[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ree odchrząknęła.
80
S
R
- Tak. Poznałam Paula na drugim roku studiów. Właśnie kończył
doktorat. Pobraliśmy się parę miesięcy po uzyskaniu przeze mnie stopnia
licencjata.
Zwietnie to pamiętała. Poznali się w bibliotece na kampusie, siedzieli
przy jednym stoliku. Paul był tak zatopiony w lekturze, że minęła godzina, nim
podniósł wzrok i wreszcie ją zauważył. Uśmiechnął się, a ona odpowiedziała
mu uśmiechem. Tego wieczoru po zamknięciu biblioteki zaprosił ją na kolację.
Z początku ją bawił, chociaż czasami też irytował. Wmawiała sobie, że jego
zdolność koncentracji na jednej tylko rzeczy to cecha godna podziwu. Bo cóż
innego przyciągnęło ją do kogoś, kto tak bardzo się od niej różnił? Już tego nie
pamiętała.
- Czy twój mąż też stąd pochodzi?
- Nie. Urodził się w Ohio, ale mieszkał w kilku stanach, zanim przeniósł
się do Michigan, gdzie uczęszczał na stanowy uniwersytet. Jego ojciec był
wojskowym.
- Wciąż przenosił się z miejsca na miejsce. Jak koczownik - mruknął
Dane.
- Tak, i nadal nim jest.
- Z powodu pracy?
Ree skinęła głową.
- Czasami wyjeżdża na wiele miesięcy.
Usłyszał w jej głosie żal.
- Przecież wiedziałaś, co cię czeka.
- Owszem. To znaczy, do pewnego stopnia. Paul był asystentem na
uniwersytecie, jak się pobieraliśmy, miał szansę na stałą pracę. Ale on chciał
spędzić dwa lata na wykopaliskach. Obiecał, że pózniej poszuka posady na
uczelni.
81
S
R
Niestety złamał obietnicę. Dwa lata przeciągnęły się do czterech, cztery
zamieniły się w sześć. Oferty pracy napływały. Po szóstej Ree przestała je
śledzić, bo Paul za każdym razem odmawiał. Prowadziło to do poważnych
dyskusji i sporów. Ree błagała, by jej wysłuchał. Paul ze spokojem, jeśli w
ogóle zabierał głos, odrzucał jej argumenty.
- Pewnie lubi swoją pracę.
- To całe jego życie.
Dane zerknął na nią, ale długo nic nie mówił. Kiedy się znów odezwał,
rzekł:
- Ty powinnaś być całym jego życiem.
Ree wycierała skroploną parę zbierającą się na zewnętrznej stronie
szklanki. Nie wiedziała dlaczego, ale nagle zachciało jej się płakać.
- No cóż, stanie się - rzekła do siebie Ree, przyjeżdżając do Saybrook's
pierwszego tygodnia pazdziernika. Zaparkowała, zgasiła silnik, a potem
siedziała przez chwilę, patrząc na deszcz siąpiący z ołowianego nieba. Tego
dnia zamykali sprawę sprzedaży domu.
To dziwne, ale perspektywa spotkania z Dane'em denerwowała ją
bardziej niż fakt, że dom będzie miał nowych właścicieli. Przysięgłaby, że
podczas ich ostatniego spotkania coś między nimi się zmieniło. Przerażało ją to
tak samo jak pożądanie, które Dane nadal w niej wzbudzał.
Z teczką w ręce wysiadła z samochodu, a ponieważ nie miała parasola,
szła do wejścia po mokrym asfalcie tak szybko, jak pozwalały jej wysokie
obcasy. Conlanowie i Luke czekali już w sali konferencyjnej Saybrook's.
Oprócz nich byli tam dwaj poważni mężczyzni w garniturach. Ree domyślała
się, że to prawnicy.
- Ree, wejdz. - Ali podniosła wzrok i ujrzała ją w drzwiach. - Napijesz się
kawy czy herbaty? - Wskazała na zalane deszczem okno. - Paskudna pogoda.
82
S
R
- Chętnie wypiję gorącą herbatę, jeśli mogę.
Kiedy rozpięła płaszcz, zobaczyła Dane'a. On także był w garniturze,
uczesany i świeżo ogolony. Niezależnie od tego, czy był schludny i elegancki,
czy beznadziejnie niechlujny, zawsze wyglądał atrakcyjnie. To
niesprawiedliwe.
Ree przygładziła włosy. Tego dnia nawet nie próbowała ich prostować.
Przy tej pogodzie jej wysiłki poszłyby na marne. %7łałowała, że przynajmniej nie
spięła ich z tyłu głowy, by wyglądać bardziej profesjonalnie. Przysięgłaby, że
słyszy Nonnę cmokającą z dezaprobatą.
Dane podszedł i pomógł jej zdjąć płaszcz. Miała na sobie ten sam
kostium co wtedy, gdy przyjechała do Saybrook's ze swą ofertą. Dane stał tak
blisko, że czuła zapach jego wody po goleniu. Wciągnęła tę woń w nozdrza i
mało nie westchnęła.
- Witaj, Ree.
- Witaj - odparła z żenującą chrypką. Odchrząknęła i odezwała się
normalnym głosem: - Jak się masz?
- Dobrze. A ty? To wielki dzień.
- W porządku. - Mówiła poważnie. Pogodziła się już ze sprzedażą domu,
konieczną i nieuniknioną. Mimo to z radością zmieniła temat: - Mam coś dla
ciebie... i dla pozostałych, oczywiście.
Wyjęła z teczki małe białe pudełko. Dane zaczął się śmiać, nim je
otworzył.
- Nie do wiary, przyniosłaś mi krówki.
- Kiedy wysiadłam z promu, zobaczyłam sklep z krówkami i nie mogłam
się oprzeć, zwłaszcza że rozmawialiśmy o nich.
- Pralinkowe i śmietankowe - rzekł, odłamując kawałek i wkładając go do
ust. Kiedy się uśmiechnął, w jego policzku pokazał się dołeczek.
83
S
R
- Mówiłeś, że takie lubisz.
Wyjęła drugie małe białe pudełko.
- A co jest w tym? - spytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl