[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uciec. Jesteśmy przyjaciółmi!
Para identycznie ubranych mężczyzn wśliznęła się do celi, dołączając do mo-
jego samotnego rozmówcy. Na korytarzu zamajaczyła sylwetka czwartego.
83
Przyjaciele! wrzasnąłem. Mordercy! Zapłacicie za to!
Ten w korytarzu szepnął coś i pozostała trójka skoczyła na mnie.
Szef był niewielkim mężczyzną o ile był mężczyzną. Ubiór miał zbyt luzny,
a maskę zbyt szczelną, aby mieć pewność, ale Angelina była akurat tego wzrostu.
No i osobisty udział w takiej akcji pasował do niej. Mając na karku jej opryszków,
nie byłem jednak w stanie przyjrzeć się dokładniej.
Pierwszego kopnąłem w brzuch, drugiego trzasnąłem w szczękę, ale niezbyt
mocno. To nie ja ich miałem stąd wynosić. W tym rodzaju walki moi przeciwnicy
byli zaprawieni, toteż łatwo im poszło. Tym bardziej że stawiałem raczej symbo-
liczny opór. Starałem się nie uśmiechać, gdy wynosili mnie tam, gdzie za wszelką
cenę chciałem się dostać.
Rozdział 16
Ponieważ pałowanie mogło mieć zgubne skutki, pozbawili mnie przytomno-
ści rozduszając po prostu pod moim nosem kapsułkę z gazem usypiającym. W ten
sposób zarówno droga, którą odbyliśmy, jak i punkt docelowy były dla mnie za-
gadką. Musieli dać mi potem jakieś antidotum, gdyż następną rzeczą, jaką pa-
miętam, był facet ze strzykawką. Podniósł mi powiekę, za co trzepnąłem go po
łapie.
Trochę tortur przed śmiercią parsknąłem przypominając sobie o roli.
Tym razem nie ma się co przejmować rozległ się za mną głęboki głos.
Jest pan miedzy przyjaciółmi. Między ludzmi, którzy rozumieją i podzielają pań-
skie niezadowolenie z istnienia obecnego reżimu.
Z całą pewnością nie był to głos Angeliny. Oblicze zresztą też nie: kwadratowa
szczęka i ciemne oczy, a poza tym wyglądał bez wątpienia jak facet i to z tutejszej
arystokracji. Medyk nas opuścił, a ja wysiliłem pamięć. Na pewno go widzia-
łem podczas ćwiczeń mnemotechnicznych, które pomogły mi przygotowywać
się do roli. Oczywiście, że go znam!
Rdenrundt! Hrabia Rdenrundt powiedziałem wolno, starając się przypo-
mnieć sobie wszystko, co o nim wiedziałem. Mógłbym uwierzyć w to, co usły-
szałem, gdyby nie fakt, że jest pan pierwszym kuzynem Jego Wysokości. Ciężko
jest mi przyjąć, że wykradł mnie pan z królewskiego więzienia dla swej przyjem-
ności i. . .
Nie jest istotne, w co pan wierzy parsknął ze złością i umilkł, by opano-
wać nerwy. Willem może być moim kuzynem, lecz to nie oznacza, że muszę
o nim myśleć jako o idealnym władcy. Mówił pan o wielu rzeczach na balu. Czy
podtrzymuje pan to? Czy też była to tylko bufonada? Proszę się dobrze zastano-
wić, może się pan pogrążyć. Być może są jeszcze inni, którzy w odróżnieniu od
pana nie będą czekać z założonymi rękami, aż zmiana nastąpi sama.
Gwałtowność i entuzjazm oto ja. Lojalny przyjaciel i śmiertelny wróg. Sko-
czyłem ku niemu, złapałem jego dłoń i potrząsnąłem nią z rozmachem.
Jeśli mówi pan prawdę, to jestem po pana stronie. Jeśli pan kłamie i jest to
tylko królewska zasadzka, to przygotuj się, hrabio, do walki!
85
Nie ma sensu walczyć odparł uwalniając swą dłoń z uścisku, co sprawiło
mu niejaką trudność. A przynajmniej nie dotyczy to nas. Mamy przed sobą inne
zadania i musimy nauczyć się ufać sobie nawzajem. Freibur jest teraz inna niż za
czasów naszych przodków. Jak dotąd nie znalazłem tu nikogo pewnego.
Ci chłopcy, którzy zabrali mnie z celi, nie byli najgorsi. Wyglądali na zna-
jących swoją robotę.
Mięśnie! parsknął pogardliwie i wdusił guzik w oparciu fotela. Osiłki
o zakutych łbach. Tych można mieć, ilu tylko się chce. Potrzebni są ludzie, którzy
mogą nimi kierować i pomóc mi doprowadzić Freibur do lepszego jutra.
Nie wspomniałem nic o osobie, która kierowała grupą moich oswobodzicieli.
Jeżeli hrabia nie zamierzał mówić o Angelinie, to ja tym bardziej. Ponieważ zaś
narzekał na brak umysłów, postanowiłem go pocieszyć.
To był pański pomysł, by wetknąć strażnikowi w dłoń kawałek munduru?
Nie potrafił ukryć zdziwienia.
Jest pan dobrym obserwatorem, panie Bent!
Kwestia treningu starałem się wyglądać skromnie i dumnie. To był
czerwony materiał i sprawiał wrażenie, jakby ktoś wyrwał go w trakcie szarpaniny
z czyjegoś munduru. Wszyscy, których widziałem, ubrani byli na czarno. Może
odrobina niedyskrecji. . .
Z każdą chwilą jestem bardziej zadowolony, że przyłączył się pan do nas
zaprezentował w uśmiechu cały garnitur zepsutych zębów. Stary książę ubiera
swych ludzi w czerwone liberie, jak pan zapewne wie. . .
I jest najsilniejszym poplecznikiem Willema IX zakończyłem za nie-
go. Nikt się nie zmartwi, jak się pogryzą.
W najmniejszym stopniu zgodził się, ponownie przypominając mi
o dentyście.
Bez wątpienia stanowił najlepszy parawan, jaki moja Angelina mogła znalezć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]