokoju, było już po opatrunku nogi Symiasza. Rozmo-
wa, którą przerwało wejście lekarza, znowu nawiązała do głównego tematu: czy w ogóle ist-
niał duch opiekuńczy Sokratesa, a jeśli tak, to jakie właściwie były jego cechy i przejawy.
Głos zabrał obecnie sam Symiasz:
- Jak wiecie wszyscy, byłem przez pewien czas uczniem Sokratesa. Ponieważ już wów-
czas opowiadano, że mój mistrz pozostaje pod opieką jakiegoś tajemniczego ducha, przy spo-
sobności zapytałem go o to wprost. Ale on pominął moje pytanie zupełnym milczeniem. Zro-
zumiałem, że postąpiłem niewłaściwie, i nigdy już do tej sprawy nie wracałem. Mogę nato-
miast stwierdzić coś innego, czego sam nieraz byłem świadkiem. Oto często rozmaici ludzie
opowiadali w obecności Sokratesa, że niemal naocznie i namacalnie zetknęli się z czymś bo-
skim; on jednak uważał ich po prostu za zwodzicieli. Rzecz jednak dziwna: poważnie trakto-
wał tych tylko, którzy zapewniali, że słyszeli jakieś głosy tajemnicze. Wypytywał ich bardzo
pilnie o wszystkie okoliczności takiego zdarzenia. My, uczniowie, rozmawialiśmy o tym po-
między sobą i doszliśmy do takiego wniosku: ów duch opiekuńczy Sokratesa to chyba nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]