[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za bardzo, a ja pozostawałam jedynie byłą żoną.
Właśnie chciałam mu zaproponować kolejną kawę, gdy zadzwonił dzwonek.
- Kto tam? - zawołałam.
- Evan - odpowiedział głos. - Fajnie, że cię jeszcze złapałem. Chcę cię o coś zapytać.
Evan. Idealne wyczucie czasu. To znaczy Evan był zawsze u mnie mile widziany, ale Dana
miałam dla siebie tylko raz w tygodniu i nie uśmiechało mi się odsyłać go tak wcześnie do
Leah.
- Jestem trochę zajęta - powiedziałam przez drzwi.
- Kto to jest Evan? - zapytał Dan. Miał dziwny wyraz twarzy, jakby zaskoczony, że w ogóle
mogę prowadzić jakieś życie towarzyskie.
- Sąsiad.
- Nie za wcześnie trochę na wizyty?
- Mieszka...
- Hej, Melanie - Evan znów zadzwonił - otwórz. Jedno pytanie i już mnie nie ma, obiecuję.
- To chyba coś ważnego - stwierdził Dan. - Lepiej już pójdę.
Odstawił kawę, wstał i ruszył do wyjścia. A ja za nim.
- Możesz zostać, jeśli oczywiście masz ochotę - zapewniłam go i otworzyłam drzwi.
- O - powiedział Evan, zauważając Dana. - Przepraszam cię, Melanie.
Nie wiedziałem, że masz gościa.
-Nic się nie stało - odparłam. - Mój mąż przywiózł Bustera.
-Traffic Dan Swain. - Evan, w swoim malarskim fartuchu i dżinsach, wydawał się
zaskoczony obecnością Dana, nie pełen podziwu jak kibic, bo w zasadzie nie interesował
się sportem, ale zdziwiony widokiem faceta, o którym tyle się ode mnie nasłuchał. - Miło mi
poznać - przywitał się. - Jestem Evan Gillespie.
Spodziewałam się, że Dan poczęstuje go swoim reklamowym śnieżnobiałym uśmiechem,
który po tylu latach popularności tak naturalnie mu przychodził, ale on w odpowiedzi
praktycznie warknął.
Nie żartuję - górna warga nawet mu nieco podskoczyła.
Albo nie zauważając tego chłodnego powitania, albo chcąc za wszelką cenę być miłym,
Evan chwycił Dana za rękę i potrząsnął nią przyjaznie.
- Witaj, kolego - wydukał w końcu mój były mąż. Kolego? O co tu chodzi? Zabrzmiało
okropnie zarozumiale, jakby to nie był Dan. Zawsze serdecznie się witał z nieznajomymi i
chętnie podawał dłoń, robił wszystko, żeby się czuli swobodnie. Ale nie tym razem. Z
jakiegoś powodu odczuł natychmiastową i trudną do wyjaśnienia niechęć do Evana.
- Evan bardzo mi pomaga - powiedziałam, próbując jakoś rozładować tę niezręczną
sytuację. - Nazywa mnie swoją damą w opresji i zawsze mnie ratuje, jak robię coś
głupiego.
- A Melanie nie jest najłatwiejszą osobą do ratowania - zażartował Evan. - Potrafi być
zadziorna, zresztą ty pewnie wiesz to najlepiej.
Dan znów się spiął - dziwne! - i powiedział: - Mnie zawsze wydawała się raczej łagodna.
Prawda, kotku?
I objął mnie, niemal tak, jakby chciał jasno zaznaczyć swoje terytorium. Jak Boga kocham,
nie miałam pojęcia, co o tym myśleć.
- Evan jest świetnym malarzem - postanowiłam jakoś podtrzymać rozmowę.
- Portrety czy coś w tym rodzaju? - Dan znów przybrał pełen wyższości ton, zupełnie do
niego niepodobny.
- Nie. Najczęściej maluję morze. Dla mnie woda ma w sobie coś magicznego.
- To co ty właściwie robisz w Nowym Jorku? - pytał Dan, nagle ekspert od malarsrwa. -
East River nie wydaje się specjalnie inspirująca.
-Tu mam swoją bazę - wyjaśnił Evan. - Po inspirację wyruszam na wyspy.
- Powinieneś zobaczyć obraz, który namalował na Bahamach - zwróciłam się do Dana.
Wciąż mnie obejmował i wciąż nie przypominał tego przemiłego faceta, jakim zawsze był
dla nieznajomych. - Jest tak realistyczny, że czujesz się, jakbyś tam był.
Evan uśmiechnął się do mnie.
- Chyba cię wynajmę jako agentkę od reklamy. Ale na razie mam pytanie, bo po to
przyszedłem, a nie chcę cię zatrzymywać. Macie z Busterem czas w środę wieczorem?
Planuję jeszcze jedną kulinarną ucztę u Evana.
- Evan jest też wspaniałym kucharzem. Karmi nawet Bustera - poinformowałam Dana.
Aon?
- O, widzę, że kolega opiekuje się wszystkimi wokół. Znowu ten  kolega"! Rany!
Pomyślałam, że jak Evan sobie pójdzie, wszyscy troje poczujemy się lepiej.
- Bardzo chętnie przyjdziemy. Dzięki za zaproszenie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł Evan i odwrócił się do Dana, by znów
uścisnąć mu dłoń, tym razem na pożegnanie. - Miło było cię poznać, kolego.
Oczywiście nie było w tym nic miłego, ale ostatecznie wyszedł i napięcie odczuwalnie
opadło.
Dan zdjął rękę z mojego ramienia, spojrzał na zegarek i oznajmił, że musi lecieć. Ja sama
byłam już niezle spózniona.
Potem zatrzymał się jeszcze na progu i powiedział: - Kotku, wpadłaś facetowi w oko.
- Evanowi? - odparłam zdumiona tą uwagą. - Czemu tak myślisz?
- Czemu? - Tym razem zaprezentował w końcu swój reklamowy uśmiech. - Bo wiem, o
czym mówię. Swój pozna swego.
Kiedy wyszedł, oparłam się o drzwi i gapiłam za nim jak jakaś zwariowana fanka, a jego
słowa dzwoniły mi w uszach. Nie zauważyłam, żeby Evan coś do mnie czuł, i w ogóle się
nad tym nie zastanawiałam. Nurtowało mnie natomiast pytanie, czy to Danowi nie
 wpadłam w oko". Nie dawniej. Teraz. I czy dlatego traktował Evana z taką pogardą.
No bo jak inaczej wyjaśnić to, co się właśnie stało? Jak wyjaśnić tę zmianę nastroju po
przyjściu Evana? Dan miał przecież świetny humor - najlepszy z możliwych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl